[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzbany, amfory, talerze - wszystko misternej, cudownej roboty, zasię sztućce były ze szczerego złota.Nie tknął ich wszelako Cymmeryjczyk, rwąc paluchami kawały mięsa, szarpiąc je silnymi zębami.Barbarzyńca nie należał zresztą nigdy do wykwintnych biesiadników.Maniery jego cywilizowanej towarzyszki były nieco bardziej okrzesane, choć i ona pożywiała się bardzo pośpiesznie, z wielkim apetytem.W głowie pochłaniającego cudaczną strawę Conana błysnęło nagle podejrzenie, że przecież to wszystko może być zatrute - wnet jednak porzucił tę obawę, uznawszy, że lepiej od trucizny mrzeć niźli z głodu.Gdy się już dobrze najadł i napił, rozsiadł się wygodnie i czknął z wielką ulgą.Zaiste, w tym opustoszałym pałacu muszą być jacyś ludzie, skoro jest świeże jadło.Nie wiedzieć nawet, czy w każdym z tych mrocznych kątów nie czai się jakiś wróg.Ale czai się, czy nie czai - było Cymmeryjczykowi, ufającemu w swą moc, obojętne.Poczuł senność i pomyślał, że dobrze by było wyciągnąć się na jednej z tych miękkich otoman i pospać sobie czas jakiś.Natala, zaspokoiwszy pragnienie i głód, nie wyzbyła się wszelako swoich obaw.Ani myślała o drzemce.Wielkimi, przepięknymi oczyma wpatrywała się z napięciem w ciemne łuki arkad, za którymi czyhało niewiadome, nieznane, a silnie działające na jej wyobraźnię, bo mroczne, tajemnicze i milczące.Komnata zdała jej się nagle znacznie większa niż pierwej, stół znacznie dłuższy, zaś ona sama - znacznie bardziej oddalona od ponurego olbrzyma, niżby sobie tego życzyła.Poderwała się więc szybko, obiegła stół i przycupnęła na kolanie swego ogromnego opiekuna, trwożnym wzrokiem obrzucając komnatę i sąsiednie sale, z których jedne tonęły w miękkiej poświacie, zaś inne były zupełnie ciemne.W te właśnie patrzyła z największym napięciem.- Chodźmy już, Conanie, chodźmy stąd! - błagała.- Czuję tu zło!- Nie kracz! Nic się nam jakoś złego nie.- zaczął, gdy wtem coś zaszeleściło, a w tej ciszy był to szmer złowrogi.Conan porwał się, sprężysty jak pantera, dziewczyna jak piórko sfrunęła z jego kolan, a on już stał, z szablą dobytą, napięty, gotów na spotkanie z każdym wrogiem.Szmer nie powtórzył się już i Cymmeryjczyk, bezgłośnie niczym wielki kot, z głową w przód wysuniętą, wtuloną między potężne ramiona, skradał się w stronę, z której dobiegł ów dźwięk, a dziewczyna, skulona i drżąca, postępowała za nim.Stanęli u progu sąsiedniej komnaty i barbarzyńca znieruchomiał niczym lew przed skokiem, zaś Natala, powolutku wysuwając głowę, z obawą wyzierała zza jego ramienia.Komnata tonęła w mroku, zaledwie rozproszonym słabą poświatą, wpadającą z sali, w której miała miejsce ich suta uczta.Na podwyższeniu, podobnym do skrzyni lub sarkofagu, wyciągnięty na plecach, skąpany w bladym świetle, leżał ktoś, przypominający do złudzenia owego męża, którego Conan wrzucił do studni, tyle że ten leżący ubrany był z większym przepychem: cały obsypany drogimi kamieniami wprost iskrzył się jak brylant.Nie można było rozpoznać, czy tylko śpi, czy pogrążony jest w śnie wiecznym.Znów dał się słyszeć złowróżbny szmer, jakby ktoś odsunął zasłonę.Niczym sprężyna odskoczył Conan, przyciągnął dziewczynę do siebie i dłonią swą potężną zamknął jej usta, a ostatnia była pora po temu.Stamtąd, gdzie stali, nie było już widać podwyższenia z wyciągniętym nań ludzkim ciałem, jedynie na ścianie komnaty rysował się jego mroczny cień.I oto zbliżał się doń z wolna inny, bezkształtny, olbrzymi cień i sunął po ścianie taki czarny, tak straszny, że nawet Cymmeryjczyk zmartwiał.Nie był to bowiem cień ludzkiej istoty i nie był to cień żadnego zwierza.Takiego cienia nie widział jeszcze w swym życiu, przeto ciekawość - silniejsza w nim od strachu - popychała olbrzyma naprzód i tylko instynkt jakiś w miejscu go hamował.Natala, z szeroko otwartymi, znieruchomiałymi jak ptak w obliczu węża źrenicami, oddychała gwałtownie - i w grobowej ciszy słychać było jedynie ów spazmatyczny oddech.Ciężki jak czarna chmura cień już ogarnął człowieka i łoże i przez chwilę bez ruchu piętrzył się na ścianie, po czym spełzł powoli i leniwie.Ujrzeli znowu cień łoża.Łoże zaś było puste.Konwulsyjne wstrząsy, pierwsze oznaki napadu histerii poczęły przebiegać przez ciało dziewczyny, Conan tedy - aby ją przywieść do opamiętania - zmuszony był użyć swej dłoni.Czuł przecie i sam lodowate zimno w żyłach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •