[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zaczekaj do Orofin, Didaji, jeśli to jest bitwa, jakiej byś chciał.- Lander, ty też? - wymamrotała półszeptem Ruha.- Sądziłam, że masz na tyle wyczucia, by nie przeszkadzać czarownicy w nauce.Harfiarz, niepomny na szepczące napomnienie Ruhy, ciągnął:- Przyrzekam, że kiedy uderzymy na tamten fort walki będzie w bród.Ruha pokręciła głową i nie otworzywszy księgi zdmuchnęła świeczkę.- Równie dobrze mogę pospać - syknęła do siebie na wpół zdziwiona, na wpół rozzłoszczona dziewczęcymi oporami przed powiedzeniem tego Landerowi otwarcie.- Kiedy jestem zdenerwowana w ogóle nie potrafię się skoncentrować!Rozdział siedemnastyPo bitwie o Fissures beduińska armia ruszyła prosto do Orofin.Wojownicy nie pozwalali wielbłądom zatrzymywać się w pobliżu mijanych kępek wysuszonych krzaków, nie tracili też czasu na łowy, mimo, że jechali przez najbogatszy w antylopy obszar Anauroch.Nawet z bukłakami zdobytymi na asabisach czternastu plemionom brakowało wody, a to oznaczało, że czasu było już niewiele.Musieli najpierw dotrzeć do Orofin, a potem zdobyć ją.Minęły cztery dni męczącej podróży z zaledwie kilkugodzinnymi nocnymi postojami na sen, nim armia wspięła się na grzbiet, z które; go Sa'ar wskazał płytką dolinę pod sobą.Na jej środku pustynny grunt plamiło skupisko śniadej roślinności, której soczysty kolor zmieniło szarzejące światło zmierzchu.- Orofin - rzekł Sa'ar.- Jeśli się pospieszymy to, znam dobre miejsce, można z niego obejrzeć przedpole.Szejkowie rozkazali plemionom otoczyć fortecę obozami i zjeść: możliwie najobfitszy posiłek.Gdy wydano już wszystkie polecenia, Sa'ar poprowadził szejków w dół przez dolinę i kilka akrów ruin, by w końcu zatrzymać się na dwupiętrowym moście spinającym wodny kanał.Podobnie jak sama Anauroch, most był zarazem silny i piękny.Kwadratowe frontony zrobione z granitowych bloków były teraz całkowicie pokryte bujnym i gęstym mchem.Nad nimi znajdowały się dwa rzędy gościńca, każdy składał się z trzech arkad.Łuki wykuto w kształcie podków, zwieńczonych delikatnym daszkiem, przypominających Landerowi liście drzew bawełnianych z Sembii.Kolorowa kamienna mozaika, przedstawiająca rozmaite geometryczne wzory, wieńczyła każdą arkadę z wyjątkiem głównego dla obu gościńców łuku, przyozdobionego diamentowymi motywami.Lander zmusił wielbłąda do uklęknięcia.Spojrzał tęsknie na wodę, ale nawet nie próbował pić z zatrutych z pewnością duktów.Nad Anauroch już prawie zapadł zmierzch, ale sama dolina pozostawała cicha.Żadne drapieżniki nie powitały wydłużających się cieni niesamowitymi skrzekami, lwy nie ryczały wyzywająco na nowoprzybyłych, hieny nie zdradzały swej obecności tchórzliwymi wrzaskami.Zwierzęta leżały cicho o kilka jardów od wody, a ich wystawione na działanie słońca wzdęte ciała potwornie cuchnęły.Nawet sępy, które przybyły na żer, leżały martwe.Widok samej wody przedstawiał się jeszcze bardziej makabrycznie : słaby nurt unosił w dół kanałów dziesiątki ludzkich ciał i gromadził je po wschodniej stronie mostu, dryfowały po ciemnej wodzie, wzdęte, bezwładne, śmierdzące rozkładem.Utaiba wskazał palcem straszliwą scenę.- Ju'ur Dai - powiedział.- Myślałem, że są zhentarimskimi sprzymierzeńcami - skomentował Didaji.- Może byli - odparł Lander walcząc z mdłościami.- przestali być użyteczni.Yhekal nie mógł ryzykować tego, że zmienią strony w trakcie bitwy.- Mają to, na co zasłużyli - mruknął Sa'ar spluwając do kanału.- Bez Ju'ur Dai jako przewodników Zhentarimczycy mogli nie zdawać sobie sprawy z ważności Orofin.Tęgi szejk ruszył do drugiego gościńca starożytnego mostu i gdy pozostali szejkowie podążyli za nim, Harfiarz zrozumiał, dlaczego wybrali właśnie ten odsłonięty punkt.Z większej wysokości było widoczne, że z czterema kanałami wychodzącymi z fortecy, która strzegła w swym sercu głębokiej studni, Orofin musiało być niegdyś potężnym miastem.Z metropolii w tej chwili niewiele już pozostało.Naniesiony przez wiatr pył pokrył fundamenty dawno zawalonych budowli.Jednolitą powierzchnię piachu przecinały tu i ówdzie zakrzywione linie, które musiały być niegdyś ulicami i alejami.Zbite kępy zielonych dzikich róż, przeplatanych drzewami akacji i dzikich moreli ciągnęły się wzdłuż czterech kanałów, które dzieliły miasto na kwartały.Wielka ulica łącząca ten i trzy pozostałe mosty, spinające inne kanały, formowała wokół oazy wielkie koło.Bardziej niż miastem Lander i szejkowie byli zainteresowani fortecą.Stała ciągle w centrum oazy, jej osypujące się obwałowania przerywały w dziewięciu czy dziesięciu miejscach szczeliny wielkości człowieka.Ciemne cienie czaiły się między starożytnymi blankami wieńczącymi mury, przypominając Landerowi bardziej nieziemskie duchy, niż odległych zhentarimskich żołnierzy.- Jak powinniśmy zaatakować?To pytanie zadał Sa'ar, który oparł się na łokciu o mur z arkadami i mówiąc nie odrywał oczu od fortecy.- Dziś w nocy, pod osłoną ciemności - rzekł Didaji z twarzą owiniętą w czerwoną szarfę.- Nasi mężczyźni są zbyt zmęczeni - przeciwstawił się Utaiba kopniakiem strącając kamień do cuchnącego kanału.- Poza tym dzisiaj Zhentarimczycy będą przy gotowani na atak.- Nie możemy czekać do jutrzejszej nocy - zaoponował Yatagan, pomarszczony szejk Shremalów.- Moim wojownikom pozostały zaledwie resztki wody, jeżeli nie napiją się ze studni Orofin do jutra w południe, to już nigdy więcej nie będą walczyć.- Wolisz, żeby zginęli dzisiejszej nocy? - wycedził Utaiba.- Kto spośród nich będzie miał siłę unieść łuk więcej, niż kilka razy?Szejkowie, jak to mieli w zwyczaju, zaczęli się kłócić.Lander po prostu pokręcił głową, zawiedziony podszedł do następnej arkady i w milczeniu popatrzył na fortecę.Ruha była najwyraźniej jedyną osobą, która zauważyła jego zdegustowanie, gdyż podeszła do niego, podczas gdy szejkowie ciągnęli kłótnię.- Nie czas teraz na spory - rzekł Harfiarz.Ruha wzruszyła ramionami.- Są szejkami różnych plemion - powiedziała.- Muszą się trochę pokłócić zanim podejmą jakąkolwiek decyzję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]