[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Upadł z hukiem, nikt go jeszcze nie nauczył tego coznaczy upadek, więc w żaden sposób nie chronił się.Wtedy całą grupą rzucili się na mnie koledzy Arka.Błyskawicznie umknąłem im iopadli na pustą podłogę lub uderzyli się o meble.Z półki spadły dwie puste butelki pofrancuskim winie, które stały tam jako ozdoby ze względu na wymyślny kształt i ładneetykiety.Brzęk szkła ostudził zapały zapaśników - Galindów.Teraz to ja stałem pewnie nalekko ugiętych nogach, gotowy odeprzeć każdy atak.Tylko Arek wstał, żeby ze mną walczyć.Nie podejrzewałem, że w kimś z jego pozycją może tkwić taki człowiek, który chwyci zarozbitą butelkę, zwaną potocznie  tulipanem i rzuci się na mnie z tą prymitywną bronią.Pierwszemu jego zamachowi towarzyszyło ciche westchnienie obecnych kobiet.Uchylałem się oczekując stosownej okazji do rozbrojenia wroga.Kątem oka zauważyłem nakredensie, na wystawie starych naczyń, drewniany tłuczek do ziemniaków.Złapałem go, cotylko wzbudziło śmiech wśród mężczyzn.- Kuchcik nie będzie podrywał mojej dziewczyny - oznajmił Arek z dzikim błyskiem w oku.- Nie jestem twoją dziewczyną! - krzyknęła Marpezja.Widziałem, jak Izegpsus z uśmiechem coś tłumaczył postawnemu właścicielowigospody, który zapewne chciał wezwać policję.Zastanawiało mnie, czemu wódz Galindówkazał mi przechodzić tę dziwną próbę.Arek znowu zamachnął się i widziałem, że od razu jego ręka wykonywała wahadłowyruch w drugą stronę.Właśnie z ziemi podnosił się jeden z kolegów Arka i mógł przypadkowozostać skaleczony przez przyjaciela.Pchnąłem wstającego, sam znajdując się na trasieposzarpanej, szklanej krawędzi rozbitej butelki.Ostrze przecięło mi prawe przedramię.Potwornie mnie zapiekło i odruchowo krzyknąłem z bólu.Na widok krwi zapadła cisza, którą przerwał krzyk Ilony.- Arek, przestań! Chcesz iść siedzieć za tego czereśniaka?!Arek na moment stanął, co wykorzystałem i wycofałem się w mniej ludne miejsce, dowyjścia na taras.Po chwili yuppie ruszył do ataku i ze zwycięskim uśmiechem biegł w mojąstronę.Stałem plecami do przeszklonej ściany; z dworu do środka dostawało się światło, któreoślepiało Arka.Podniosłem lewą dłoń uzbrojoną w tłuczek do ziemniaków i rzuciłem go.Zafurkotał w powietrzu, w sekundę przeleciał te kilka metrów trafiając Arka prosto w mostek.Uderzenie musiało być dla niego zaskakujące, do tego potężne, bo sam przecież szybko biegł iniejako nadział się na moją drewnianą pałkę.Arek stał pochylony, starając się nabraćpowietrza.Wykręciłem mu rękę i  tulipan wypadł na podłogę.Bez słowa zawróciłem nataras.Usiadłem na ławce i patrzyłem na jezioro i Bogaczewo, wieś na drugim brzegu.Najpierw przyszedł Izegpsus.Fachowo obejrzał ranę.- Trzeba zszyć - powiedział.- Chcesz złożyć skargę na tego szaleńca?- Nie - mruknąłem.- Czemu pozwolił pan na ten pojedynek? - zapytałem.- Wiedziałem, że użyjesz galindzkiej broni - pałki - uśmiechnął się wódz.- Chodzmydo biura, zszyję ci ranę.Spojrzałem na niego zdziwiony.- Jestem lekarzem - wyjaśnił wódz.Posłusznie poszedłem zanim do maleńkiego drewnianego domku obok gospody.Właściciel lokalu przyniósł dzbanek zimnej wody z miętą i cytryną, które najlepiej gasiłypragnienie.Izegpsus otworzył szafkę oznaczoną czerwonym krzyżykiem.Była tam pokaznaapteczka.- Różne rzeczy dzieją się na wodzie i trzeba być przygotowanym - wyjaśnił szynkarz.- Pan będzie mnie zszywał? - dopytywałem się wodza. - Tak - odparł z powagą.- Pan jest psychiatrą.- To nie lekarz?- Tak, ale.- Słuchaj - Izegpsus położył mi rękę na ramieniu.- Trzydzieści lat temu byłempierwszym psychiatrą w wiejskim ośrodku zdrowia w Polsce.Ty wiesz, z jakimi przypadkamimiałem do czynienia? Kiedyś przywiezli do mnie faceta z zapaleniem wyrostkarobaczkowego, kiedy indziej rodzącą kobietę.- Operował pan? - z przerażeniem otworzyłem oczy.- Nie operowałem, ale poród przyjąłem - odpowiedział z dumą.Podczas rozmowy przygotował wszystkie potrzebne mu narzędzia.Wtedy do środkaweszła Marpezja.- Piotr i te dwie panie odprowadzają harcerzy do Horsta - wyjaśniła.- Pan Franciszek z Romkiem też z nimi idą.Tato, Arek też będzie potrzebował twojejpomocy.- Gdzieżeś się nauczył tak pałką rzucać? - zapytał mnie Izegpsus.- Takie miałem życie, że różnych rzeczy się nauczyłem - odpowiedziałem zuśmiechem, który zamienił się w wycie, gdy wódz błyskawicznie zaaplikował mi zastrzykznieczulający w ramię.- Takiej sztuczki nie znałeś - uśmiechnął się.- Nie.- Czemu biłeś się z tym idiotą? - Marpezja stanęła po mojej lewej stronie, głaskałamnie po dłoni i głęboko patrzyła w oczy.- Musiałem się bronić.- Już taka nasza ułańska fantazja - dopowiadał Izegpsus, który gdy odwróciłem głowęw kierunku jego córki, znalazł się za moimi plecami.Siedziałem na wysokiej kozetce i nie obchodził mnie świat dokoła, nic próczMarpezji.- Może jak odwieziemy wycieczkę, to dołączę do waszych poszukiwań? - zapytałamnie dziewczyna.- Będę szczęśliwy.- To będą migdały, a nie poszukiwania - mruknął wódz.- To wyjdz po mnie tutaj jutro wieczorem - poprosiła Marpezja.- Będziesz? - Tak - zapewniałem.- Dzielnie się spisałem - stwierdził Izegpsus.Obejrzałem się na niego i na zaszytą ranę.Zcieg wyglądał fachowo, podobnie jakopatrunek, który założył mi wódz Galindów.- Czy wodzowie Galindów byli także szamanami? - zażartowałem.- Czasami.Galindowie mieli demokrację prawie doskonałą, bo wybierali wodza dokażdego konkretnego zadania, nie było kadencji, partii.Rozumiesz?- Tak - uśmiechnąłem się.Izegpsus wyszedł razem z karczmarzem.Marpezja pocałowała mnie w usta i szybkowybiegła za ojcem.Oboje doszli do dużej łodzi motorowej, na której pokładzie byliGalindowie.Do jej rufy zacumowano jedną z mniejszych lodzi.Na miękkich nogach, jeszcze oszołomiony po znieczuleniu wyszedłem na słońce.Wtedy podszedł do mnie Arek.- Przepraszam - powiedział wyciągając rękę.- Trochę się zagalopowałem.Uścisnąłem jego dłoń.- Ale sprawa osady jest nadal otwarta - zapowiedział Arek.- Gdyby nie to, że muszęwracać do pracy, to bym ją odnalazł.- Może - uśmiechnąłem się.Galindowie przyglądali nam się z łodzi z wielkim zainteresowaniem.Arek pożegnałsię ze mną, życzył powodzenia i dołączył do swoich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •