[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szła na jedno spotkanie i następnego dnia znaj­dowała na poduszce sześć innych zaproszeń, a każdy z nadawców byłby śmiertelnie obrażony, gdyby się nie pojawiła.Wybrała stopniowe wycofywanie się z życia towarzyskiego.Wszyscy twórcy przebierali się od czasu do czasu, bo ich wypra­wy w miasto wymagały anonimowości, jednak gdy Kora skoń­czyła dziewiętnaście lat, osiągnęła w tej sztuce perfekcję tak wielką, że Pokora Garden prawie wcale nie pojawiała się w po­siadłości Ankh.Stała się samotnikiem oddanym swej sztuce.W tym czasie, używając pudru, farb, cieni do powiek i sukien, Kora bywała na dworze jako tuzin różnych osób.Goquisite nie poznawała jej, bo dziewczyna po skończeniu osiemnastego roku życia znacznie urosła.Puder nadał brązowemu futru Kory zielon­kawe zabarwienie i kiedy Goquisite w końcu orientowała się, z kim ma do czynienia, traktowała ją jak jednego z zaproszonych gości.Była miła, przyjacielska, całowała ją i opowiadała rzeczy równie prawdziwe jak jej uśmiech.Kora nadal nie rozumiała, jak Goda może się zadawać z tą płytką kobietą.Wtedy przypominała sobie, że Goquisite jako dziecko była lemanką, jak wszyscy szlachcice pierwszego poko­lenia: coś musiało się w niej kryć, jakaś zdolność pojmowania świata, ukryta pod jedwabiem i miękkim ciałem.Nie wnikał głębiej w mechanizmy tej przyjaźni, patrzyła tylko, zachwycom jak Goda i Goquisite niszczą swych przeciwników niby dwoje drapieżców mordujących owce.Kiedy Goda i Kora były same dziewczyna często miała wrażenie, że jej mistrzyni nie mówi do niej, a do Goquisite.Znosiła w ciszy to upokorzenie.Wiedziała jak bardzo Goda na niej polega.Kiedy wracały do Zaułka, Goda kryła się za plecami Kory przed milczącym potępieniem innych twórców.(Ziniquel nie zadawał sobie trudu, aby ukryć swą pogardę.Wychodził z pokoju, gdy Goda do niego wchodziła.Kora bała się, że pewnego dnia znienawidzi nie tylko mistrzynię.)Próbowała przekonać Godę, aby ta nie zamartwiała się utratą zaufania twórców.Była to cena, którą musiała zapłacie za możli­wość swobodnego przebywania na dworze.Jednocześnie Kora rozumiała, że nikt z twórców nie pogodzi się z taką stratą bez gniewu i żalu.Bez swych imrchim twórca po prostu nie istniał.Co więcej, polityczna siła twórców płynęła z ich jedności.Kiedy spisek możnych zataczał coraz szersze kręgi i obejmował zamor­skie prowincje, postawa Gody zagrażała jej pozycji w samej Elipsie.Na razie wszyscy twórcy nadal głosowali tak, jak ona, ale jak długo jeszcze?Kora czuła, jak ich życie rozciąga się, rozciąga i strzępi na krawędziach.A do tego Goda nie przejmowała się zbytnio uczuciami Kory.Nie wyobrażała sobie, żeby lojalna uczennica mogła mieć inne poglądy polityczne (Kora nie miała, ale Goda powinna brać taką możliwość pod uwagę.W końcu uczniów należało się strzec.)Uczniowie nie mieli prawa tworzyć.Ale Kora potrzebowała tworzenia jak narkoman opium.Pod koniec każdego dnia, spę­dzanego na salonach, owinięta w koronki i obsypana pudrem, po to by pomagać Godzie, wyruszała na łowy albo brała rykszę do Zaułka Tellury.Biegła na górę, zrywała suknie, wrzucała na siebie przepocony fartuch, a rozważania nad estetyką kolejnego ducha pomagały zapomnieć jej o wszystkim.Energia, którą wtedy czuła, prowadziła jej palce jak szaleńcza gorączka.Domyślała się, że ta energia płynęła częściowo z seksu, który ją łączył z duchami.Seks był zabroniony.Twórcy mieli obowią­zek się wycofać, zanim doszło do spełnienia.Jednak Kora zaczęła od złamania tej zasady i teraz było już za późno.Inni twórcy, oczywiście, wiedzieli, potrząsali głowami, ale nie próbowali jej powstrzymać.Jednego nie wiedzieli: dlaczego nigdy nie została kochanką żadnego z nich.Zakaz uprawiania miłości podniecał ją tak, jak nie podnieciłby jej żaden z imrchim.Pieszczoty duchów wprawiały jej ciało w drżenie, a malowanie ich zaspokajało pragnienia.Krąg się zamykał.Kiedy traciła siły, przychodził Miło.Po pierwszym duchu zaczął składać jej regularne wizyty.Szybko przestała się zastanawiać, dlaczego - był bogiem i jego działania były niewytłumaczalne.Miło pojawiał się w jej pokoju w Albienie z głośnym teth” i razem spożywali kolację, którą wcześniej ukradła z kuchni Kielicha.Jadł z wilczym apetytem, siedząc w saloniku, który urządziła sobie w dawnym pokoju Gody.Przyprowadzała tu swe duchy i malowała je.Na początku rozmowa z Miło nie kleiła się i Kora przeklinała własną niezgrabność.Beznadziejnie zastanawiała się, dlaczego nadal ją odwiedzał? Jakiś rok później, przymierzając jego ko­szulę, dokonała przypadkowego odkrycia: całe ciało Miło pora­stały pazury.Grube, brązowe szpony podobne do tych, które miał u rąk i nóg, rozsadzały zieloną skórę.Wściekł się, kiedy odważyła się o nie zapytać, i nie pojawiał się przez kilka tygodni.Kiedy wrócił, ich przyjaźń nabrała zupełnie innego wymiaru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •