[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A major Blunt, gdy o tym mowa, niewiele potrafi ukryć.— Chwilami myślę — powiedziałem — czy przypadkiem nie wyciągnęliśmy raczej pochopnych wniosków w jednej przynajmniej sprawie.— Mianowicie?— Założyliśmy, że szantażysta, który prześladował panią Ferrars, jest równocześnie mordercą Rogera Ackroyda.A może się mylimy?Poirot energicznie pokiwał głową.— Słusznie, słusznie.Zastanawiałem się, czy panu to przyjdzie na myśl.Naturalnie, że to możliwe.Ale musimy pamiętać o jednym: list zginął! Jednakże to, jak pan słusznie mówi, wcale nie musi oznaczać, że zabrał go morderca.Kiedy pan po raz pierwszy wszedł do gabinetu zamordowanego, Parker mógł przez pana niezauważony zabrać list.— Parker?— Tak, Parker.Zawsze powracam do osoby Parkera.Naturalnie nie myślę o nim jako o mordercy.Nie, on tego z pewnością nie zrobił.Ale któż bardziej pasuje do roli tajemniczego szantażysty terroryzującego panią Ferrars? Mógł zdobyć wiadomości o tajemniczych okolicznościach śmierci pana Ferrarsa od służby w King’s Paddock.W każdym razie do jego uszu wiadomości te łatwiej mogły trafić niż do uszu takiego rzadkiego gościa, jakim jest na przykład major Blunt.— Tak, Parker mógł zabrać list — przyznałem.— Dopiero znacznie później zauważyłem, że list zniknął.— O ile później? — spytał Poirot.— Kiedy do pokoju weszli Raymond i Blunt czy jeszcze przedtem?— Dokładnie nie pamiętam — odparłem wolno.— Myślę, że przedtem, nie, potem.Tak, jestem nieomal pewny, że potem!— To rozszerza krąg podejrzanych do trzech osób — powiedział w zamyśleniu Poirot.— Ale najprawdopodobniejszy jest Parker.Mam ochotę na pewien eksperyment z Parkerem.Co pan powie na to, przyjacielu, by towarzyszyć mi do Fernly?Zgodziłem się i natychmiast wyruszyliśmy.Poirot poprosił o zawiadomienie panny Ackroyd, że chciałby z nią mówić.Po chwili Flora zeszła do nas.— Mademoiselle Flora — zaczął Poirot — muszę powierzyć pani pewien sekret.Jeszcze nie jestem zupełnie pewien niewinności Parkera.Pragnąłbym z pani pomocą przeprowadzić pewien eksperyment.Chcę odtworzyć jego zachowanie w dniu morderstwa.Ale musimy mu przedtem coś powiedzieć, ach, już mam! Pragnę się przekonać, czy głosy z tego małego hallu mogły być słyszalne na tarasie.Proszę zadzwonić na Parkera, jeśli pan taki dobry, doktorze.Wykonałem jego prośbę i wkrótce zjawił się lokaj, uprzejmy jak zwykle.— Pan dzwonił, proszę pana?— Tak, mój dobry człowieku.Mam zamiar przeprowadzić pewien eksperyment.Na tarasie za oknami gabinetu pozostawiłem majora Blunta.Chcę sprawdzić, czy tam będzie słychać wasz głos i głos panny Ackroyd z przedpokoju, gdzie panna Ackroyd i ty znajdowaliście się owego wieczoru.Chcę zobaczyć całą tę wieczorną scenę.Weź tacę czy co innego, co miałeś wtedy w ręku.Parker zniknął, a my udaliśmy się do przedpokoju prowadzącego do gabinetu.Po chwili usłyszeliśmy brzęczenie szkła w hallu i ukazał się Parker, niosąc tackę, na niej syfon, karafkę whisky i dwie szklanki.— Chwileczkę! — zawołał Poirot, podnosząc rękę.Sprawiał wrażenie podnieconego.— Musimy zrobić wszystko tak, jak było owego wieczoru.Mam taką swoją metodę!— Zagraniczny zwyczaj, proszę pana — odezwał się Parker.— Nazywają to rekonstrukcją zbrodni, prawda? — Parker wydawał się mało przejęty całą sprawą.Stał grzecznie i czekał na dalsze polecenie Poirota.— Aa! Widzę, że Parker się na tym zna! — wykrzyknął Poirot.— Czytał o takich rzeczach.Teraz proszę bardzo, niech wszystko będzie dokładnie tak samo, jak było wtedy.Wchodzisz z głównego hallu, prawda? A pani, mademoiselle Flora, pani gdzie była wtedy?— Tutaj — powiedziała Flora, zajmując miejsce tuż przy drzwiach gabinetu.— Tak jest, proszę pana, tak właśnie było — odezwał się Parker.— Właśnie zamknęłam drzwi — ciągnęła Flora.— Tak, proszę panienki — zgodził się Parker.— Pani dłoń była jeszcze na klamce, tak jak teraz.— A więc, allez*! — rozkazał Poirot.— Odegrajcie tę małą scenę.Flora stała z ręką na klamce, Parker wszedł przez drzwi z hallu, niosąc tacę.Stanął tuż za progiem.Flora powiedziała:— „O, Parker! Pan Ackroyd prosi, by mu dziś nikt już więcej nie przeszkadzał”.Tak powiedziałam? — spytała ciszej.— Jeśli sobie dobrze przypominam, to tak było, proszę panienki — odezwał się Parker.— Tylko wydaje mi się, że zamiast „dziś” powiedziała panienka „dziś wieczorem”.— Potem tonem nieco teatralnym Parker wyrzucił z siebie: — „Bardzo dobrze, proszę panienki.Czy mam pozamykać wszystko jak zwykle?”— „Tak, proszę”.Parker wycofał się do hallu, Flora poszła jego śladem i zaczęła wchodzić schodami na górę.— Czy to już wystarczy? — spytała przez ramię.— Wspaniale! — wykrzyknął Poirot, zacierając ręce.— A, przy okazji, Parker, mój dobry człowieku, czy jesteś pewien, że na tacy miałeś wtedy dwie szklanki? Dla kogo była ta druga?— Zawsze przynoszę dwie szklanki, proszę pana.Czy pan jeszcze coś sobie życzy?— Nie, dziękuję.Parker opuścił hali, nie tracąc nic ze swojej godności.Poirot stał w przedpokoju i marszczył brwi.Flora zeszła na dół i zbliżyła się do nas.— Czy pański eksperyment dał jakieś rezultaty? — spytała.— Bo wie pan, ja niezupełnie rozumiem…— Nie musi pani rozumieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •