[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.lecz także przeciągający się niepokój i niepewność.Nigdzie u pozaziemców nie dostrzegała śladu poczucia winy, szacunku czy rzeczywistego rozumienia oglądanej sceny.Następnym razem - następnym razem stojący tam dostrzegą te rzeczy.Pozwoliła błąkać się swym oczom, aż trafiły do własnego miejsca pomiędzy starszyzną Letniaków.Sparks stał tam, gdzie powinien tkwić jej małżonek; jego płomienne włosy były jak latarnia morska.twarz miał napiętą jak naciągnięty łuk.W milczeniu stanęła obok niego, oderwała wzrok od tłumu, patrząc znowu na gałązki unoszące się na morzu.Tłum ciągle czekał, mrucząc z niepewności.- Pani, spodziewają się, że im coś powiesz.- Nachyliła się nad nią jedna z kierujących obrzędem Goodventure.Wyczuwała, że mgła niepokoju otula i Letniaków.Kiwnęła głową, zastanawiając się, tak jak czyniła to podczas usypiających myśli pieśni i uroczystości Nocy Masek, jakich słów ma użyć, by zdobyć posłuch u swego ludu.Jak może zmienić tak wiele, nie tracąc ich zaufania? Ale takie słowa muszą gdzieś być.I przypłynęły do niej teraz, nie od dziwnego strażnika jej umysłu, lecz z siły własnych uczuć.- Ludzie Tiamat, Pani raz już mnie pobłogosławiła, dając kogoś, z kim mogę dzielić życie.- Spojrzała na stojącego obok Sparksa, wzięła go za rękę, chłodną i bezsilną.- Pobłogosławiła po raz drugi, czyniąc mnie sybillą, a raz trzeci, dając mi maskę Królowej.Od wczoraj długo rozmyślałam nad swym przeznaczeniem i tym światem, który zamieszkujemy wszyscy razem.Modliłam się, by ukazała mi, jak mam spełniać Jej wolę i być Jej żywym symbolem.I wysłuchała mnie.- W sposób, o którym nigdy nawet nie śniłam.Moon spojrzała na morze, na tajemnicę skrytą pod jego ciemnymi wodami.- Wiem, że jest powód, dla którego ukazała się wam jako sybillą, w mojej osobie.Nie znam jeszcze pełnego wzoru zamierzonej przez nią przyszłości, ale wiem, że aby go spełnić, potrzebna mi będzie pomoc - pomoc was wszystkich, a zwłaszcza innych sybilli.Lato przybyło do Krwawnika i miasto nie jest już dłużej zamknięte dla sybilli - należą one do niego bardziej niż ktokolwiek inny, bardziej niż możecie wiedzieć! Wyspiarze, po powrocie do domu poproście swe sybille, by jeśli mogą, przybyły tutaj - by mogły się ze mną spotkać i poznać swą rolę we wzorze przyszłości.Przerwała, aby słyszeć szepty tłumu, starała się wyczuć, czy akceptują ją i jej słowa.Zerkała na Letniaków stojących obok, z ulgą stwierdziła, że patrzą na nią z dobrotliwym zdziwieniem.Wiedziała instynktownie, że Zimakom się to nie spodoba, znała z pierwszej ręki ich lęki i kpiny.Musi im coś dać, zapewnić miejsce w przyszłości.Spojrzała ponownie na czekających pozaziemców, wiedząc o ryzyku wiążącym się z takim ofiarowaniem, o konieczności zachowania chwiejnej równowagi, dopóki nie opuszczą całkowicie tego świata.- Choćbyście uznali, że zbaczam z tradycyjnych mielizn Królowej Lata i wypływam na nie znane mapom głębiny, nie przestawajcie mi ufać.Nie zapominajcie, że jestem wybranką Pani i że wypełniam jedynie Jej wolę.- Wreszcie mogła się uspokoić, wiedząc, iż mówi prawdę.- Ona jest moim pilotem, wytycza mi kurs, kierując się dziwnymi gwiazdami.- Dziwniejszymi od tych, które świecą nad nami.Znowu spojrzała na pozaziemców.- Moim pierwszym rozkazem jako waszej nowej Królowej.- Zaszumiało jej w głowie od świadomości władzy, jaką może mieć - jest zezwolenie, by pozaziemskie przedmioty Zimaków nie zostały wrzucone do morza.Wysłuchajcie mnie! - krzyknęła, obawiając się, że tłum może ją zatopić.- Rzeczy zrobione przez pozaziemców kalają wody, wypełniają morze brudem.Pani wymaga od każdego Zimaka trzech rzeczy - i Zimacy sami wybiorą, co jej ofiarują.Czas.czas zajmie się resztą! - Przygotowała się na stawienie czoła wściekłości Letniaków.Usłyszała jednak tylko niknące szybko pomruki niezadowolenia, gdzieniegdzie rozległ się śmiech czy oklaski zdumionego Zimaka.Moon odetchnęła głęboko, nie ośmielając się uwierzyć, że - Ufają mi! Posłuchają; zrobią, cokolwiek im powiem.Zrozumiała wreszcie to, co wiedziała Arienrhod, że władza, jak ogień, łatwo wyrywa się z wszelkich ograniczeń i niszczy to, czego miała strzec.Zacisnęła dłonie na poręczy.- Dziękuję ci, mój ludzie.- Pochyliła przed nimi głowę.Letniacy na podwyższeniu otoczyli ją z obojętną rezygnacją, lecz Sparks, odkąd wyczuł w niej moc, przyglądał się jej jak kot, podejrzliwie i niepewnie.Odwróciła się szybko, starając zachować spokojną minę, choć widziała, jak Premier osobiście ruszył ku nim, by oficjalnie uznać jej władzę, złożyć pełen hipokryzji hołd jednego malowanego władcy wobec drugiego.Patrząc, jak schodzi ze swego podwyższenia, dostrzegła między członkami Rady pierwszego sekretarza Sirusa, przyglądającego się jej podejrzliwie, ze złymi przeczuciami.Szturchnęła Sparksa, wskazała mu ojca; zobaczyła, jak niepewnie odpowiada na jego nagły uśmiech.Sparks w milczeniu spuścił oczy, gdy zaczął przemawiać jego dziadek, Premier.Mowy Premiera, głównego sędziego Tiamat i kilku innych dostojników, o których nigdy nawet nie słyszała, były krótkie i życzliwe.Stała cierpliwie, wysłuchując ich wszystkich, odgrodzona od ich pychy swą tajemną wiedzą, dostrzegała na każdej twarzy podejrzliwość i brak zaufania, wywołane jej słowami skierowanymi do tłumu.Główny Sędzia przyglądał się jej zbyt długo i zbyt badawczo; lecz tak jak inni, przekazywał ustami jedynie gratulacje, pochwały tradycji i obrzędu, spychającego gładko jej lud w otchłanie niewiedzy.Napomniał ją, by zbyt mocno nie zbaczała ze ścieżki tradycji, by nie zapominała o możliwych tego skutkach.Odpowiedziała mu uśmiechem.Gdy odszedł sprzed jej oblicza, ujrzała podchodzącego ostatniego z hołdowników, spostrzegła, że jest nim komendant policji.Zauważyła też, że gdy PalaThion mijała głównego sędziego, wymienili w milczeniu spojrzenia, zobaczyła pustkę w oczach zbliżającej się Jerushy.- Wasza Wysokość.- PalaThion zasalutowała jej z regulaminową dokładnością, pustka zaostrzyła się i rozjaśniła, gdy ujrzała ją nad sobą, opartą o pokrytą czerwonym materiałem poręcz.- Gratuluję wam.- Niestosowność podkreślała każde jej słowo.Moon uśmiechnęła się szerzej.- Dziękuję wam, komendancie.Jestem równie jak wy zaskoczona, że tu stoję.- Poczuła nagłe zakłopotanie, jakby przez jej usta przemawiał ktoś inny.- Bardzo w to wątpię, Wasza Wysokość.Ale kto wie.? - PalaThion nieznacznie wzruszyła ramionami.Wzmocniła głos.- Uznanie waszej władzy jako Królowej Lata kończy me obowiązki tutaj, Wasza Wysokość, jak też odpowiedzialność policji za wszystko, co dzieje się na Tiamat.A także na sto lat, do następnej Zmiany, wszelkie oficjalne panowanie Hegemonii.Od tej chwili odpowiedzialność za zachowanie porządku spada na was.Moon kiwnęła głową.- Wiem, komendancie.Dziękuję wam za służbę dla mego ludu.a zwłaszcza dla Letniaków, za uchronienie ich od.od zarazy.Nie jestem w stanie odpłacić się wam za tę przysługę.- za dwie przysługi, pomyślała, opierając się o barierkę.PalaThion opuściła wzrok i znowu uniosła.- Wasza Wysokość, wypełniałam jedynie mój obowiązek.- Ale na jej twarzy odczytać można było zaskakującą wdzięczność.- Tiamat żałuje, iż traci w was prawdziwego przyjaciela, tak samo ja.Nie mamy ich zbyt wielu w galaktyce, a potrzebujemy wszystkich.PalaThion uśmiechnęła się przelotnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •