[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieufność uniemożliwi mi wejście w bliższy kontakt z pracownikami muzeum i utrudni uzyskanie informacji historycznych, na jakie liczyłem przybywając do Malborka.Czy o to właśnie chodziło tajemniczemu Bahometowi, gdy zamknął za mną drzwi celi Kiejstuta?Było dla mnie jasne, że krył się za tym imieniem jakiś mój konkurent w poszukiwaniu skarbu templariuszy.Świadczyło o tym najlepiej imię, jakie sobie przybrał.Mówiło ono, że ów człowiek doskonale orientuje się w dziejach zakonu templariuszy.Nie był to nikt z grupy Petersenów, bo oni pozostali nad jeziorem, aby wykupić od Malinowskiego skradziony dokument.Nie mógł być to także sam Malinowski, bo i on musiał zostać nad jeziorem, jeśli chciał zrealizować sprzedaż skradzionego dokumentu.Więc kim był Bahomet? Nie znajdowałem odpowiedzi.Siedziałem na kamiennej posadzce i podciągnąwszy kolana pod brodę, złożyłem na nich głowę.Obok policzka miałem przegub swej ręki z zegarkiem, ale mimo że upływający czas nieustannie szemrał w sekundniku, nikt nie przychodził mnie uwolnić z celi więziennej.Wąziutka struga światła spływająca przez okienko coraz bardziej gasła, szarzała jak lampa, w której zabrakło paliwa.Nadchodziła noc, a z nią znikała nadzieja, że jeszcze dziś zostanę wyswobodzony.Rozmyślałem o litewskim księciu, który siedział tu uwięziony.Sześćset lat minęło od tego czasu.Pozostały te same grube mury, kamienna posadzka, podwójne żelazne drzwi broniące wyjścia na wolność.Ileż chwil zwątpienia przeżył tutaj książę litewski?Krzyżacy zbliżali się wówczas do szczytu potęgi.Połączywszy się z Zakonem Kawalerów Mieczowych W Inflantach, zawładnęli terytoriami tak wielkimi, że równać się mogli z największymi królestwami w Europie.Należało do nich całe dzisiejsze Pomorze Gdańskłe, całe późniejsze tak zwane Prusy Wschodnie, cześć Litwy, tereny dzisiejszej Łotwy i Estonii.Tylko niewielki skrawek Żmudzi rozdzielał posiadlości krzyżackie w Prusach i w Inflantach.I o te wlaśnie tereny szły nieustanne boje.A w tym czasie, gdy zakon Krzyżaków osiągał szczyt swej potęgi, po templariuszach pozostały tylko zburzone zamki i niesława, szkalujące ich dokumenty, pełne wymuszonych, fałszywych zeznań, których nikt nie mógł odwołać, bo ci, co je składali na torturach - już dawno nie żyli, spalono ich na stosie.Aby posiąść skarby templariuszy, zarzucono zakonnikom, że zamiast w Chrystusa - wierzą w diabła, plwają na krzyż, oddają cześć bożkowi z drewna i skóry, ze srebra i złota, o ludzkiej głowie i ogromnej brodzie.Imię tego bożka brzmiało właśnie Bahomet.Nigdy nie udało się zresztą Filipowi Pięknemu odnaleźć żadnego wizerunku czy posągu tego bóstwa.Wymyślono owego Bahometa na użytek chwili, faktycznie nigdy on nie istniał i nawet wielu ówczestnych władców nie dało wiary bredniom zarzucanym templariuszom.„Czy brodaty był również Bahomet podpisany na liście do mnie?” - rozmyślałem.A tymczasem cela więzienna pogrążyła się w nocnym mroku, który zdawał się pogłębiać ciszę, w jakiej się znajdowałem.Straciłem nadzieję, że zostanę uwolniony tej nocy.Skuliwszy się w kącie celi, próbowałem zasnąć.Nie wiem, jak długo spałem.Może kilka minut, a może godzinę? Zbudził mnie jakiś szelest, a potem cichy pisk.„Szczury?” - pomyślałem ze wstrętem.Szelest powtórzył się.I znowu usłyszałem cichy pisk.Obydwa te dźwięki dolatywały od strony drzwi.Nagle brzęknęła zasuwa, jęknęły odmykane ciężkie odrzwia celi więziennej.Struga elektrycznego światła buchnęła w głąb celi i poczęła wędrować po kamiennej posadzce.Wreszcie trafiła na mnie i oślepiła mnie.- Kto to? - zawołałem gniewnie.- Pan Samochodzik! Pan Samochodzik! - usłyszałem radosny szept harcerzy.Światło przygasło i zmieniło kierunek.Zerwałem się z posadzki i podbiegłem do chłopców.Nie byli sami.Spostrzegłem również dziewczynkę, lat około dwunastu.Dziewczynka miała rude wlosy upięte w koński ogon.To ona trzymała w dłoni latarkę elektryczną,- Oto pan Samochodzik - przedstawili mnie chłopcy.- A to jest Ewa.Mieszka na Zamku Średnim.Jej mama pracuje w archiwum muzealnym.- Kto pana tutaj zamknął? - spytała.- Nie wiem.Zapewne ten ktoś - rzekłem i pokazałem jej list, który wręczono mi przy wejściu do zamku.Okazało się, że już przy wyjściu z zamku chłopcy stwierdzili moją nieobecność.Tak jak przypuszczałem, sądzili jednak, że pozostałem z własnej woli.Więc przewodniczce wmówili, że wyszedłem trochę wcześniej od innych, gdyż śpieszyło mi się do autobusu.Minęła godzina, a ja wciąż nie opuszczałem zamku.Chłopcy czekali na mnie w pobliżu bramy, ale nie wiedząc, co mają dalej robić.Wreszcie po długlch dyskusjach doszli do wniosku, że gdybym został z własnej woli, to przecież uprzedziłbym ich o tym.Przypomnieli sobie o liście z pogróżkami i ogarnął ich strach o mnie.Czekając u bramy zamkowej, spostrzegli dziewczynkę kilkakrotnie swobodnie przechodzącą mimo strażników.Domyślili się, że mieszka ona na terenie zamku.I gdy jeszcze raz wyszła przez bramę i udała się do sklepu po jakieś zakupy, chłopcy wdali się z nią w rozmowę.Opowiedzieli jej o sobie i o mnie, wtajemniczyli ją w cel naszego przyjazdu.Dziewczyna - na imię miała Ewa - czytała kiedyś w młodzieżowej gazecie o naszym odkryciu zbiorów dziedzica Dunina.To oczywiścłe ułatwiło porozumienie.Zaniosła do mieszkania na zamku zrobione w sklepie zakupy.Potem jeszcze raz wyszła do chłopców i poprowadziła ich aż nad brzeg Nogatu.Dość długo szli wzdłuż wysokich zamkowych murów, potem przedzierali się przez jakieś zarośla, aż wreszcie znaleźli się na suchym dnie głębokiej fosy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]