[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sean wystawił głowę ponad krawędź i rozejrzał się na strony.Poniżej widniały niewyraźne kształty leżących w trawie Burów.Patrząc z góry widział, jak ich karabiny wyrzucają długie pomarańczowe bryzgi płomieni.Odpowiedź z brytyjskich linii wyglądała jak drobne światełka rozbłyskujące pomiędzy ciemną plątaniną wagonów.Sean skoncentrował się na maximie.Szybko pojął, dlaczego kule karabinowe z dołu nie wyrządzały mu żadnej szkody.Ustawiony poniżej krawędzi szczytu na wysuniętym wybrzuszeniu zbocza, karabin maszynowy był osłonięty od dołu przez szaniec zbudowany z ziemi i kamieni.Gruba lufa chłodzona wodą wystawała przez wąską szczelinę szańca, a trzyosobowa załoga była schowana za jego ścianą.- Chodźcie - szepnął Sean i wypełzł z wąwozu na brzuchu.Jeden z ludzi obsługujących karabin spostrzegł go, gdy Sean znajdował się kilka kroków od szańca.- Magtig! Pasop, daars 'n!Sean rzucił się na niego z podniesionym do góry karabinem i mężczyzna nie skończył zdania.Za Seanem skoczyli Saul i Mbejane i przez kilka sekund wokół maxima kłębiły się walczące ciała.Po kilku sekundach było po wszystkim i trzej napastnicy dyszeli ciężko w nagłej ciszy.- Saul, wiesz jak się z tym obchodzić?- Nie.- Ja też nie.- Sean przykucnął za podstawą maxima i położył dłonie na dwóch uchwytach.Kciuki automatycznie spoczęły na podwójnych spustach.- Wat makeer julle daar bo? Skiet, man, skiet! - krzyknął na nich z dołu Bur.- Wag maar 'n oomblik - dan skiet ek bedonderd - odpowiedział mu Sean.- Wie's daar? Kto to? - zapytał Bur i Sean pochylił karabin.Było zbyt ciemno, żeby mógł posłużyć się celownikiem, więc tylko wycelował lufę w dół i nacisnął kciukami spusty.Ramionami wstrząsnęły drgawki, jak u człowieka posługującego się młotem sprężynowym, a szorstki bębniący hałas niemal go ogłuszył.Sean przesuwał lufę łagodnym łukiem, omiatając kulami grań znajdującą się pod nim od jednego końca do drugiego.Wzdłuż burskiej linii rozszalała się burza krzyków i jęków i Sean roześmiał się z dziką radością.Ostrzał pociągu ustał w jednej chwili, gdy przerażeni ludzie rozbiegli się na wszystkie strony, chowając się przed kulami.Większość uciekała do koni przywiązanych daleko od szczytu, poza zasięgiem maxima, zaś brytyjscy żołnierze wiwatując zaczęli się wspinać za nimi na górę.Zapewniali Seanowi osłonę obiecaną mu przez Achesona.Jedynie nieduża grupka Burów biegła w jego stronę, wrzeszcząc wściekle i strzelając.Przed szczytem znajdował się fragment terenu niedostępny dla pocisków z maxima.- Zmykajcie stąd.Rozbiegnijcie się na boki - krzyknął Sean na Saula i Mbejane, przenosząc ciężki karabin na kamienny parapet przed nim, żeby zwiększyć kąt ostrzału.Lecz przy przenosinach musiała zagiąć się taśma, gdyż po pierwszym strzale karabin zablokował się i umilkł.Sean podniósł go nad głowę, stał przez chwilę nieruchomo i wreszcie cisnął nim we wspinających się ludzi.Maxim trafił tylko dwóch, którzy potoczyli się bezwładnie w trawę.Sean poprawił więc kamieniem wielkości dużego jaśka.Potem złapał następny.Wyjąc z podniecenia i strachu ciskał jeden głaz za drugim.Przeciwnik nie wytrzymał tego bombardowania i ludzie rozbiegli się na boki, przyłączając się do grupy uciekających do koni.Tylko jeden człowiek wspinał się wytrwale na szczyt.Był to potężnie zbudowany mężczyzna, który szedł szybko w milczeniu.Sean nie trafił go trzema kamiennymi pociskami i nagle przeciwnik był zbyt blisko, ledwie dziesięć stóp od niego.Zatrzymał się na krawędzi szczytu i podniósł karabin.Z tej odległości, nawet w ciemnościach Bur nie mógł chybić i Sean skoczył na niego ze ściany.Przez chwilę leciał w powietrzu, by zaraz uderzyć w pierś Bura z siłą, która pozbawiła ich obu oddechu.Poturlali się w trawę, kopiąc i mocując się, obijając się o skały, aż wpadli na ciernisty krzak, który ich zatrzymał.- Ty piekielny Holendrze! - ryknął chrapliwym głosem Sean Wiedział, że może być tylko jeden wynik tych zapasów.Sięgnął pewnie do gardła wroga i z niedowierzaniem poczuł, że jego ręka ugrzęzła w uścisku, który niemal połamał mu kości.- Kom, ons slaat aan.- Usta mężczyzny były o cal od ucha Seana.Ten głos poznałby na końcu świata.- Jan Paulus!- Sean! - Zaskoczenie spowodowało, że Jan Paulus rozluźnił nieco uścisk i Sean wyrwał rękę.Tylko raz w życiu spotkał człowieka, który dorównywałby mu siłąi teraz znowu stanęli naprzeciw siebie.Sean podparł prawą ręką brodę Jana Paulusa i zaczął odginać mu głowę do tyłu, wspierając ją o owinięte wokół szyi lewe ramię.To powinno złamać mu kark, ale w odpowiedzi Jan Paulus otoczył ramionami pierś napastnika i ścisnął z całej siły.Po kilku sekundach od napływu krwi Seanowi zaczęła puchnąć twarz.Z otwartych ust wysunął się język.Mimo że pozbawiony oddechu, Sean wzmocnił nacisk na głowę Jana Paulusa czując, że lekko odchyla się do tyłu.Jeszcze tylko cal i kręgosłup pęknie.Miał wrażenie, że ziemia umyka mu spod stóp, a przed oczami zaczęły latać czarne płaty, przez które nic nie mógł dojrzeć.Śmiertelne niebezpieczeństwo dodało mu sił.Pchnął mocniej brodę Bura do góry.Drgnęła.Jan Paulus wydał z siebie stłumiony jęk i jego uścisk nieco zelżał.Znowu, pomyślał Sean, znowu.Zebrał resztkę sił, żeby zakończyć walkę.Zanim jednak zdołał ich użyć, Jan Paulus wyśliznął mu się z rąk, zmienił chwyt i odsunął Seana od siebie.Pod miednicę Seana wsunęło się kolano
[ Pobierz całość w formacie PDF ]