[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wtedy, Agnieszko ciągnął pan Hareton, stojąc do mnie plecami uklękną-łem przy niej, wziąłem ją w ramiona i błagałem, żeby mi wybaczyła, i żeby się nie mar-twiła przez wzgląd na siebie samą i na nasze dziecko, które nosi.Potem, całkiem jakw dawnych czasach, tuliliśmy się do siebie jak zakochani, i pozwoliła mi się położyćdo łóżka, otulić kołdrą i uspokoić, ale kiedy spytała: Czy będzie mi wolno chodzić doWichrowych Wzgórz, Haretonie? , wiedziałem, że muszę odmówić, bo próbowała wy-korzystać moją słabość, biorącą się z miłości. Nie, Katy powiedziałem. Nigdy tam nie mieszkałaś, w przeciwieństwie domnie, i nie kochałaś tego domu tak bardzo, jak ja.Ja się tam urodziłem i tam wycho-wałem; to moje gniazdo.Dla ciebie jest to tajemnicze, niezwykłe miejsce, pełne wspo-mnień o matce, której nie znałaś; wyobraziłaś sobie, że widziałaś jej ducha; Katy, ale tonie może być prawda.Twoja matka spoczywa razem z ojcem na cmentarzu kościelnymw Gimmerton.Może, kiedy ci się polepszy i będziesz silniejsza, a dziecko się urodzi, spę-dzimy cały rok za granicą, znów pojedziemy do Włoch, Wenecji i Florencji, i będzieszmi mówiła o wielkich malarzach i rzezbiarzach, jak przedtem, pamiętasz Katy, podczasnaszego miodowego miesiąca? O Giotcie, Michale Aniele i Leonardzie.Pogrzebiemyzłe wspomnienia i na nowo zaczniemy życie, jak zaraz po naszym ślubie.Ale kiedy do niej podszedłem, Agnieszko, zamiast szczęśliwej twarzyczki mojej mał-żonki, którą miałem nadzieję zobaczyć, patrzyłem na jej plecy, bo odwróciła się do ścia-ny, a jej ciałem wstrząsał szloch. Zostaw mnie, Haretonie, zostaw mnie.A ponieważ moje serce było przepełnione rozpaczą, miłością do niej i świadomością,41że nie mogę jej uczynić szczęśliwą, ledwie widząc przez łzy, z trudem trafiłem do drzwii więcej jej nie oglądałem, aż do tej chwili, kiedy mnie wezwałaś, Agnieszko.A teraz jestjuż za pózno. Nie, proszę pana odrzekłam. Nie jest za pózno.Pani jest młodą, silną kobie-tą.Macie jedno zdrowe dziecko, wkrótce przyjdzie na świat następne, a potem kolejne,jeśli Bóg pozwoli.Myślę, że słusznie chce ją pan stąd zabrać, wyjechać jak najszybciej. Myślisz, że wyjedziemy na zawsze? Spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twa-rzy. Czemu nie, panie Haretonie? Chociaż nie to miałam na myśli, żeby na zawsze.Ale on, dziwnie podniecony, nie słuchał mnie, tylko mówił, bardziej do siebie niż domnie: Tak, to jest to, Agnieszko.Wyjedziemy na południe, może do Londynu, i za-czniemy od początku.Sprzedam wszystko, co mam, i ułożymy sobie życie gdzieś, gdzienie będą nas niepokoić stare wspomnienia.Ani Katy, ani ja nie mamy krewnych, nic nastu nie trzyma.Przyszłość należy tylko do nas i naszej rodziny.Katy znajdzie się dalekood opowieści o duchach, z dala od wspomnień o ojcu i matce, a ja.Ja jestem silny, po-chodzę z gospodarskiej rodziny.Mogę zacząć jeszcze raz od nowa.Widziałam, że jestzbyt uszczęśliwiony własnymi planami, żeby słuchać, a osądzanie go nie należy do mnie,więc nic nie odpowiedziałam, ale w sercu miałam silne przekonanie, że Earnshawowienieprędko się rozstaną ze swoją ziemią.I tak się miało stać.Jakby wyczuwając, że mąż za wszelką cenę pragnie odciąć ją odkorzeni, moja pani nie śpieszyła się z dochodzeniem do sił po chorobie; zwlekała z tym,aż surowe śniegi zimy roztopiły się na szczytach wzgórz, a polany i doliny ożyły pierw-szymi zwiastunami wiosny.Jej równowaga umysłowa nie została zachwiana.Nie roiłosię jej w głowie, że błądzi po niedostępnych innych krainach i nie mówiła więcej do sie-bie ani też do nikogo innego czy to wyobrażonego, czy też takiego, którego by się jejzdawało, że widzi.Leżała tylko w łóżku, z twarzą całymi godzinami zwróconą ku oknu,z oczami, które zdawały się patrzeć, choć nie widziały.Nigdy nie odzywała się do męża,kiedy ją odwiedzał; doktor Kenneth powiedział, że tak samo postępowała jej matkaz Edgarem Lintonem i że rozpoznaje u córki chorobę matki sprzed lat.Pan Hareton był niepocieszony.Przesiadywał całymi godzinami przy łóżku milczą-cej żony, próbując z nią rozmawiać, ale nie chciała się doń odezwać ani też pozwolić,żeby ją trzymał za rękę, a kiedy już na niego patrzyła, to z wyrazem takiego potępieniana twarzy, że ostudziłaby zapał nawet najbardziej natarczywego wielbiciela.Doktor Kenneth nalegał, żeby moja pani nie spędzała całych dni w łóżku, ale cho-ciaż robiła, co jej kazano, nie chciała schodzić na dół ani wyjść na spacer, tylko siedziaław otwartym oknie, wpatrując się we wrzosowiska, zwrócona w stronę, gdzie wysoko na42zboczu stały Wichrowe Wzgórza, niewidoczne z Gniazda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]