[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna miał ślady siwizny we włosach i twarz lorda, a jednak dziko przewracał głęboko osadzonymi oczyma, czemu raczej trudno się było dziwić.Włosy kobiety, rozrzucone na blacie stołu, były ciemne i lśniące, jednak twarz miała nieco zbyt pociągłą, jak na gust Hanlona.W pewnym momencie przyjrzał jej się uważniej i dłoń niemal skoczyła do miecza, zanim zdołał opanować ten gest.Rozluźnienie uścisku na rękojeści wymagało sporego wysiłku, który jednak ze wszystkich sił starał się ukryć.Oblicze należało wprawdzie do Aes Sedai, niemniej Aes Sedai, która pozwoliła się tak związać, nie mogła stanowić żadnego zagrożenia.- A więc jednak jesteś niegłupi - powiedziała Shiaine.Wnosząc z akcentu, była szlachcianką, z pewnością otaczała ją władcza aura; teraz okrążyła stół i spojrzała w twarz związanego mężczyzny.- Poprosiłam Wielkiego Pana Moridina, aby przysłał mi człowieka, który potrafi myśleć.Nasz biedny Jaichim, którego tu widzisz, nie bardzo się nadawał.Hanlon zmarszczył brwi i nieomal natychmiast przybrał znowu obojętny wyraz twarzy.Jego rozkazy pochodziły od samej Moghedien.Któż to, na Szczelinę Zagłady, mógł być Moridin? Nieważne.Jego rozkazy pochodziły od Moghedien, i to wystarczy.Przysadzisty jegomość podał Shiaine lejek, który ona umieściła w otworze przewierconym przez drewniany knebel w ustach biednego Jaichima.Oczy tamtego omalże nie wyszły z orbit.- Nasz biedny Jaichim zawiódł doprawdy straszliwie - powiedziała Shiaine, uśmiechając się niczym lis na widok kury.- Moridin chce, aby go ukarano.Biedny Jaichim bardzo lubi swoją brandy.Odsunęła się trochę tak, by móc wszystko dobrze widzieć, a Hanlon wzdrygnął się, kiedy przysadzisty mężczyzna podszedł do stołu, niosąc jedną z baryłek.Hanlon nie sądził, by sam potrafił bez pomocy ją unieść, tamten jednak zrobił to z wyraźną łatwością.Skrępowany mężczyzna krzyknął raz, a potem strumień ciemnego płynu polał się z baryłki do lejka, zmieniając jego krzyki w bulgotanie.Ostry zapach kiepskiej brandy wypełnił powietrze.Choć związany mężczyzna szarpał się, ciskał w więzach, udało mu się nawet nieco przechylić stół na bok, brandy dalej lała się prosto do jego gardła.W otworze lejka pojawiły się pęcherzyki powietrza, więzień wciąż próbował krzyczeć, a po chwili jego wysiłki osłabły, w końcu znieruchomiał.Rozszerzone szkliste oczy wpatrywały się w sufit, z nosa sączył się strumyczek brandy.Wielkolud nie przestał, póki z opróżnionej baryłki nie wypłynęły ostatnie krople.- Przypuszczam, że biedny Jaichim ma już dość brandy - powiedziała Shiaine i zaśmiała się rozkosznie.Hanlon skinął głową.Zgadzał się z nią całkowicie.Zastanawiał się, kim też mógł być.Shiaine jeszcze nie skończyła.Na jej znak przysadzisty mężczyzna oderwał z gwoździa jeden z pasów mocujących knebel Aes Sedai.Hanlenowi zdało się, że brutalnie wyszarpnięty knebel mógł obluzować kilka wyszczerzonych zębów, niemniej kobieta w ogóle nie zwróciła na to uwagi.Zaczęła bełkotać, jeszcze zanim tamten wyjął knebel na dobre.- Będę ci posłuszna! - wyła.- Zrobię wszystko, co rozkaże Wielki Władca! On oddzielił mnie tarczą, która miała rozpłynąć się z czasem, abym mu była posłuszna! Tak mi powiedział! Daj mi tego dowieść! Będę pełzać! Jestem robakiem, a ty jesteś słońcem! Och, proszę! Proszę! Proszę!Shiaine zdusiła słowa, ale nie jęki płynące z ust tamtej, zamykając je swoją dłonią.- Skąd mogę mieć pewność, że nie zawiedziesz powtórnie, Falion? Zawiodłaś już raz, a Moridin pozostawił ukaranie ciebie mojej decyzji.Dał mi następnego człowieka, czy potrzebuję aż dwojga? Może dam ci jeszcze jedną szansę, Falion.może.ale jeśli tak uczynię, będziesz musiała mnie przekonać.Oczekuję niekłamanego entuzjazmu.W chwili gdy Shiaine odjęła dłoń od jej ust, Falion zaczęła znowu błagać o łaskę, składając zupełnie nieprawdopodobne obietnice.Wkrótce jednak, gdy knebel wrócił na swoje miejsce, jej słowa przeszły w nieartykułowane krzyki i łkania; po chwili skórzana taśma została przymocowana do gwoździa, a lejek Jaichima umieszczony został nad jej rozwartym gardłem.Przysadzisty mężczyzna postawił następną baryłkę na blacie stołu, tuż obok jej głowy.Aes Sedai chyba musiała oszaleć, przewracała wychodzącymi z orbit oczyma, ciskając skrępowanym ciałem z taką siłą, że cały stół się trząsł.Hanlon był pod wrażeniem.Aes Sedai z pewnością trudniej złamać niż jakiegoś pulchnego karczmarza czy też jego córeczkę o tłustych policzkach.Wychodziło jednak na to, że ona miała do pomocy jednego z Wybranych.Zdał sobie sprawę, że Shiaine patrzy na niego, więc przestał patrzyć z uśmiechem na Falion.W życiu kierował się zasadą: nigdy nie obrażaj tych, których Wybrani postawili nad tobą.- Powiedz mi, Hanlon - zaczęła Shiaine - jak by ci się podobało, gdybyś mógł położyć swoje ręce na królowej?Mimowolnie oblizał wargi.Królowa? Tego jeszcze w życiu nie robił.ROZDZIAŁ 29KUBEK SNU- Nie zachowuj się jak welnianogłowy idiota, Rand - powiedziała Min.Nie wstając, założyła nogę na nogę i teraz beztrosko wymachiwała stopą, w jej głosie wciąż jednak pobrzmiewało rozdrażnienie.- Udaj się do niej! Porozmawiaj z nią!- Po co? - warknął.- Teraz już wiem, któremu listowi wierzyć.Lepiej, że to się tak skończyło.Teraz jest już bezpieczna.Przed każdym, kto będzie chciał uderzyć we mnie.Bezpieczna przede mną! Tak jest lepiej! - Ale nie mógł usiedzieć spokojnie, wędrował w tę i we w tę w rozpiętej koszuli, między dwoma rzędami foteli zwieńczonymi Tronem Smoka, z zaciśniętymi pięściami, nasrożony podobnie jak te czarne chmury za oknami, które właśnie zasypywały Cairhien kolejną warstwą śniegu.Min wymieniła spojrzenia z Fedwinem Morrem, który stał przy drzwiach ozdobionych wizerunkiem słońca.Panny pozwalały teraz swobodnie wchodzić każdemu, kto nie stanowił oczywistego zagrożenia, jednak ci, których Rand tego ranka nie chciał widzieć, zostaliby zawróceni przez tego muskularnego młodzieńca.Przy czarnym kołnierzu nosił Smoka i Miecz, a Min była pewna, że w życiu widział już więcej bitew - więcej grozy - niźli większość mężczyzn trzykroć odeń starszych, jednak dalej był tylko chłopcem.Dzisiaj zaś, kiedy tak rzucał niepewne spojrzenia na Randa, sprawiał wrażenie młodszego niż zazwyczaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]