[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem rozejrzała się dookoła.- Hm.- mruknęła.- Lily spodziewa się ciebie na balu, tak?- Ona potrafi wyglądać z odbić! - odparła zalękniona Ella.- Hm.- Babcia wsunęła do ucha mały palec i kręciła nim przez moment.- Magrat, ty tu jesteś matką chrzestną.Co jest te­raz dla nas najważniejsze?Magrat nigdy w życiu nie grała w karty.- Dbać o bezpieczeństwo Elli - odpowiedziała natychmiast, zdumiona, że babcia przyznała w końcu, iż to ona, Magrat, dostała różdżkę.- O to chodzi w całym chrzestnym matkowaniu wróżek.- Tak?Babcia Weatherwax zmarszczyła czoło.- A wiesz - powiedziała -jesteście prawie tego samego wzrostu.Wyraz zdziwienia na twarzy Magrat przetrwał jeszcze pól se­kundy, nim zastąpiła go zgroza.Cofnęła się o krok.- Ktoś musi to zrobić - tłumaczyła babcia.- Och, nie! Nie! To się nie uda! Nie może się udać! Wykluczone!- Magrat Garlick - oznajmiła tryumfalnie babcia.- To ty pój­dziesz na bal.***Karoca skręciła na dwóch kołach.Greebo stał na koźle, ko­łysał się, obłąkańczo szczerzył zęby i strzelał z bata.To było nawet lepsze niż jego miękka piłka z dzwonkiem w środku.Wewnątrz, między dwoma starszymi czarownicami, siedziała Magrat i ściskała dłońmi głowę.- Przecież Ella może zgubić drogę na bagnach!- Nie, jeśli prowadzi ją kogut - uspokajała ją niania.- Będzie bezpieczniejsza na bagnie pani Gogol niż na balu.To pewne.- Dziękuję uprzejmie!- Nie ma za co - mruknęła babcia.- Wszyscy od razu poznają, że nie jestem Ellą!-Jak włożysz maskę, to nie poznają.- Włosy są inne!- Mogę je trochę podkolorować - zaproponowała niania.- Ża­den kłopot.- Mam inną figurę!- Możemy.- Babcia zawahała się.- Mogłabyś, no wiesz, tak się trochę nadąć?- Nie!- Masz może zapasową chusteczkę, Gytho?- Mogę oderwać kawałek od halki, Esme.- Auu!- I już.- Te szklane pantofelki nie pasują!- Na mnie pasują - stwierdziła niania.- Przymierzałam.- Tak, aleja mam mniejszą nogę od ciebie!- Nic nie szkodzi - uspokoiła młodszą czarownicę babcia.-Włożysz dwie pary moich skarpet i będą idealne.Wyczerpawszy wszystkie możliwe argumenty, Magrat pogrążyła się w desperacji.- Przecież ja nie wiem, jak się zachowywać na balach.Babcia Weatherwax musiała przyznać, że ona też nie wie.Zerk­nęła na nianię.- Za młodu chodziłaś na tańce - przypomniała.- Fakt - przyznała niania Ogg, nauczycielka manier.- Trzeba tylko pukać mężczyzn wachlarzem.Masz swój wachlarz? I mówić coś w rodzaju „La, sir!”.Pomaga też, jeśli będziesz chichotała.I trze­potała trochę rzęsami.I czasem wydymała wargi.- Niby jak mam wydymać wargi? Niania Ogg zademonstrowała.- Fuj!- Nie martw się - powiedziała babcia.- My też tam będziemy.- I to niby ma mnie pocieszyć?Niania sięgnęła ręką za plecami Magrat i chwyciła babcię za ramię.Samymi wargami bezgłośnie uformowała słowa: Nie uda się.Ona nie wytrzyma.Brak jej pewności.Babcia skinęła głową.- Może to ja powinnam cię zastąpić - powiedziała głośno nia­nia.- Mam doświadczenie z balami.Założę się, że gdybym rozpu­ściła włosy, włożyła maskę i te błyszczące buciki, i jeszcze gdybyśmy podwinęły suknię o jakąś stopę, nikt by nie zauważył różnicy.Jak myślisz?Magrat była tak poruszona samym obrazem tej możliwości, że posłuchała odruchowo, gdy babcia Weatherwax poleciła:- Spójrz na mnie, Magrat Garlick!***Dyniowa karoca z wielką szybkością skręciła na wiodący do pałacu podjazd.Rozpędzając po drodze konie i pieszych, w strudze żwiru wyhamowała przed schodami.- Niezła zabawa - stwierdził Greebo.I stracił zainteresowanie.Dwóch lokajów podbiegło, by otworzyć drzwiczki.Niemal od­rzuciła ich siła emanującej z wnętrza czystej arogancji.- Szybciej, wieśniacy!Magrat wysiadła z dumą, odpychając majordomusa.Chwyciła spódnicę i wbiegła po czerwonym dywanie.Na szczycie schodów lokaj okazał brak rozsądku i zapytał ją o zaproszenie.- Ty bezczelny sługusie!Lokaj rozpoznał bezgranicznie złe maniery osoby wysoko uro­dzonej i odstąpił natychmiast.Na dole, w karocy, niania Ogg pochyliła się do babci Weatherwax.- Nie wydaje ci się, że trochę przesadziłaś?- Musiałam.Wiesz, jaka ona jest.- A jak my się tam dostaniemy? Nie mamy zaproszeń.W do­datku nie jesteśmy odpowiednio ubrane.- Zdejmij miody z dachu - poleciła babcia.- Idziemy wprost na szczyt.***Wylądowały na blankach wieży wyrastającej nad terenami wokół pałacu.Z dołu dobiegała dworska muzyka, od cza­su do czasu nad rzeką strzelały sztuczne ognie.Babcia otworzyła prawdopodobnie wyglądające drzwi i razem zeszły po spiralnych schodach.Prowadziły do korytarza.- Elegancki dywan - zauważyła niania.- Dlaczego jest nie tyl­ko na podłodze, ale też na ścianach?- To są gobeliny - wyjaśniła babcia.- Coś takiego.- mruknęła niania.- Człowiek się uczy przez całe życie.Przynajmniej ja.Babcia znieruchomiała z dłonią na klamce.- Co chciałaś przez to powiedzieć?- Na przykład nie wiedziałam, że masz siostrę.- Nigdy o niej nie mówiliśmy.- To straszne, kiedy rodzina tak się rozpada.- Tak? Sama kiedyś mówiłaś o swojej siostrze Beryl, ze jest chciwą niewdzięcznicą i ma sumienie godne ostrygi.- Niby tak.Ale ona wciąż jest moją siostrą.Babcia otworzyła drzwi.- No, no.- powiedziała.- Co tam jest? No pokaż! Nie stój tak.- Niania zajrzała do po­koju pod ramieniem babci.- O rany.- mruknęła.***Magrat zatrzymała się w rozległym przedpokoju wyłożo­nym czerwonym aksamitem.Dziwne myśli pojawiały się w jej głowie; nie czuła się tak od czasu incydentu z winem ziołowym.Ale pomiędzy nimi jakiś wewnętrzny głos - walczący ojej uwagę niczym maleńki prozaiczny ziemniak w kępie psychodelicz­nych chryzantem - krzyczał, że przecież nie umie nawet tańczyć.Chyba że w kręgu.Ale to przecież nie może być trudne, skoro udaje się zwykłym ludziom.Maleńka wewnętrzna Magrat, usiłująca zachować równowagę w rwącym strumieniu pewności siebie, zastanawiała się, czy tak wła­śnie przez cały czas czuje się babcia Weatherwax.Uniosła skraj sukni i spojrzała na pantofelki.To nie mogło być prawdziwe szkło - inaczej kuśtykałaby teraz, szukając pierwszej pomocy.Nie były też przezroczyste.Ludzka sto­pa to bardzo użyteczny narząd, ale nie jest zbyt atrakcyjnym wido­kiem - chyba że dla osób o bardzo szczególnych zainteresowaniach.Były lustrzane.Dziesiątki faset odbijały światło.Dwa lustra na nogach.Magrat niejasno przypominała sobie coś o.o czarownicy, która nie powinna stawać między dwoma zwierciadłami? Czy może o tym, że nie należy ufać mężczyźnie o po­marańczowych brwiach? Coś takiego, czego ją uczyli, kiedy była jeszcze kimś zwyczajnym.Chodziło o to.zaraz.o to, że czarowni­ca nie powinna stawać między dwoma zwierciadłami, bo kiedy wyj­dzie, może już nie być tą samą osobą.Albo coś w tym rodzaju.Zna­czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •