[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bo chciałabym zobaczyć, jak to się skończy.ROZDZIAŁ DWUNASTYZapełnienie sobie dnia nigdy nie stanowiło dla Willa problemu.Nie był może bardzo dumny z powodu braku jakichś pamiętnych osiągnięć, natomiast dumą napawała go umiejętność unoszenia się na oceanie czasu, jakim rozporządzał.Ktoś mniej pomysłowy łatwo mógłby utonąć.Najłatwiej było z wieczorami - miał wielu znajomych.Nie bardzo wiedział, jak to się dzieje: nigdy nie miał kolegów, a kiedy dziewczyny stawały się byłymi dziewczynami, przestawał z nimi utrzymywać kontakty.Ludzie jakoś jednak do niego ciągnęli: faceci ze sklepu płytowego, który ongiś odwiedzał, faceci, z którymi grał kiedyś w piłkę czy squasha, faceci z pubowej drużyny quizowej, do której kiedyś należał - i to zupełnie wystarczało.Niewiele byłoby z nich pożytku, gdyby - co trudno przypuścić - zaczęły go nawiedzać myśli samobójcze czy - co jeszcze trudniej przypuścić - gdyby miał złamane serce, ale byli znakomici, jeśli chodzi o bilard, piwo czy curry.Tak, tak, z wieczorami nie było żadnych kłopotów, natomiast za dnia pole do popisu otrzymywały cierpliwość i wynalazczość, wszyscy bowiem znajomi byli w pracy - chyba że mieli urlop ojcowski, jak John, ojciec Barneya i Imogeny, z którym Will nie miał ochoty się spotykać.Jego zmagania z dniami polegały na wyszukiwaniu kolejnych zajęć, które rozciągały się na mniej więcej pół godziny.Czytanie gazety, kąpiel, odkurzanie, oglądanie Home andAway oraz Countdown, rozwiązywanie krzyżówki w kibelku, spożywanie śniadania i obiadu, zakupy.Oto nasączone czynnościami zupełnie podstawowymi dziewięć z dwudziestu okresów, na które rozkładał się czas do wypełnienia.Szczerze mówiąc, Will czasami zastanawiał się, jak jego znajomi potrafią pogodzić normalne życie z pracą.Podejrzewał, że niektórzy z nich muszą niektóre rzeczy wykonywać bardzo powierzchownie.Czasami, kiedy miał nastrój, odpowiadał na ogłoszenia o pracę zamieszczane w "Guardianie" w rubryce mediów.Lubił ją, gdyż miał wrażenie, że nadawał się do każdego z pojawiających się tutaj zajęć.Czy mogło być trudne wydawanie czasopisma budowlanego, prowadzenie małej galerii czy przepisywanie tekstów do prospektów wakacyjnych? Z pewnością nie, myślał, i pisał do potencjalnych pracodawców listy tłumaczące, dlaczego jest najwłaściwszym na dane miejsce kandydatem.Załączał też życiorys, chociaż ten liczył tylko dwie strony.Uważał za nader chytre rozwiązanie to, że numerował je "l" i "3", sugerując, że na zapodzianej gdzieś stronie drugiej wyliczone były szczegóły jego fascynującej kariery.Miał nadzieję, że adresaci olśnieni listem i niezwykłą skalą jego zainteresowań bezzwłocznie zaproszą go na rozmowę, podczas której olśni ich samą swą osobowością.Tymczasem jeśli w ogóle, to otrzymywał tylko chłodne odpowiedzi odmowne.Jakoś szczególnie się tym nie przejmował; zgłaszał się w takiej samej intencji, w jakiej zaoferował się pracować w jadłodajni dla bezdomnych i w jakiej został ojcem Neda: wymyślona alternatywa, która pozostawała bez związku z jego rzeczywistym życiem.Nie potrzebował pracować i było mu całkiem dobrze z tym, jaki był.Sporo czytał, chodził do kina, biegał, smacznie gotował dla siebie i znajomych, co jakiś czas, gdy już za bardzo mu się nudziło, odwiedzał Rzym, Nowy Jork i Barcelonę.Nie odczuwał j akiej ś palącej potrzeby zmian.Dzisiaj rano jednak nadal ciążyło na nim wspomnienie ostatniego weekendu.Z jakiegoś powodu - być może dlatego, iż w normalnym życiu za dnia podzielonym na dwadzieścia jednostek, a wieczorem upływającym na zabawie, bardzo rzadko spotykał się z prawdziwymi dramatami - stale powracała myśl o Pionie i Marcusie i o tym, jak sobie radzą.Ponieważ w "Guardianie" nie było żadnych interesujących ogłoszeń, zaczął nawet snuć dziwne i zapewne szkodliwe rozważania, czy nie powinien w jakiś sposób wkroczyć w ich życie.Może bardziej był potrzebny Pionie i Marcusowi niż Suzie.Może z nimi dwojgiem mógłby zrobić coś.naprawdę.Na przykład niczym dobry wujek dałby im trochę rozrywki i zabawy.Zacząłby zabierać gdzieś Marcusa, na przykład na mecze Arsenału; Fiona może chciałaby zjeść kolacyjkę na mieście albo wybrać się do teatru?Koło jedenastej zadzwonił do Suzie, która w trakcie drzemki Megan piła właśnie kawę.- Chciałem się dowiedzieć, co tam u twojej przyjaciółki.- Chyba dobrze.Nie wróciła jeszcze do pracy, ale Marcus poszedł do szkoły.A jak u ciebie?- Wszystko świetnie.- Mówisz tak wesoło, że pewnie wszystko się jakoś rozeszło po kościach?Skoro mówił wesoło, to pewnie musiało tak być.- Tak.Nawet dosyć gładko.- AjakNed?- Ned? Znakomicie, prawda, Ned? Dlaczego to zrobił? Mógł się obyć bez tych upiększeń.Czemu nie mógł utrzymać języka za zębami?- Bardzo się cieszę.- Może mógłbym jakoś pomóc Marcusowi i Pionie? Jak bym na przykład zabrał go dokądś?- A chciałbyś?- Pewnie.On jest taki.- Jaki? Co powiedzieć poza "naburmuszony i złośliwy"? - Fajny.Chyba nieźle się nam układało.Może by popróbować dalej?- Jak chcesz, to zapytam Fionę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •