[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była trochę szczuplejsza po wszystkich tych sashimi i sushi w Shinjuku.Włożyła szyty na miarę, dwuczęściowy kostium, w jakim nigdy wcześniej jej nie widziałem.Kobieta biznesu.Podniosła wzrok, zobaczyła mnie i zorientowałem się, że to wciąż ta sama Gina — z lekko naiwnym uśmiechem i jasnoniebieskimi oczyma — tyle że troszeczkę starsza i znacznie poważniejsza, niż zapamiętałem.Ta sama kobieta, mimo że odmieniona w sposób, którego nie potrafiłem sobie wyobrazić.— Witaj, Harry — powiedziała, wstając.Uśmiechnęliśmy się nerwowo do siebie, zastanawiając się, czy poprawną formą powitania będzie pocałunek czy tylko uścisk dłoni.Ani jedno, ani drugie nie wydawało się właściwe.Zamiast tego dotknąłem lekko jej ramienia, a ona skrzywiła się, jakby przeszedł ją prąd.Tak udało nam się przebrnąć jakoś przez ten niezręczny moment.— Dobrze wyglądasz — stwierdziła z uprzejmym uśmiechem, na który nigdy nie zdobyłaby się w dawnych czasach.Ona też dobrze wyglądała — w idealnych rysach jej twarzy można było dostrzec dziewczynę, którą była, i kobietę, którą się stawała.Niektórzy ludzie dorastają do swojej urody, inni z niej wyrastają.Są również tacy jak Gina, którzy przyciągają wzrok już jako dzieci i nigdy się to nie kończy.Podobnie jednak jak wszystkie piękne kobiety Gina nigdy nie lubiła przesadnych komplementów, wychodząc pewnie z założenia, iż ci, co je prawią, doceniają wyłącznie jej powierzchowność.Domyślałem się, że pod tym względem wcale się nie zmieniła.— Ty też dobrze wyglądasz — powiedziałem, nie chcąc się nad tym zbytnio rozwodzić.— Jak się miewa Pat?— Bardzo dobrze — odparłem, śmiejąc się.Gina roześmiała się także, czekając na coś więcej, ale w tym samym momencie do stolika zbliżył się kelner i zapytał, czy coś podać.Zamówiliśmy więc kolejne latte dla niej i dla mnie i dopiero kiedy odszedł, zaczęliśmy mówić o naszym synu.— Założę się, że urósł — powiedziała.— Wszyscy twierdzą, że rośnie jak na drożdżach.Ja może tego nie zauważam, bo codziennie go widzę.— Oczywiście — zgodziła się.— Ale ja z pewnością zobaczę różnicę.Nie widziałam go przecież od dwóch miesięcy.— Od czterech — poprawiłem ją.— To na pewno nie trwało tak długo.— Wyjechałaś w lecie.To cztery miesiące, Gino.Od lipca do października.Policz sobie.Jak mogła twierdzić, że to były tylko dwa miesiące? Właściwie nie było jej ponad cztery.A mnie ten okres wydawał się jeszcze dłuższy.— Nieważne — mruknęła trochę poirytowana.— Opowiedz mi o Pacie.Nie mogę się doczekać, żeby go zobaczyć.Co się zmieniło? Rozejrzałem się po kawiarni, zastanawiając się, co się zmieniło, odkąd Gina wyjechała do Japonii.I uderzył mnie fakt, że kawiarnia nie zmieniła się wcale.Był to jeden z tych lokali, które próbują przenieść do Londynu intymną atmosferę zaułków paryskiego Marais — z wielkim ocynkowanym barem, tablicą z nagryzmolonymi nazwami win, stojakiem z gazetami na wielkich drewnianych kijach i kilkoma stolikami na zewnątrz.Nawet swojemu pożywnemu angielskiemu śniadaniu nadali jakąś francuską nazwę.Lokal nie odbiegał zbytnio wyglądem od innych kafejek w okolicy i można go było minąć, nawet nie zauważając.Dla nas miał jednak szczególne znaczenie.Gina i ja przychodziliśmy tutaj przed narodzinami Pata — dawno temu, kiedy byliśmy tak zżyci, że nie musieliśmy nawet ze sobą rozmawiać.Nie sposób być ze sobą bliżej.— W szkole idzie mu dobrze — stwierdziłem.— To się zmieniło.Przedszkole było koszmarem, ale w szkole z kimś się zaprzyjaźnił i to bardzo pomogło.— Dlaczego przedszkole było koszmarem? — zapytała zaniepokojona.— Nie lubił, kiedy się go tam zostawiało.Miał po prostu zły okres.Okres, który, jak się wtedy obawiałem, mógł potrwać do osiemnastego roku życia.— Ale w szkole zaprzyjaźnił się z innym małym chłopcem?— Z małą dziewczynką — odparłem.Czułem się bardzo dziwnie, opowiadając Ginie o córce Cyd.— Z Peggy.— Peggy — powtórzyła Gina, smakując to imię.— Mała ma tatę Anglika — powiedziałem.— I mamę Amerykankę.Z Houston.— Wciąż ma fioła na punkcie Gwiezdnych wojen! — zapytała z uśmiechem.Peggy niezbyt ją interesowała.— Wciąż bawi się w kółko w Hana Solo i Lukę’a Skywalkera?— Tak.To się nie zmieniło.Ale zaczął także lubić inne rzeczy.— Inne rzeczy?— Na przykład muzykę — odparłem, śmiejąc się.— Polubił gangsterski rap.No wiesz, te piosenki, w których grożą, że odstrzelą ci zaraz głowę z wielkiej spluwy.Jej twarz pociemniała.— Lubi słuchać takiej muzyki?— Tak.— A ty mu na to tak po prostu pozwoliłeś?— Owszem.Tak po prostu.— Trochę mnie to wkurzyło.Stwierdziła to takim tonem, jakbym się w ogóle nad tym nie zastanawiał, jakbym pozwalał mu oglądać hard porno albo coś w tym rodzaju.— To jest coś, przez co musi przejść.Pozwala mu to chyba poczuć się twardszym, niż jest w rzeczywistości.Pat jest bardzo słodkim, łagodnym małym dzieckiem, Gino.Na pewno mu to nie zaszkodzi.Nie sądzę, żeby wziął udział w napadzie na stację benzynową.Codziennie o dziewiątej jest już w łóżku.Widziałem, że nie chce się ze mną kłócić.— Co jeszcze?— Pozwala mi myć sobie włosy.Sam kąpie się w wannie.Nigdy nie marudzi, kiedy pora iść spać.Potrafi sam zawiązać sznurowadła.Potrafi odczytać godzinę.No i zaczyna czytać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •