[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Łomot motoru wędrował przez ramiona i przenikał w ciało.Czułem dokładnie maszynę i jej moc.Wybuchy cylindrów wstrząsały tępym osłupieniem, zalegającym mózg.Tłoki łomotały w krwi jak pompy ssące.Ująłem mocniej kierownicę.Wóz rwał otwartą drogą.- Prędzej - rozkazał Köster.Opony zaczęły gwizdać.Drzewa i słupy telegraficzne przelatywały z brzękiem koło nas.Jakaś wieś zapadła się w mrok.Byłem już zupełnie trzeźwy.- Dodaj gazu.- Czy utrzymam wóz? Droga jest mokra.- Sam się zorientujesz.Przed wirażem włącz trzeci bieg i dodaj gazu.Motor zagrzmiał.Powietrze biło mi w twarz.Pochyliłem się za szybą.I nagle wciągnął mnie w siebie grzmot maszyny, wóz i ciało zlały się w jedno jedyne napięcie, w wysoką wibrację; czułem koła pod nogami, szosę, szybkość, coś się we mnie nagle wyrównało, noc wyła i gnała, wymiatała ze mnie wszystko, usta zacisnęły się twardo, ręce zmieniły się w stalowe uchwyty, byłem już tylko jazdą i pędem, szalonym i niewiarygodnie przytomnym zarazem.Na jednym z wirażów wóz zarzuciło jak się patrzy.Wykręciłem kierownicę raz i drugi i dodałem gazu.Przez chwilę wszystko zrobiło się lekkie jak balon, ale potem wóz schwycił równowagę.- Doskonale - pochwalił Köster.- Mokre liście, ścierwo - usprawiedliwiłem się i poczułem ciepło i odprężenie, które wpływa w krew po zwalczeniu niebezpieczeństwa.Köster przytaknął.- Tak, liście to paskudna rzecz na jesieni przy braniu wiraży w lesie.Chcesz zapalić?- Tak.Osadziłem wóz w miejscu.Zaciągnęliśmy się dymem.- Teraz możemy zawrócić - rzekł Köster.Pojechaliśmy z powrotem do miasta.Wysiadłem przed domem.- Dobrze, żeśmy wyjechali, Otto.Już się przemogłem.- Na drugi raz pokażę ci inną technikę brania wiraży - odpowiedział.- Trzeba w odpowiedniej chwili przerzucić się na hamulce.Ale to się udaje tylko na suchej drodze.- Doskonale, Otto.Dobranoc.- Śpij dobrze, Robby.Karl prychnął i znikł.Wszedłem na schody.Byłem straszliwie zmęczony, ale zupełnie spokojny.Smutek gdzieś przepadł.Rozdział XXIIIZ początkiem listopada sprzedaliśmy citroena.Pieniądze zdobyte w ten sposób starczyły na to, ażeby jakiś czas jeszcze prowadzić warsztat, ale nasze położenie pogarszało się z tygodnia na tydzień.Ludzie odstawiali na zimę wozy do garażu, żeby oszczędzić na benzynie i podatkach, a naprawy zdarzały się coraz rzadziej.Próbowaliśmy łatać biedę przy pomocy taksówki, ale zarobku nie starczało na nas trzech.Byłem więc całkiem zadowolony, gdy gospodarz z “Internationalu" zaproponował mi, żebym od grudnia grywał znowu co wieczór na fortepianie.W ostatnich czasach szczęście uśmiechnęło się do niego.Związek Handlarzy Bydła postanowił odbywać swoje cotygodniowe zebrania w pokoiku na tyle knajpy, w jego ślady poszedł Związek Handlarzy Koni, a wreszcie dołączyło się Towarzystwo Palenia Zwłok na Zasadzie Wzajemności.Dzięki temu zajęciu mogłem pozostawić eksploatację taksówki Lenzowi i Kösterowi.Było mi to nawet na rękę - nie wiedziałem, co ze sobą robić wieczorami.Pat pisywała do mnie regularnie.Czekałem na jej listy, ale nie umiałem sobie ani rusz wyobrazić, jak właściwie żyje, i nieraz w mrocznych i brudnych tygodniach grudnia, gdy nawet w południe nie rozwidniało się uczciwie, miałem wrażenie, że wymknęła mi się z rąk i że wszystko się skończyło.Wydawało mi się, że wyjechała z miasta nieskończenie dawno, i nie mogłem sobie wyobrazić, że kiedyś wróci.A potem przychodziły wieczory wypełnione ciężką, dziką tęsknotą, kiedy nie było innej rady, jak siedzieć z kurwami i handlarzami bydła aż do rana i pić na umór.Gospodarz otrzymał zezwolenie na otwarcie knajpy także w czasie Wigilii.Miał urządzić wielką ucztę dla kawalerów ze wszystkich bywających u niego związków.Przewodniczący Związku Handlarzy Bydłem, kupiec od trzody chlewnej Stefan Grigoleit, ofiarował na ten cel dwa prosiaki oraz pewną ilość nóżek wieprzowych.Owdowiał przed dwoma laty i był uczciwym facetem.Chciał spędzić święta w towarzystwie.Gospodarz szarpnął się na czterometrową choinkę, którą ustawiono tuż koło lady.Róża, autorytet we wszystkich sprawach dotyczących uroczystości domowych i rodzinnych, podjęła się dzieła przyozdobienia drzewka.Marion i pedek Kiki, który na skutek swoich skłonności odznaczał się dużym poczuciem piękna, pomagali jej w tym dziele.We trójkę zaczęli pracować już od południa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •