[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W przeciągu paru sekund kolby karabinów rozbiły okna z prawej strony, ale pośpiech okazał się zupełnie zbyteczny.Pięciu mężczyzn w środku - całych i zdrowych, nie licząc zadrapań na twarzach - było zbyt otumanionych, by dostrzec obecność napastników, nie mówiąc już o próbie oporu.Kiedy zaś mniej więcej przyszli do siebie, widok czterech luf pistoletów maszynowych o kilka centymetrów od ich głowy spowodował, że wszelka myśl o jakiejkolwiek walce wydała im się kompletnie absurdalna.Po powrocie do hotelu Petersen i Crni zastali George'a i resztę towarzystwa w barze.George urzędował za ladą i tego się po nim należało spodziewać.- Witajcie, panowie.- Był w najprzedniejszym humorze.- Cóż to, czyżbyś już skończył obiad, George? - zapytał major.- A jakże.Całkiem niezgorszy obiad, nie narzekam.Co podać? Piwko?- Może być piwko.- Nie zapytasz, jak poszło?! - oburzyła się Sarina.- Ano właśnie.Co to? Alex i Edvard wpadli w ręce wroga? U szczytu formy?- Siedzą w ciężarówce, na parkingu.- To lubię, to lubię.Jaka troskliwość.Zrobić wszystko, żeby więźniowie nie mogli wyrządzić sobie krzywdy.Kiedy masz zamiar ich tu sprowadzić.- Jak się ściemni - odparł Petersen.- W pełnym słońcu niezręcznie byłoby pędzić ich ulicami związanych i zakneblowanych, nie uważasz?- Słusznie, słusznie.- George ziewnął i zsunął się ze stołka.- Sjesta.- Świetnie cię rozumiem - powiedział Petersen.- Ten ciągły ruch, ta bieganina może człowieka kompletnie wykończyć.George wyszedł w pełnym godności milczeniu.- To nie jest człowiek, który przejmuje się byle czym, co? - skonstatowała Sarina.- Przełożył sjestę.To znak, jak bardzo był przejęty.- A więc macie majora Cipriano.Co o tym myślisz, Lorraine?- Powinnam pewnie skakać z radości pod sufit.Cieszę się, bardzo się cieszę.Wiedziałam, że go dostaną, wiedziałam.Ani przez chwilę w to nie wątpiłam.A ty, Sarino?- Nie.I to jest właśnie okropnie irytujące.- "Souvent femme varie." - bąknął Petersen ze smutkiem.- Josip, zechciej wysłać furgonetkę po bagaże naszych więźniów i każ je odesłać na górę.Nie, nie na górę.Mogę je równie dobrze przeszukać tutaj.- Odwrócił się szybko do Sariny.- A ty siedź cicho.- Przecież ja nic nie mówię!- Właśnie chciałaś powiedzieć, że przeszukiwanie cudzych rzeczy też świetnie mi idzie.Może nie?Pięciu jeńców sprowadzono tylnymi drzwiami, jak tylko zapadł zmrok.Drzwi hotelu zamknięto na klucz.Cipriano, Alessandra i pozostałą trójkę posadzono na krzesłach i odkneblowano; ręce nadal mieli związane na plecach.Zwykle spokojny i kulturalny major Cipriano przeszedł zadziwiającą metamorfozę.Oczy mu błyszczały, twarz poczerwieniała z wściekłości.- Co to ma znaczyć?! Co ma znaczyć ten.ten.ten.oburzający zamach?! Petersen, co to ma znaczyć?! Postradałeś rozum?! Wszystko ci się pomieszało?! Masz mnie natychmiast rozwiązać! Jestem oficerem! Włoskim oficerem! Oficerem sojuszniczej armii!- Jest pan mordercą - odparł Petersen.- Pański stopień i narodowość nie mają tu nic do rzeczy.Jest pan wielokrotnym mordercą, żeby nie powiedzieć ludobójcą.- Rozwiąż mnie! Natychmiast! Zupełnie oszalałeś! Na Boga, Petersen, gdyby ostatnią rzeczą, jaką miałbym zrobić.- Czy nie przyszło panu do głowy, że zrobił już pan swoją ostatnią rzecz na tym świecie? Wpatrywał się w Petersena i nic nie rozumiał.Nagle zauważył Josipa.- Pijade! Pijade! Pan.Pan jest wspólnikiem tej obrzydliwej napaści! - Cipriano kompletnie zatracił zdolność jakiegokolwiek rozumowania i bezskutecznie usiłował zerwać pętające go sznury.- Na Boga, Pijade, odpowiesz mi za to! Odpowiesz za tę perfidną zdradę!- Perfidną zdradę! - Petersen roześmiał się sztucznie.- Gadaj sobie o perfidnej zdradzie, gadaj, bo za to właśnie umrzesz.Pijade zapłaci! Ciekawe.Niby jak? - pytał łagodnie Petersen.- Czy przeklniesz go na wieki z głębi piekieł, gdzie znajdziesz się jeszcze przed północą?- Zwariowaliście wszyscy - wyszeptał Cipriano.Wściekłość już z niego wyparowała i nagle uświadomił sobie, że jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie.- Przez ciebie zginęli moi koledzy - ciągnął Petersen tym samym, opanowanym tonem.- Setki moich kolegów.- Oszalałeś! - wyrzucił z siebie krzykliwie.- Oszalałeś, jak Bóg na niebie! W życiu nie tknąłem czetnika!- Ja nie jestem czetnikiem, Cipriano.Jestem partyzantem.- Partyzantem! - szepnął chrapliwie.- Partyzantem! Pułkownik Lunz podejrzewał.Trzeba go było słuchać.- przerwał, a jego głos nabrał mocy.- Nigdy w życiu nie skrzywdziłem partyzanta.- Wejdź - rzucił za siebie Petersen.Weszła Lorraine.- Czy wciąż zaprzeczasz, że to właśnie ty posłałeś na śmierć setki moich rodaków? Lorraine wszystko mi opowiedziała, Cipriano.Wszystko.- Z kieszeni koszuli wyjął małą, czarną książeczkę.Notes z kodami.Należał do Lorraine.Twój charakter pisma.A może już nie rozpoznajesz swojego pisma, co? Założę się, że do głowy ci nigdy nie przyszło, że własną ręką podpiszesz na siebie wyrok śmierci.Widzę w tym ironię losu.Mam nadzieję, że ty też.Ale ironia losu nie przywróci życia setkom zabitych, prawda? I mimo tego, że do końca tygodnia wyłapiemy i rozstrzelamy ostatnich z twoich szpiegów, nie ożywi to zmarłych.Zgadzasz się ze mną Cipriano? Gdzie jest synek Lorraine? Gdzie jest Mario.Cipriano? Gdzie?Cipriano wydał z siebie jakiś gardłowy dźwięk - chrapliwy i nieartykułowany - i usiłował zerwać się z krzesła.Giacomo rzucił okiem na Petersena, prawidłowo odczytał kiwnięcie głową i z widoczną satysfakcją uderzył Włocha w splot słoneczny.Niezbyt łagodnie.Cipriano opadł na krzesło i gdzieś z głębi gardła dobył spazmatyczny, rzężący odgłos.- George? - Petersen poprosił George'a, by włączył się do akcji.Generał wyłonił się zza lady baru niosąc dwa kawałki sznura.Spokojnym krokiem przemierzył salę zastawioną stolikami, upuścił jeden kawałek powroza na podłogę, a drugim mocno przywiązał Cipriano do krzesła.Podniósł drugi sznur z zawiązaną na końcu pętlą, zarzucił ją na Alessandra, a kiedy opadła mu do połowy klatki piersiowej, zacisnął tak szybko, że nim Alessandro zorientował się, co się stało, George przytroczył go do oparcia krzesła jak skrępowanego kurczaka.- Cipriano nic nie powie, bo wie, że to go i tak nie uratuje - rzekł Petersen.- On musi umrzeć.Ale ty powiesz, gdzie trzymacie chłopca, Alessandro, powiesz.Alessandro splunął.- Ajajaj.- westchnął Petersen.- Trudno wykorzenić te obrzydliwe nawyki, co? - Sięgnął za kontuar barku i wyciągnął stamtąd metalową kasetkę ze strzykawkami i ampułkami z trucizną, którą odebrał Włochowi na kutrze.Alex wyjął ostry jak brzytwa nóż i ciął lewy rękaw koszuli Alessandra od ramienia po krępujące go więzy na łokciu.- Nie! Nie! Nie! wrzasnął Alessandro w śmiertelnym przerażeniu.- Nie! Nie!Cypriano pochylił się, chciał zerwać pęta, coś wykrztusić przez zaciśnięte gardło, twarz nabiegła mu krwią, więc Giacomo uderzył go ponownie, by zapewnić sobie spokój.- Boję się, że go ciut drasnąłem - powiedział Alex przepraszająco; chyba przesadził, bo ramię Alessandra było paskudnie rozharatane.- Nie szkodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]