[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko w twoich rękach.Barney nie był całkiem pewien swojej argumentacji, ale brzmiała niezle.Margot mogła przecież podłożyć DNA Lectera na zwłoki Barneya, jeśli zaszłaby takakonieczność.Patrzyła na niego swoimi błękitnymi oczyma rzeznika.Trwało to - według Barneya -bardzo długo.Położyła na stole plecak.- Mam tu mnóstwo pieniędzy - odezwała się w końcu.- Wystarczy, żeby zobaczyćwszystkie obrazy Vermeera na całym świecie.Raz.- Sprawiała wrażenie niefrasobliwej,dziwnie szczęśliwej.- Muszę uciekać.W samochodzie czeka na mnie kot Franklina.Franklin,jego przybrana matka, siostra Shirley, jakiś facet o nazwisku Stringbean i Bóg wie kto jeszczeprzyjeżdżają na Muskrat Farm, kiedy Franklin wyjdzie ze szpitala.Ten cholerny kocurkosztował mnie pięćdziesiąt dolarów.Ukrywał się u dawnych sąsiadów Franklina.Nie włożyła plastikowego woreczka do torby.Trzymała go w wolnej ręce.Barneypomyślał, że Margot nie chce, żeby zobaczył, jaką miała dla niego alternatywę.- Dostanę buziaka? - zapytał w drzwiach.Stanęła na palcach i cmoknęła go szybko w usta.- Tym będziesz musiał się zadowolić - oznajmiła afektowanym tonem.Schody trzeszczałypod jej ciężarem.Barney zamknął drzwi i przez wiele minut stał oparty czołem o chłodną lodówkę.Rozdział 99Starling obudziły dalekie dzwięki muzyki kameralnej i apetyczne zapachy.Czuła sięcudownie wypoczęta i bardzo głodna.Ciche pukanie do drzwi.Do pokoju wszedł doktorLecter w ciemnych spodniach, białej koszuli i z halsztukiem pod brodą.Przyniósł jej ubranie201Thomas Harris - Hannibalw długim pokrowcu i gorące cappuccino.Dobrze spałaś?-Doskonale, dziękuję.- Kucharz twierdzi, że będziemy jeść za półtorej godziny.Koktajle za pół godziny.Pomyślałem, że chciałabyś założyć coś takiego.zobacz, czy ci się podoba.- Powiesiłpokrowiec w garderobie i bezszelestnie opuścił pokój.Do garderoby zajrzała dopiero po długiej kąpieli, lecz kiedy to wreszcie zrobiła, ucieszyłasię.Znalazła tam długą wieczorową suknię z kremowego jedwabiu z wąskim, lecz głębokimdekoltem pod przepięknym bolerkiem z koralików.Na toaletce leżała para kolczyków ze szmaragdowymi kaboszonami.Mocno iskrzyły jakna niefasetowane kamienie.Z włosami Starling nigdy nie miała problemów.Czuła się bardzo swobodnie w nowejkreacji.Choć nie nawykła do noszenia tak wytwornych toalet, nie przyglądała się sobie długow lustrze.Zerknęła tylko, czy wszystko jest na miejscu.Niemiecki właściciel domu wybudował kominki o zbyt monumentalnych rozmiarach.Wsalonie płonęła wielka szczapa.Starling podeszła do ciepłego paleniska ze szmerem jedwabiu.Z rogu pokoju płynęła muzyka klawesynowa.Przy instrumencie siedział doktor Lecter wwieczorowym stroju.Podniósł wzrok, a wtedy oddech uwiązł mu w gardle.Ręce znieruchomiały nad klawiaturą.Dzwięki klawesynu ucichły.W nagłej ciszy obydwoje usłyszeli, jak doktor bierze kolejnyoddech.Przed kominkiem stały dwa koktajle.Lillet z plasterkiem pomarańczy.Doktor Lecter podałjeden napój Clarice Starling.- Gdybym widział cię codziennie do końca świata, zapamiętałbym, jak wyglądałaś dzisiaj.- Ciemne oczy pochłaniały ją całą.- Ile razy przyglądał mi się pan, gdy o tym nie wiedziałam?- Tylko trzy.- Ale tutaj.- W tym miejscu czas się nie liczy.A to, co widzę, kiedy się tobą opiekuję, nie naruszatwojej prywatności.Jest bezpiecznie zamknięte razem z wynikami badań.Wyznam, że lubiępatrzeć na ciebie, kiedy śpisz.Jesteś całkiem ładna, Clarice.- Wygląd to kwestia przypadku, doktorze Lecter.- Ale jeśli na urodę trzeba by było sobie zasłużyć, ty pozostałabyś piękna.- Dzięki.- Nie mów dzięki".- Minimalny ruch głowy wystarczył, by cisnąć z oczu błyskawicegniewu.- Mówię, co myślę - odparła Starling.- Wolałby pan, żebym powiedziała: Cieszę się, żetak pan uważa".Brzmiałoby trochę bardziej elegancko i równie prawdziwie.Podniosła kieliszek tuż poniżej poziomu swoich bezkresnych oczu.Doktor pomyślał, że, choć poznał dobrze Starling, nigdy nie mógł całkowicie przewidziećjej zachowań czyjej posiąść.Karmił gąsienicę, opiekował się poczwarką, ale motyl, który sięwykluł, postępował zgodnie z głosem swojego serca i nie podlegał jego kontroli.DoktorLecter zastanawiał się, czy pod suknią Starling nie trzyma pistoletu.Clarice uśmiechnęła się do niego.W kaboszonach odbiło się światło ognia i potwora znówogarnęło samozadowolenie: pławił się w zachwycie nad swoim wybornym gustem i sprytem.- Clarice, jedzenie działa na zmysły smaku i powonienia.To najstarsze zmysły, najbliżsześrodka umysłu.Smak i węch są umiejscowione w tych częściach mózgu, które poprzedzająlitość, a na to uczucie nie ma miejsca przy moim stole.Jednocześnie w kopule korymózgowej, jak freski na oświetlonym sklepieniu kościoła, pląsają widoki i rozmowy związanez jedzeniem.To może być dużo bardziej zajmujące niż teatr.- Przybliżył do niej twarz.Czytałw oczach Starling.- Chcę, żebyś zrozumiała, jak bardzo wzbogacasz tę ceremonię, Clarice, i202Thomas Harris - Hannibaljakie masz uprawnienia.Czy ostatnio przyglądałaś się swojemu odbiciu w lustrze? Chyba nie.Wątpię, czy kiedykolwiek to robisz.Wyjdzmy na korytarz i stańmy przed wielkimzwierciadłem.Doktor Lecter wziął z półki nad kominkiem kandelabr
[ Pobierz całość w formacie PDF ]