[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwszy \ołnierz nadszedł powoli z prawej strony.Podobnie jak załoga łodzipatrolowej, miał na sobie polowy mundur armii, ale z biodra zwisał mu rządowy colt 45.Znudzona twarz młodego wartownika wyra\ała poczucie straty czasu i energii.Jakieśpięćdziesiąt jardów po lewej, wyłonił się z cienia jego towarzysz.Szedł jeszcze wolniej, o ilebyło to w ogóle mo\liwe.śołnierze, niczym dwa roboty w kieracie, zbli\yli się do siebie.Miejsce spotkania wypadło nie dalej ni\ trzydzieści stóp od Havelocka. 216- Dowiedziałeś się czegoś więcej? - zapytał ten z prawej.- Tak.Przypływ porwał z Savannah jakąś łódz wiosłową.Nie było w niej nikogo.- Czy ktoś sprawdził silnik?- O co ci chodzi?- O olej.Zachowuje ciepło jeszcze po skończeniu pracy silnika.- Daj spokój.Kto u diabła mógłby się tu dostać? - Nie powiedziałem, \e mógłby.Powiedziałemtylko, \e to jedyny sposób, \eby się dowiedzieć.- Niewa\ne.Wcią\ przeszukują wyspę dookoła, mo\e myślą, \e komuś urosły skrzydła.Chybawszystkie tutejsze szar\e mają zle w głowie.- A ty byś nie miał?- Masz rację, zobaczymy się w środku.- Wartownik po lewej zerknął na zegarek.- O ile zluzuje cię Jackson.Zeszłej nocy spóznił się pół godziny.Uwierzyłbyś?! Powiedział, \emusiał obejrzeć do końca jakiś parszywy film w telewizji.- Bez przerwy robi takie numery.Kiedyś Willis powiedział, \e pewnego razu zejdzie zposterunku i zamelduje, \e Jackson objął wartę.Machnij na niego ręką.- I tak by się wykręcił.Obaj mę\czyzni odwrócili się od siebie i rozpoczęli znajomy,monotonny marsz.Michael przemyślał podsłuchaną rozmowę.Teren wyspy przeczesywałoddział \ołnierzy, a wartownicy za chwilę zakończą słu\bę.Ich obowiązki najwyrazniej niebyły zbyt rygorystycznie przestrzegane, jeśli zmiana o północy mogła spóznić się o półgodziny.Była w tym wszystkim jakaś sprzeczność.Wyspa została zamieniona w fortecę, awartownicy traktowali swoje zadania tak, jakby to była nonsensowna, o ile w ogóle potrzebna,działalność.Dlaczego? Odpowiedz podsunęły mu wspomnienia z dawnych lat.Je\eli jakiśobowiązek nie miał sensu, zwykły \ołnierz dostrzegał to pierwszy.A to mogło oznaczać, \esystem alarmowy wewnątrz palisady, dorównuje zabezpieczeniom na brzegu.Michaeluwa\nie przyjrzał się wysokiemu ogrodzeniu.Zbudowano je niedawno, drewno nie zdą\yłojeszcze ściemnieć.I nie trzeba było wcale du\ej wyobrazni, \eby przewidzieć zainstalowanepułapki: podwójne wiązki światła, reagujące alarmem na masę, cię\ar i ciepłotę ludzkiegociała.Nie mo\na ich było przeskoczyć, u\yć tunelu lub przedrzeć się.Potem dostrzegł to, cowcześniej umknęło jego uwadze: palisada zakręcała w obu kierunkach, trzymając siędokładnie krzywizny betonowej drogi.Obsadzona przez wartowników brama musiała byćpoza zasięgiem wzroku, tylko w tych miejscach mo\na było dostać się do środka.To byłoniezwykłe.śołnierze z latarkami przeciskali się między pniami drzew i brnęli w piasku pla\y,sprawdzając wszystko z perfekcyjną dokładnością.Zaczęli dokładnie tu\ za nim, na odcinkuwybrze\a zwanym czwartym sektorem i szybko poruszali się naprzód.Było ich tuzin, mo\etrzynastu.Bez względu na to gdzie zaczęli, wrócą do punktu wyjścia i zamkną krąg.Nocbyła ciemna, a księ\yc coraz rzadziej przeświecał przez chmury.Wykorzystanie oddziałupatrolowego do swoich celów było prawie niemo\liwe, ale tylko takie rozwiązanie przyszło mudo głowy.Je\eli jednak jego plan ma mieć szanse powodzenia, musi zacząć działać.I to ju\.śołnierz po prawej był najbli\ej.Zgodnie z logiką, nale\ało zająć się nim w pierwszejkolejności.Ju\ prawie znikał z pola widzenia, kryjąc się za krzywizną palisady.Havelockprzeskoczył przez drogę i pobiegł dalej po piaszczystym nasypie, przeklinając chlupot wprzemoczonych butach.Przed sobą miał odległą o jakieś sześćset stóp, oświetloną bramę.Przyspieszył więc biegu, skracając dystans do poruszającego się ospale wartownika.Miałnadzieję, \e wiatr szeleszczący w gałęziach drzew, zagłuszy gąbczaste odgłosy jego butów.Dzieliło go od niego dwanaście stóp, kiedy ten zatrzymał się i zaniepokojony, gwałtownieobrócił się w bok.Havelock skoczył, pokonując ostatnie sześć stóp w powietrzu.Prawą dłońzacisnął na ustach \ołnierza, a lewą oparł na podstawie jego czaszki.Po kontrolowanymupadku na ziemię, trzymał go w mocnym uchwycie.Wygięte w łuk ciało wartownikaspoczywało na kolanie Havelocka.- Nie próbuj krzyknąć! - wyszeptał.- To tylko ćwiczenia, rozumiesz? Sprawdzamyzabezpieczenia.Wie o tym połowa garnizonu, a druga nie ma o niczym pojęcia.Zabiorę cięteraz na drugą stronę drogi, zwią\ę i zaknebluję, ale nie za mocno.Po prostu wyłączyłem cię z 217ćwiczeń.Okay? Wartownik był zbyt zszokowany, \eby cokolwiek powiedzieć.Mrugał tylko cojakiś czas wielkimi, przestraszonymi oczami.Michael nie mógł mu zaufać, a ściślej mówiąc,nie mógł zakładać, \e ten nie wpadnie w panikę.Sięgnął po czapkę \ołnierza, wstał inie zwalniając uchwytu, przebiegł razem z nim przez drogę i skręcił w prawo, w stronę sosen.Kiedy skryła ich ciemność pod gałęziami, Havelock zatrzymał się i przewrócił \ołnierza naziemię; ju\ wystarczająco głęboko zanurzyli się w czwartym sektorze.- Teraz zabiorę rękę - powiedział Michael, klęcząc obok.Ale jeśli piśniesz słowo, będę musiałcię ogłuszyć, kapujesz? Je\eli tego nie zrobię, dostanę punkty karne.Okay? Młody człowiekskinął głową i Havelock powoli zabrał rękę, przez cały czas gotów zacisnąć ją ponownie naustach \ołnierza, gdyby ten spróbował odezwać się głośniej.Wartownik potarł policzki i cichopowiedział:- Przestraszyłeś mnie jak cholera.Co tu się, u diabła, dzieje?- Ju\ ci powiedziałem - odparł Michael, rozpinając pas z bronią \ołnierza i zdejmując mukurtkę.- Sprawdzamy zabezpieczenia - wyjaśnił, i sięgnął do własnej kieszeni po sznurowadłoz nie garbowanej skóry.Odgiął wartownikowi ręce za plecy.- Nasza grupa ma za zadaniedostać się do środka.Związał przeguby i przedramię wartownika, owijając je sznurowadłema\ do łokci.- Do obozu?- Zgadza się.- Człowieku, nie dacie rady.Przegracie!- System alarmowy?- Do Memphis jest siedem wyjść i wejść.Którejś nocy pelikan usiadł na palisadzie i skwierczałsukinsyn przez pieprzone pół godziny, tak jak gdyby następnego dnia nie było kurczaków naobiad!- A w środku? - Co w środku?- Czy są w środku alarmy?- Tylko w Georgetown.- Gdzie? Co to jest Georgetown?- Hej, znam regulamin.Mogę ci podać tylko nazwisko, stopień i numer identyfikacyjny.- Brama - groznie powiedział Havelock.- Kto jest na bramie? - Warta, a niby kto inny? Tyluwraca, ilu wychodzi.- A teraz powiesz mi.Michael dostrzegł słaby błysk latarki.Daleko, gdzieś między drzewami,zespół przeczesujący okrą\ał wyspę.Nie było czasu na dalszą rozmowę.Oderwał więckawałek koszuli \ołnierza, zwinął w kłębek i wepchnął w usta protestującego wartownika.Następnie obwiązał mu twarz sznurowadłem, przytrzymując w ten sposób knebel [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •