[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet się nie widzimy.Patrzymy w niebo.- Ravaughan, Ravaughan.Niech się pan obudzi.- Ostry głos przeciął jego wizję niczym nóż.- Pan Tricular pana oczekuje.Już czas.Pokiwał łysą głową i wstał z łóżka.Cyfry zegara nad drzwiami informowały, że jest pięć po piątej.Szybko zleciało, pomyślał ospale.Obcy inaczej odlicza czas.Garstka klarownych myśli, które zdołał mi przekazać, zajęła mu całe godziny.- Idź pan pomiędzy nami - pouczył facet z kanciastymi okularami na orlim nosie.- Taka jest procedura.Asekurowała Ravaughana czwórka mundurowych i niska, wygolona na zero kobieta; widział ją już tego dnia w jadłodajni poziomu A.Weszli razem do windy, ale nie odgadł czy jadą w górę, w dół, czy na boki.Zamknięta przestrzeń przestała tu cokolwiek znaczyć.Był już poza statkiem „Easylmagines".Winda zatrzymała się raptownie i wkroczył do niej mały, pokrzywiony facecik z czaszką, z której wyrastały dwa krótkie rogi.Miał podłe, zapadnięte oczy, którymi poruszał niczym ryba wyciągnięta nad powierzchnię wody.- Pracowałem przy projekcie Fritkena tamtego dnia w Los Raques - powiedział rogaty, nie patrząc na Ravaughana.- Teraz przyszło mi kontrolować projekt związany z panem.Drzwi się zamknęły, winda ruszyła; rogaty kontynuował:- Zapis pańskich przeżyć jest bardzo pogmatwany.Są w nim jednoznaczne ślady, które zostawił D'Artio.Schemat pana osobowości i wszystkie symulacyjne konwersje waszej kompilacji sugerują, że pan rozróżnia to, co własne i to, co D'Artio.Ale mamy coś jeszcze.Obok kompilacji dwóch ludzkich ego, pojawiła się nieoczekiwana hybryda.Domyślam się, że może to być pan/Obcy, pan/Obcy/D'Artio albo, co raczej mało prawdopodobne, D'Artio/Obcy.W panu jest więc tajemnica alienryny.I pan nam ją teraz wyjawi.Winda wypuściła ich w nieoczekiwanym miejscu i momencie.Od razu znaleźli się w centrum dużego, prostokątnego pomieszczenia przyozdobionego gigantycznymi paprociami i trzema prostymi holorzeźbami „Easylmagines".Pomiędzy hologramami siedział sam D.D.Tricular.Na widok przybyłych cmoknął głośno i złożył usta w zaciekawiony ryjek.- Niech pan siada, Ravaughan - mruknął, przygładzając kępki włosów przyciętych w prostokąty.- Mamy mało czasu, ale nie wie pan jeszcze dlaczego.Otóż alienryna zaczyna stygnąć.Kamienieje i zamienia się w jałowe, organiczne kawałki, w bryły gruntu planety, z której przybył tu Obcy.Gadaj pan jak ją wykorzystać albo wróci pan do celi i nigdy jej nie opuści.Nie mam dla pana innych propozycji.Żołnierze eskorty rozstąpili się.Ravaughan poczuł większą swobodę.Tamten łgał jak z nut, naprowadzał go na trop niczym psa gończego.- Cóż mam panu powiedzieć? - zapytał, pochrząkując.– Czego konkretnie pan oczekuje?Tricular mruknął coś do rogatego po prawej, a potem przechylił okrągłą głowę:- Jak kontrolować alienrynę, to najbardziej istotna kwestia.I druga, nierozerwalnie związana z pierwszą: Co przekazał nam Obcy, którego nosisz w swej głowie?Ravaughan uśmiechnął się.Stał przed człowiekiem, którego potęga ogarnęła całą Ziemię.Gigantem, którego szpik kostny, miast erytrocytów, produkował złote studolarówki.Tricular miał ich miliardy.I znał ich moc.Mógł za nie kupić nawet wolność.Ale Ravaughan był w Ninie, która żyła w katatonicznym świecie zastygłych w bezruchu wiatraków.Patrzył też przez wylęknione oczy depresyjnej Baltic.Ogarniał najbliższą minutę rzeczywistości wraz z Ernstem Oinsonem i obserwował w lustrze ponury odbłysk płata wątroby Mullena.I jednocześnie przebywał jeszcze dalej, gdzieś w Jomamits III, na jednym z fioletowych kamieni, na których stały pancerne buty Rizzalda D'Artio, drapiącego się teraz po karku z zaczopowanym gniazdem holo.Tricular jest niczym liść, usłyszeli wszyscy głos Obcego.Ten człowiek nie może wiedzieć tego, co wy wiecie.Jest niebezpieczny.Mami was.Kusi.On i wszyscy inni, którzy są jak liście.Musicie ich tylko zamieść.Oczyścić drogi, po których będziemy razem chodzić.Zróbcie to.Oczyśćcie alejki z fetoru gnijących liści.Możecie temu sprostać.Macie moc większą niż jego pieniądze.Wypuście ją na zewnątrz.To jest wasz czas.- Chce pan wiedzieć, czym jest alienryna.- powtórzył pytanie Ravaughan, a uśmiech nadal wykrzywiał jego usta.- Czym jest alienryna.Wziął głębszy oddech.Wręcz fizycznie poczuł, jak poruszyły się umysły tamtych czworga osadzonych w pojemnikach krio.I niespokojny zapis D'Artio.Wystarczy tylko dmuchnąć, a liście znikną z parkowych dróżek, które będą służyć innym, bardziej godnym istotom.Wystarczy wypuścić to na zewnątrz.Nadejdzie czas alienryny.Ona wybierze wiernych.Ludzi, Obcych.Nie będzie podziału na chorych i zdrowych.Dawni pacjenci przestaną być insektami wrzuconymi w mrowisko pełne ruchliwych, studolarowych monet.Ułomny Bóg odda swój świat nowemu, doskonalszemu od siebie.Trzeba to uczynić, pomyślał Ravaughan, a czwórka z kriofagów przytaknęła gorliwie.Trzeba zdmuchnąć stąd tego szczura Triculara i wszystkich innych, niegodnych alienrynowego boga.Niech się tak sta.Coś powstrzymało jego rozpędzone myśli.Przypomniał sobie dziwaczny hotel, w który wleźli tamtego dnia, w Gotiii.Gate 403.Tak samo był zatytułowany serial, który kiedyś oglądał z rodzicami.Wróciły słowa, którymi wabił go fantos małej dziewczynki w hotelowym barze.To przecież to samo.Podobna gra.Maska w masce, nałożone na jeszcze jedną.Byle ukryć prawdziwą twarz, którą rozpoznał razem z D'Artio w obliczu odradzającego się Obcego.-Ten zapach.- wyszeptał, a uśmiech znikł z jego starej twarzy.- Ten sam zapach.W Gate 403, w mieszkaniu brunetki, ostatniej, którą zdołałem zdetoksykować strzałem w głowę, w ładowni opuszczonej bazy na Jomamits III
[ Pobierz całość w formacie PDF ]