[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzwi na zewnętrzny korytarz były otwarte.Wyszedł i ledwie zdążył zrobić kilka kroków, gdy zatrzasnęły się za nim.Za późno.Ezra Garvey wiedział, że powrót na j pływalnię był błędem, ale żądza zemsty zagłuszyła j rozsądek.Krzyk Coloqhouna przypomniał mu jego drugą wizytę tutaj, kobiety i to, co z nim wyprawiały.Pamiętał swoje przerażenie, gdy odkrył ich prawdziwą naturę.Był przekonany, że nafaszerowały go narkotykami, a kiedy stracił przytomność, wykorzystały w ohydny sposób.Karmiły go piersią, jak dziecko, potraktowały go jak żywą zabawkę.Wspomnienia wprawiły go w zakłopotanie.Gdyby opowiedział to komuś, z pewnością wyśmiałby go, a przecież było w tym coś przerażającego - izba, ściana wody tryskająca z rur, potworek, ciemność i fosforyzująca maź.Nadszedł czas, by przerwać ten koszmar.Był wpływowym człowiekiem.Mógł robić, co mu się żywnie podoba.Dochodziła 23.00.Garvey telefonicznie wydał polecenia.Cokolwiek zamieszkiwało pływalnię przy Leopold Road, nie miało prawa dłużej istnieć.Zadowolony z nocnych manewrów, poszedł spać.Po powrocie ze spotkania z Coloqhounem wypił pół butelki wódki, zanim się uspokoił, i miał już nieźle w czubie.Nawet nie próbował się rozebrać.Położył się w ubraniu i zapadł w kamienny sen.Kiedy się obudził, była godzina 1.30.Usiadł i jęknął.Miał potwornego kaca - ból głowy prawie go oślepiał.Przytrzymując się ścian, dowlókł się do kuchni.Nalał sobie szklankę mleka, usiadł przy stole i próbował zmusić się do wypicia, ale nie chciało mu przejść przez gardło.Jego spojrzenie spoczywało na dłoni trzymającej szklankę.Widział ją jak przez mgłę.Nie wyglądała na jego własną - była za delikatna, za gładka.Zadrżał i odstawił szklankę z takim impetem, że mleko wylało się na stół i spłynęło na podłogę.Wstał, a odgłos kapiącego na kuchenne kafelki mleka przywołał wspomnienia.Garvey wpadł w panikę.Nie chciał być sam.Podniósł słuchawkę i usiłował Przypomnieć sobie numer telefonu któregoś z przyjaciół, ale nie mógł zebrać myśli.Ogarniało go coraz większe przerażenie.Czy to początki obłędu? Złudzenie zmienionej ręki, nienaturalne drżenie przebiegające jego ciało.Próbował rozpiąć koszulę i w tym momencie jego dłoń znów zmieniła kształt - na jeszcze bardziej absurdalny niż przedtem.Palce brutalnie szarpały koszulę.Garvey wmawiał sobie, że to wszystko nie może być prawdą.To niemożliwe!Ale fakty pozostawały faktami.Dotykał ciała, które nie było już jego własnym.Widział, jak przeistacza się w galaretowatą substancję i zmienia kształt.Z przerażeniem uświadomił sobie, że upodabnia się do pięknych kobiet z pływalni.Tamte męki były niczym w porównaniu z obecnymi.Nie był sobą! Co one zrobiły z jego ciałem, gdy leżał nieprzytomny?!Nie mógł powstrzymać łez.Zaczął nerwowo rozpinać pasek u spodni.Boże! Błagam - łkał - błagam, pozwól mi znowu być sobą.Łzy obfitym strumieniem spływały mu po policzkach.Otarł je i spojrzał na swoje genitalia.Widząc, że też uległy deformacji, zawył, aż zadrżały szyby w oknach.Garvey nie był już prawdziwym mężczyzną.Według prawa właściwie nie istniał.Nie był pewien, jak tę zmianę odbiorą wspólnicy, ale nie martwił się tym zbytnio.W tej chwili wiedział tylko, że umrze ze wstydu, jeśli cała sprawa wyjdzie na jaw.Wrócił do kuchni, wyjął z szuflady duży nóż do mięsa, a następnie ubrał się i wyszedł z domu.Opanował się na tyle, że mógł bezpiecznie jechać pustymi ulicami w dół rzeki.Przy moście Blackfriars zatrzymał samochód i zszedł na nabrzeże.Tej nocy wody Tamizy były wzburzone, na powierzchni tworzyły się białe grzywy.Dopiero teraz zastanowił się, po co tu przyszedł.Był bogatym i wpływowym człowiekiem.Co kazało mu tu przyjść? Zachowywał się, jak lunatyk kroczący przed siebie bez celu.Ale na jak długo będzie świadomy tego, co się z nim dzieje? Wiedział, że prędzej czy później znów pójdzie gdzieś bez wyraźnego powodu.Znalazł się w sytuacji bez wyjścia.Chłodny wiatr i deszcz ocuciły go nieco.Przypomniał sobie wszystko: łaźnię, fontanny wody tryskające rur, podłogę wyłożoną kafelkami, upał, kobiety śmiejące się i wiwatujące.A w końcu istotę żyjącą za ścianą wody, kreaturę bardziej odrażającą niż te, które pamiętał ze swych nocnych koszmarów.Zgwałciły go! - przypomniał sobie brutalny akt; kiedy stracił przytomność, te dziwki dobrały się do niego.I o to nie miał do nich żalu.Ale co jeszcze mu zrobiły, co jeszcze? Ostatecznie poczynił już pierwsze kroki, by zniszczyć ich kryjówkę.Teraz mógł unicestwić to, co z niego uczyniły posługując się czarami.Wiatr był zimny, ale jego krew gorąca.Gdy przeciął żyłę, trysnęła szkarłatnym strumieniem.Tamiza przyjęła ją z entuzjazmem.Błyskawiczna utrata krwi osłabiła Garveya.Nie martw się - pomyślał - osuwając się na kolana i staczając do wody - nikt się o tobie nie dowie.tylko ryby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •