[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nigdy ci się nie uda wydostać stąd żywym, a jeśli jakimś cudem tego dokonasz i nie zabijesz mnie, znajdę cię, na­wet gdybym miał przetrząsnąć cały ten gówniany kraj.Bę­dę szukał i szukał, aż cię znajdę.- Z powodu tego, co zaszło - spytał John naciskając lek­ko rewolwerem - czy z jej powodu?- A jak myślisz? - warknął Karamazow.- Między nami nic nie było.Mogło być, ale nie było.Cały problem w tym, że ta dziewczyna jest samotna.Byłeś już żonaty, gdy brałeś z nią ślub, byłeś żonaty ze swoją pracą.To przytrafia się wielu facetom o znacznie bardziej proza­icznych profesjach.To wyjątkowa kobieta, jesteś szczę­ściarzem.Wydaje mi się, że może to jest prawdziwy po­wód, dla którego nie chcę cię zabić.Rosjanin zatrzymał się i odwrócił.Ignorując lufę pistoletu przy głowie spojrzał na Rourke'a.A ten powiedział cicho:- Prawie ci zazdroszczę.jej.Jeśli byłbyś na tyle głupi, żeby ją stracić, powinienem cię zastrzelić już teraz.Ponownie przyłożył pythona do głowy Karamazowa i przeszli kilka ostatnich jardów do drzwi radiostacji.- Zapukaj i bądź grzeczny - rzekł John szeptem.Oficer zapukał do drzwi, krzycząc po rosyjsku:- Major Karamazow, otworzyć drzwi! Natychmiast! Drzwi otwarły się i ukazał się żołnierz z karabinem w rękach.Rourke powiedział po rosyjsku:- Odłóż to albo będziesz miał martwego majora.Chcesz być za to odpowiedzialny? No dalej, zostań bohaterem Związku Sowieckiego!Żołnierz zawahał się przez chwilę, potem cofnął się do pokoju.- Powiedz, żeby dali ci połączenie - doktor zwrócił się po angielsku do Karamazowa.Major zawahał się, a potem krzyknął do wnętrza pomie­szczenia.Za chwilę ten sam młody Rosjanin, który pojawił się w progu z karabinem, przyniósł Władimirowi mikro­fon.Rourke przesunął Karamazowa tak, by ponad jego ra­mieniem widzieć wnętrze kabiny radiowej.Zerknął w głąb korytarza i zobaczył pojawiające się tu i ówdzie twarze.Po­wiedział do agenta KGB:- Wejdź na linię i spraw się dobrze, odwołaj uderzenie neutronowe.Pamiętaj, że całkiem nieźle znam rosyjski.Major nacisnął guzik przy mikrofonie i zaczął mówić.Z głośnika we wnętrzu pokoju dobiegły najpierw dźwięki za­kłóceń, a potem jakiś gardłowy głos.John wsłuchał się weń i w argumentację Karamazowa, który w końcu opisał sytu­ację, w jakiej się znalazł.Zaległa długa cisza, po czym głos po drugiej stronie zastąpiony został przez inny, mówiący po angielsku.- Mówi generał Warakow.Nazywasz się Rourke, tak? Nie chcę, by Karamazow został zabity, przynajmniej na ra­zie.Był zbyt dumny, być może to dobrze zrobi jego.jakie to łacińskie słowo.jego ego.Tak.Odwołałem uderzenie bronią neutronową.Spotkamy się pewnego dnia.Aż trud­no uwierzyć, że działasz w pojedynkę.Władimir popatrzył na Johna i przez chwilę ich spojrze­nia zwarły się.Rourke wziął od niego mikrofon.- Generale, nie działałem samodzielnie.Uwolniłem pre­zydenta Chambersa i on mi pomógł.Ma pan w nim silnego adwersarza.Dam panu radę, proszę go nie lekceważyć.- I pewna rada dla ciebie, mój młody przyjacielu - rozległ się głos generała.- Tej nocy zużyłeś wszystkie dziewięć wcieleń kota.Powiedz też twojemu prezydentowi, Chambersowi - niechaj mnie nie lekceważy.- I radio zamarło.Rourke odłączył mikrofon od kabla i rzucił go w głąb pustego korytarza, mówiąc do Karamazowa:- Wynośmy się stąd, abym mógł odwołać atak, zanim bę­dzie za późno.Pobiegł lekkimi susami w kierunku sektora lotniczego, wciąż trzymając broń wycelowaną w głowę agenta KGB.Słyszał za sobą szuranie rosyjskich butów o podłogę kory­tarza, ale nie odwrócił się.ROZDZIAŁ XLIIISektor wind podziemnego hangaru i kompleks techni­czny był olbrzymi, większy, niż Rourke mógłby sobie wyobrazić.Dwusilnikowy samolot stał już przygotowany, motocykle były załadowane na pokład.Chambers sie­dział na stanowisku drugiego pilota.John odetchnął z ulgą, widząc, że nowy prezydent zna się na pilotażu.Na­talia zabrała Rubensteina ze szpitala i razem z komplet­nym wyposażeniem medycznym umieściła na pokładzie samolotu.Nie odezwała się do męża, gdy podszedł do niej razem z Johnem.Za nimi zatrzasnęły się drzwi pro­wadzące do sektora wind, odcinając ich masywną żelazną ścianą od reszty kompleksu.- Jak tam wskaźniki, panie prezydencie? - krzyknął Rourke przez otwarty luk.Prezydent uniósł kciuk do góry, a doktor odwrócił się do Karamazowa i rzekł:- Cóż, majorze.Wygląda na to,że nam się uda.Czy muszę pana uziemić - w slangu to tyle, co ogłuszyć - czy po prostu stanie pan spokojnie i zaczeka?Major nie odpowiedział.Odezwała się natomiast Na­talia:- Przypilnuję go, John.Nie musisz go ogłuszać.Rourke spojrzał na nią mówiąc:- Nie mogę cię tu zostawić.Oni ciebie.- Nawet gdybym poleciała z tobą, to nie przestałabym być agentką KGB.Twoi ludzie nie przywitaliby mnie z otwartymi rękoma.Poza tym.- Mogę zastawić cię gdzieś między jednymi i drugimi - zasugerował przyciszonym głosem.- Jeśli wrota zostaną otwarte, zdolni są wyciągnąć jeden z amerykańskich myśliwców i ruszyć w pościg.Zestrzelą cię.- Nie pozwolę ci zostać - rzekł John.- Po tym, co zrobiłaś? Dziewczyna spojrzała na męża, mówiąc do Rourke'a:- Nie wydaje mi się, żeby Wladimir zameldował, co zrobiłam.Znajdzie sposób, by to zatuszować.Warakow nie chce jego śmierci, no i nie zabije mnie, pozwalając mu dalej żyć.Prawdopodobnie odejdę w stan spoczynku jako agentka.Karamazow powiedział:- Nie zabiję jej.Natalia wtrąciła:- Nie.Pozwli mi żyć.Ale nigdy nie wyzbędzie się urazy.Każdym spojrzeniem, każdym gestem będzie mi to wypo­minał, ale nigdy nie powie słowa.Władimir i ja byliśmy to­warzyszami dłużej niż jesteśmy małżeństwem.Znam je­go sekrety.- Wpadliśmy na siebie w środku opery mydlanej, co? - Rourke uśmiechnął się do dziewczyny.W oczach Karamazowa widać było dezorientację i Nata­lia roześmiała się, po czym dodała, zwracając się do męża:- To była klasa w szkole “Chicago”, której nie zaliczyłeś, kochanie.Agentki zapoznawały się z filmami pokazywany­mi popołudniami w telewizji po to, by mogły stać się takie, jak każda amerykańska kobieta.- Odwróciła się do Rourke'a mówiąc: - Twoja Sarah ogląda te opery mydlane, John? Czy może raczej oglądała?- Nie - odpowiedział uśmiechając się do niej.- Tak też przypuszczałam - zaśmiała się.Rourke sięgnął do kieszeni na biodrze i podał jej mężo­wski rewolwer.Chciał powiedzieć, że ma nadzieję, iż jesz­cze się zobaczą, chciał pocałować ją na pożegnanie, ale wy­ciągnął tylko prawą rękę i rzekł:- Do widzenia.Kobieta uśmiechnęła się, kąciki jej ust uniosły się lekko.Podeszła do niego szepcząc:- Daswidanja.- Tak - odpowiedział wchodząc na pokład samolotu.- Przyciśnij guzik windy i potem: daswidanja.John wszedł do kokpitu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •