[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.RAPORT O STANIE WSPÓŁCZESNEJ LITERATURY NARODOWEJ - tytuł wymyślił, drzemiąc jeszcze, teraz wystukał go na modernistycznych klawiszach komputera.Pierwsze krople kolejnego w tym tygodniu deszczu uderzyły o parapet i natchnienie jak pątnik odeszło.- To chyba ciśnienie - tłumaczył sobie.- Nie pali się.Uspokoił sumienie i przystąpił do porannej toalety.Wystarczyły mu ledwie trzy minuty, by nasycić się swą nagością w lustrze i dokonać niezbędnych ablucji.Fizjologiczna sprawność Siary była przedmiotem zazdrości i podziwu kolegów krytyków jak i jego ofiar.Nie palił i był dumny z pojemności swoich potężnych płuc.Kusiło go czasem, żeby sprawdzić, z ilu kroków świece na ołtarzu zdmuchnie, ale krępował się troszkę.Świeży i pachnący powtórnie nałożył skarpety i całą resztę.Czarny jak smoła krawat, ledwie widoczny na granatowej koszuli, związał fikuśnie, narzucił trencz, wsuwane półbuciki numer 42 i zaopatrzony w parasol wyszedł.Na schodach skłonił się grzecznie sąsiadce, matce czworga dziatek, niosącej pełne siatki, i zręcznie ją ominąwszy, znalazł się na dworze.Deszcz siąpił niemrawo, ale Siara rozłożył parasol.Po głowie plątała mu się fraza: „Dojrzałość męska: znaczy to odzyskać powagę, jaką się miewało przy zabawie za lat dziecięcych”.- Co to jest? Skąd ja to znam? To nie Rilke.To nie Słowacki.To nawet nie Miciński.Kto to, co to? Skąd mi się to przyplątało? Skąd, na Boga? Skąd, na Marię Janion, mi się to przyplątało? Przecież to nie jest wiersz Wisławy Szymborskiej!Parasol z lekka przeciekał.Deszcz nie ustawał.Deszcz wzmagał się.Deszcz - a do tego jeszcze halny.* * *Noc nachylała się.* * *Henryczek nie spał.Składał i rozkładał broń po ciemku.Miał już dosyć składania i rozkładania broni przy świetle, osiągnął w tym absolutny rekord świata, a ściganie się z samym sobą, mimo że przyjemne, nie miało dla Henryczka takiej jakości, jak poprawianie cudzych rekordów.Zresztą, przy dziennym świetle mógł poprawiać swój rekord o ułamki ułamków sekund, a nie posiadał odpowiedniego czasomierza.Pisał już w tej sprawie do Szwajcarii, jednak odpowiedź nie nadeszła dotychczas.Prawdę mówiąc, w mieszkaniu nie było zupełnie ciemno.Z kuchni sączyła się wąska smużka światła.To świecił się piekarnik.Noce były dość chłodne, a o ogrzewaniu kaloryferowym nie było co marzyć, toteż Henryczek ogrzewał mieszkanie w ten specyficzny sposób.- Świat jest okrutny.Wychodząc wieczorami, widząc te niepłękne, zawzięte twarze - myślał Henryczek, składając pistolet - doznaję bólu istnienia.Chcę pomóc skrzywdzonym, ale to ja ich wybiorę i ochronię.Oczywiście, wolałbym, żeby wszyscy byli szczęśliwi, jednak miarą szczęścia, którą sam im odmierzę.Nie da się tego dokonać poprzez choćby najlepszą ochronę policyjną.Badałem to zagadnienie i wiem, że policja, nawet najsprawniejsza, nawet amerykańska, nie jest wolna od błędów i korupcji.Ale ja znam drogę.Wiem, kim jestem i jaka jest moja rola w odwiecznej walce.Jam częścią tej.Urwał, wykonał półobrót i wycelował w stronę przedpokoju.- Wejdź powoli.Ręce na karku.Powoli, powoli.Zastanawiasz się pewnie, czy mam jeszcze w magazynku jeden nabój, prawda? Zastanawiasz się, czy urodziłeś się pod szczęśliwą gwiazdą? Sprawdzimy, synu - wysyczał w półmrok.Opuścił nieco lufę i strzelił.Oczywiście, nabój, ostatni nabój, był w magazynku.Pomylił się już raz w życiu i od tej pory nie stać go było na ten komfort.Sąsiedzi zastukali bez większego przekonania w ścianę.Przywykli do nocnych hałasów dochodzących z małego mieszkania Henryka, toteż nie było to nazbyt nerwowe stukanie, a raczej znak wspólnoty, dobrze bowiem wiedzieli, że życie jest samotne, okrutne, nędzne i krótkie.Po wszystkim Henryczek włożył odznakę „Tajnego Współpracownika Urzędu Celnego” do portfela.Był to pugilares zacny.Na spodzie skórzany, na wierzchu miał niby trójwymiarowy obrazek z mrugającą Japonką.Nazajutrz rano odwiedził go gówniarz.- Cześć - powiedział, wchodząc jak do własnnego- Witani, wspólniku - z przekąsem rzucił Henry-czek.- Przybij piątkę.Gówniarz przybił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]