[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pochylił się i uderzył piętami boki antylopy, palce obu rąk zacisnął na krótkiej grzywie.Zwierzę przyspieszyło, przechodząc w długi, kołyszący kłus, i niebawem zrównało się z antylopą, na której grzbiecie siedziała dziewczyna.Księżyc nie ukazał się jeszcze, a gwiazdy były widoczne zaledwie na połowie nieba.Drugą pokrywała czarna ławica dymu i popiołu.Ciągnęła się od łańcucha górskiego, rozsiewana przez Suhmi.Ponad jej wierzchołkiem szalał czerwony ogień unoszący się nawielką wysokość.Płonął nieustannie, przygasając tylko chwilami, aby znów trysnąć pióropuszami krwawych ogni.Po czarnych zboczach spływały świecące czerwienią węże lawy.Antylopy, opuściwszy wąskie koryta wąwozów, biegły po otwartej przestrzeni.Wpadały w niskie zarośla nie sięgające im brzucha i pędziły nie zmniejszając szybkości, rwąc kopytami gałęzie i liście.Sheri dotrzymywał im kroku skacząc wysokimi łukami ponad kępy.- Zatrzymasz go przy sobie? - spytała dziewczyna przekrzykując tupot rozpędzonych kopyt.- Jeśli zostanie.- Już został! - odkrzyknęła.- Czy starzec powiedział ci, jak go nazywać?- Rai!Jechali blisko siebie, podskakując na szerokich grzbietach.Gdy teren stawał się równiejszy, antylopy biegły spokojniej i wówczas można było zamienić kilka słów.Oglądali się za siebie na góry.Zdawało się, że pasma rozjarzonej lawy spływają coraz niżej.- Jechałam z dołu - powiedziała dziewczyna - i byłam jeszcze daleko od miejsca, gdzie zostałeś z umierającym, kiedy zaczął się wybuch.Sądziłam, że uciekniesz i nie spotkam cię w ciemnościach.„Nie mogłem ukryć się przed nią - myślał Awaru.- Zrobiłbym to, gdyby nie przemówiła Suhmi, ale i tak odejdę, skoro tylko będziemy już w bezpiecznym miejscu".- Spóźniłam się - mówiła dalej - bo Meihi nie było tam, gdzie jest zwykle ze swym stadem.Uciekł pewnie przed groźbą wybuchu na niziny i tylko parę zbłąkanych antylop zostało przy zagrodzie.Długo trwało, zanim schwytałam te dwie.Zwierzęta zwolniły biegu, jęły wspinać się po mocno nachylonym stoku.Dotarłszy na wzniesienie, zwróciły nagle łby ku zachodowi i unosząc je pod wiatr, węszyły.Dotąd, choć nie prowadzone, trzymały się jednego kierunku, teraz skręciły gwałtownie.Dziewczyna spróbowała zawrócić swoje zwierzę na dawny szlak, uderzyła je dłonią po szyi i chwytając za rogi skręcała łeb antylopy.Ta jednak, parskając, wyrwała się i nie pozwalała zepchnąć z nowo obranej drogi.- Czują stado - powiedział Awaru.- Jest tutaj blisko.Wyprostował się i zwróciwszy twarz pod wiatr, łowił nozdrzami niesione przezeń zapachy.Z mroku wyłoniły się sylwetki zwierząt.Poruszały się niespokojnie, stłoczone w gromadę.Nad nimi unosił się suchy stukot uderzających o siebie rogów.- Meihi! - zawołała dziewczyna.- Jesteś tutaj? - Zsunęła się z grzbietu antylopy, a uwolnione zwierzę podbiegło do stada.- Jestem - odparł męski głos.Awaru zeskoczył na ziemię i poszedł za dziewczyną, a obok jak bezszelestny cień przesunął się sheri.Zobaczył ją koło mężczyzny, który klęcząc łamał oburącz suche patyki i układał z nich stos.- A! - powiedział Meihi.- To ty! Uciekamy wszyscy.Spodziewałaś się wybuchu? - zwrócił się do dziewczyny.- Były ostrzeżenia - odparła.- Tak, było kilka lat spokoju i znowu się zaczyna.- Co robisz z tym drewnem? - zapytała.- Dziś rano wyruszyłem w drogę ze stadem, żeby oddalić się od Suhmi.Pędziłem je cały dzień, do późnego wieczora.Ale kiedy zapadły ciemności, zwierzęta wystraszone trzęsieniem i hukami rozbiegły się po okolicy.Chcę więc zapalić ogień, żeby powróciły kierując się blaskiem.Kiedy się rozwidni, będzie można wyruszyć w drogę, nie wiem tylko, jak daleko trzeba będzie iść.Mówił dalej, ale Awaru nie zwracał już na to uwagi, wpatrywał się w ręce Meihi.Mężczyzna wyjął z torby niewielki przedmiot.Nagle w jego palcach buchnął płomień i mężczyzna rzucił go między zgromadzone gałązki suchych krzaków.Zajęły się ogniem i krąg jasności otoczył ludzi oraz najbliższe zwierzęta.Mężczyzna odłożył na ziemię przedmiot, który wywołał ogień.Awaru przysunął się i wziął go w palce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]