[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzieś w głębi umysłu Kopcia nieustannie tliła się pokusa, aby postąpić zgodnie z radą, której sam udzielił - przyprowadzić tutaj kapitana Kompanii i pokazać mu te wszystkie książki, choćby tylko po to, by zobaczyć, jak zareaguje naprawdę.30.PRZEBUDZENIE TAGLIOSDo Taglios dotarliśmy o zmierzchu, spóźnieni o kilka dni» doprowadzeni na skraj załamania.Łabędź i jego kumple byli w jeszcze gorszym stanie niż my.Ich zwykłe wierzchowce zostały? zajeżdżone na śmierć.Zwróciłem się do Łabędzia:- Sądzisz, że Prahbrindrah będzie wściekły, ponieważ nie zdążyłem na czas?W Łabędziu zostało jeszcze trochę ikry.- A co, u diabła, miałby zrobić? Wpuścić ci owada za koszulę? Przełknie to wszystko i jeszcze się uśmiechnie.Martw się o Kobietę.Tylko ona może ci przysporzyć kłopotów.Jeżeli w ogóle ktokolwiek może.Ona nie zawsze myśli poprawnie.- Kapłani - powiedział Klinga.- Tak.Obserwuj kapłanów.Zrzucili to wszystko na nich tego dnia, gdy wy, chłopcy, wylądowaliście.Nie mogą teraz zrobić nic innego, jak się dostosować.Ale na pewno zdążyli się nad tym zastanowić, możesz spokojnie postawić na to swój tyłek, a kiedy znajdą we wszystkim jakiś haczyk, zaczną się wtrącać.- O co chodzi Klindze w tej sprawie z kapłanami?- Nie wiem.Nie chcę wiedzieć.Ale jestem tutaj już od tak dawna, że myślę, iż może mieć rację.Świat byłby lepszy, gdybyśmy utopili kilku z nich.Jedną rzeczą, która czyniła całą sytuację cudownie niemożliwa z wojskowego punktu widzenia, był brak fortyfikacji.Miasto Taglios rozrastało się swobodnie we wszystkich kierunkach, nie troszcząc się w najmniejszym stopniu o własną obronę.Z jednej strony lud z kilkusetletnią historią bez wojen.Z drugiej wróg z doświadczonymi armiami i wsparciem potężnych czarodziejów.A pośrodku ja, któremu został może miesiąc, aby wymyślić, jak pomóc pierwszym w pokonaniu drugich.Niemożliwe.Kiedy tylko woda w rzece opadnie, oddziały przemaszerują przez brody i zacznie się masakra.Łabędź zapytał:- Zdecydowałeś się już, co masz zamiar zrobić?- Tak.Z tym że Prahbrindrahowi się to nie spodoba.To go zaskoczyło.Postanowiłem niczego dalej nie wyjaśniać.Niech się martwią.Zabrałem moją gromadę do baraków i wysłałem Łabędzia z wieścią, że wróciliśmy.Kiedy zsiadaliśmy z koni, a obok nas zdążyła się już zebrać połowa Kompanii, oczekiwaniu na wiadomości, Murgen powiedział:- Sądzę, że Goblin podjął już decyzję.Coś gryzło malutkiego czarodzieja.Przez całą drogę powrotna był roztargniony i na pytania odpowiadał monosylabami.Teraz jednak się uśmiechał.Ze szczególną uwagą zajmował się swymi jukami.Mogaba podszedł do mnie.- Podczas waszej nieobecności, Kapitanie, dokonaliśmy sporych postępów.Wszystko przekażę w raporcie, gdy tylko będziesz w stanie go wysłuchać.- Pytanie pozostało nie wypowiedziane.Nie widziałem potrzeby, aby wisiało w przestrzeni pomiędzy nami.- Nie uda nam się prześliznąć.Mają nas.Pozostaje walka albo odwrót.- Tak więc nie ma żadnych możliwości wyboru, czyż nie?- Sądzę, że nigdy nie było.Musiałem jednak sprawdzić wszystko na własną rękę.Pokiwał głową ze zrozumieniem.Zanim przystąpiłem do interesów, obejrzałem ponownie wszystkie rany.Pani szybko przychodziła do siebie.Jej skaleczenia jednakowoż, bynajmniej nie czyniły jej bardziej atrakcyjną.Czułem się dziwnie, badając ją.Niewiele ze sobą rozmawialiśmy od czasu tej nocy w deszczu.Ona pogrążała się w myślach.Mogaba miał mi za to dużo do powiedzenia o rozmowach, jakie przeprowadził z przywódcami religijnymi Taglios, oraz o swoich pomysłach na temat zebrania razem tego, co miało uchodzić za armię.W jego sugestiach nie znalazłem niczego, z czym bym się nie zgadzał.Powiedział na koniec:- Pozostaje jeszcze jedna rzecz.Kapłan o imieniu Jahamaraj Jah, człowiek numer dwa w kulcie Shadara ma umierającą córkę.To wygląda na szansę pozyskania przyjaciela.Albo doprowadzenia kogoś do ostatecznej wściekłości.- Nigdy nie należy przeceniać siły ludzkiej wdzięczności.- Jednooki był u niej.Spojrzałem na malutkiego znachora.- Dla mnie to wygląda na wyrostek robaczkowy, Konował.| Nawet jeszcze niezbyt zaawansowane stadium.Ale ci komedianci nie mają o tym najbledszego pojęcia.Usiłują egzorcyzmować demony.- Nie kroiłem nikogo już od lat.Jak dużo czasu pozostało do perforacji?- Przynajmniej jeszcze kolejny dzień, chyba żeby miała pecha.Zrobiłem, co mogłem, dla złagodzenia bólu.- Zajdę do niej, kiedy będę wracał z Pałacu.Narysuj mi plan.Nie.Lepiej będzie, jak sam mnie zaprowadzisz.Możesz się przydać.Mogaba i ja przebieraliśmy się właśnie w dworskie stroje.Pani miała zrobić to samo.Łabędź, który najwyraźniej nie miał najmniejszego zamiaru w niczym ulepszać stanu swego ubioru, przyszedł, aby zabrać nas do księcia.Nie miałem ochoty na nic oprócz drzemki.A szczególnie nie byłem w nastroju do prowadzenia gier dyplomatycznych.Ale poszedłem.Lud Trogo Taglios dowiedział się w jakiś sposób, że nadszedł moment decyzji.Mieszkańcy miasta stali na ulicach, obserwując nas.Panowała niesamowita cisza.We wszystkich tych, wpatrzonych we mnie oczach, widziałem strach, ale również i nadzieję.Byli świadomi ryzyka, a być może nawet również niekorzystnego dla nich stosunku szans.Szkoda, że nie zdawali sobie sprawy z tego, iż pole bitewne w niczym nie przypomina zapaśniczego ringu.W pewnym momencie zapłakało dziecko.Zadrżałem, mając nadzieję, że to nie jest żaden omen.Kiedy zbliżaliśmy się do Trogo, jakiś starzec wyszedł z tłumu i wcisnął mi coś w dłoń.Kłaniając się, wycofał z powrotem w ciżbę.To była rozeta Kompanii z dawnych czasów.Rozeta oficerska, przypuszczalnie zdobycz z jakiegoś dawno zapomnianego pola bitwy.Przypiąłem ją przy odznace, którą już nosiłem, ziejącej ogniem trupiej czaszki Duszołap, którą zatrzymaliśmy, mimo iż od dawna nie służyliśmy już ani Schwytanemu, ani imperium.Pani i ja ubraliśmy się w nasze najlepsze rzeczy; ja miałem na sobie swój strój legata, a ona jej imperialne szaty.Uczyniliśmy niebanalne wrażenie na zebranym tłumie.Mogaba był przy nas jak łachmaniarz.Jednooki wyglądał niczym kompletny wrak ludzki, wyskrobany z najgorszej spelunki w najgorszych slumsach.Ten przeklęty kapelusz.Był szczęśliwy jak ślimak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]