[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była to zwykła polowa krótkofalówka, taka sama, jaką posługiwał się oddział proszący o wsparcie ogniowe.Pluton zaczął się rozchodzić.- Zwariowana sytuacja - mruknął jeden z szeregowych.Andre chwycił go za rękę.- Kto to był?Żołnierz wzruszył ramionami.- Ktoś się wpakował w szambo.- Spojrzał na niego, ale szybko odwró­cił wzrok.Wyczuwalne było napięcie panujące w plutonie.Drugi szeregowiec dodał:- To dwudziesta piąta.Andre ścisnęło w gardle.Nie, Stempel na pewno jest jeszcze z rodzicami na statku wycieczkowym, pomyślał.- Rozdasz te pieprzone listy czy nie? - rzucił któryś z żołnierzy.Przy stoliku dyżurny grzebał w jego torbie.- Hej! Zostaw to! - krzyknął Andre.Podbiegł, wyrwał mu torbę i zapytał z uśmiechem: - To jest trzeci pluton kompanii Charlie drugiego batalionu?- Przestań się zgrywać, kutasie!- Teraz sobie poczekacie.Jest odpowiednia procedura dostarczania pocz­ty.- Bez pośpiechu wyjął z torby i ułożył na stoliku plik wymiętych listów i kilka paczuszek.Powoli zdjął gumki ściskające korespondencję i odchrząk­nął teatralnie, na co odpowiedział mu stek wulgarnych epitetów.- Aguire?- Tutaj.Wyciągnął list w jego stronę.- Proszę bardzo.- Aguire gwałtownie wyrwał mu go z ręki.To samo powtarzało się za każdym razem.- Alvarez? - Ten równie gwałtownie za­brał adresowaną do niego przesyłkę.Andre wyciągnął następny list daleko od siebie, jakby był dalekowidzem.- A to dla.Be.Bej.Matko Boska!- Bejgrowicz! - zakrzyknęło równocześnie kilka głosów.Ktoś z pierwszego szeregu wyrwał list i rzucił za siebie.Bejgrowicz musiał po niego dać nura między nogi kolegów.I tak było aż do ostatniej pozycji.- Wolfson - odczytał Faulk z paczuszki najwyraźniej zawierającej ka­setę wideo.Jeszcze połowa plutonu została przy nim w nadziei, że znajdzie się coś, co dołączono w ostatniej chwili na końcu ułożonej alfabetycznie poczty.NAD AMUREM, GRANICA ROSYJSKO-CHIŃSKA26 stycznia, 04.00 GMT (14.00 czasu lokalnego)Od dnia, kiedy im powiedziano, że wojska NATO zaatakowały Chińską Republikę Ludową, porucznik Czin bez przerwy słyszał odległy huk.Na po­czątku wypatrywał burzowych chmur.Dopiero po jakimś czasie uświadomił sobie, co oznaczają te odgłosy.Od tamtej pory nie opuszczało go przygnębie­nie.Podobnie czuł się wtedy, gdy po powrocie z urlopu na wsi stwierdził z przerażeniem, że zaraził się trądem.Zanim lekarz rozpoznał zwykłą wy­sypkę i na kilka dni zamknął go w izolatce, Czina zżerał nawet nie strach, lecz dziwnie obezwładniające poczucie fatalizmu.Tak samo teraz - czuł, że ten nieustający, przybliżający się grzmot niesie ze sobą tragiczne przezna­czenie.Kiedy dotarli na szczyt ostatniego wzgórza, ujrzał Rzekę Czarnego Smo­ka.Wyglądała jak gruby biały wąż wijący się wśród pagórków.Przeczuwał, że są już blisko końca podróży, chociaż dowódcy nawet o tym nie wspomina­li.Jego pluton zeskoczył z samochodu, dalej musieli iść pieszo.Wzdłuż dro­gi zbiegającej w dolinę stały osmalone wraki ciężarówek.Zeszli na skalisty brzeg, dalej trasa prowadziła po lodzie.Pododdziały szły szlakami wyzna­czonymi przez rozstawione chorągiewki.Czin śmiało wkroczył na gładką, śliską powierzchnię.Żołnierze maszerowali za nim w pojedynczej kolumnie.Na tym odcinku rzeki między zakrętami przeprawiano się w kilkunastu miej­scach naraz.Dotarł już do środka skutego lodem koryta i zwolnił kroku, bo zobaczył idących z naprzeciwka dwóch rannych żołnierzy.Byli bladzi i za­rośnięci.Jeden utykał, podpierając się na zakrzywionym kosturze.Nogę do kolana miał zawiniętą pokrwawionymi bandażami.Drugi wspierał się na jego ramieniu.Wielki opatrunek z gazy zakrywał mu niemal pół twarzy.Szli po­woli, ale z wyraźnym zapałem.Należeli do szczęściarzy, którzy wracali z fron­tu do domu.CHABAROWSK, SYBERIA26 stycznia, 07.30 GMT (17.30 czasu lokalnego)Nate Clark stał przed konsolą, chociaż nie miał już złudzeń, że odzyska jeszcze łączność z drugim batalionem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •