[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał tylko metr sześćdziesiąt pięć wzrostu, włosy koloru i struktury stalowej wełny,ale otaczała go aura kompetencji i autorytetu.Szczególnie odczuwali to jego przeciwnicy wka\dym prawnym zagadnieniu, jakie prowadził.Jego oczy za drucianymi oprawkamiokularów błyszczały inteligencją.Spoglądał wyczekująco na Meredith.- Phyllis powiedziała mi, \e jesteś gotowa do finalizacji kontraktu na ziemię wHouston - powiedział, wchodząc do środka.- Czy to znaczy, \e mamy akceptację zarządu? - Myślę, \e będziemy ją mieli za kilka minut.Ile powinniśmy zaoferować  Thorpowina początek?- Chcą trzydzieści milionów - odpowiedział, siadając na jednym z krzeseł stojącychprzed biurkiem.- Co sądzisz o tym, \eby zaproponować im osiemnaście milionów i zgodzićsię powiedzmy na dwadzieścia?- Myślisz, \e to realne?- Prawdopodobnie nie - powiedział z uśmiechem.- Jeśli będziemy musieli, zgodzimy się na dwadzieścia pięć.Jest warta najwy\ejtrzydzieści, ale nie uda im się sprzedać za taką sumę.Telefon na jej biurku zadzwonił w tej chwili i nie kończąc zdania, podniosłasłuchawkę.Głos jej ojca brzmiał ostatecznie.- Wprowadzamy w \ycie projekt w Houston, ale odkładamy budowę całego centrum,do czasu, a\ będziemy mieli jakieś zyski z tego sklepu.- Uwa\am, \e popełniasz błąd - powiedziała, pokrywając rozczarowanie energicznym,profesjonalnym tonem.- To była decyzja zarządu.- Mogłeś na nich wpłynąć - powiedziała bez emocji.- Dobrze, w takim razie to była moja decyzja.- I była ona błędna.- Kiedy to ty będziesz kierowała tą firmą, będziesz mogła podejmować decyzje.Serce zabiło jej \ywiej.- A czy tak się stanie?- Na razie to ja je podejmuję - powiedział, robiąc unik.- Na dzisiaj mam ju\ dosyć,jadę do domu.Nie czuję się dobrze.Prawdę mówiąc, przeło\yłbym to dzisiejsze posiedzenie,gdybyś się tak nie upierała, \e musisz ju\ finalizować ten zakup.Meredith westchnęła, niepewna, czy naprawdę zle się czuł, czy u\ywał tegoargumentu jako wybiegu, by uniknąć dyskusji.- Uwa\aj na siebie.Spotkamy się na kolacji w czwartek wieczorem.Po odło\eniu słuchawki pozwoliła sobie na chwilę \alu, \e całe centrum nie będziebudowane od razu.Potem zrobiła to, co nauczyła się robić dawno temu, po klęsce swojegomał\eństwa.Stawiła czoło rzeczywistości i znalazła w niej coś optymistycznego, dla czegowarto pracować.Uśmiechnęła się do Sama Greena i nadała swojemu głosowi ton zadowoleniai triumfu:- Mamy zgodę na wdro\enie projektu houstońskiego. - Całego centrum czy tylko sklepu?- Tylko sklepu.- Uwa\am, \e to błąd.Było jasne, \e tyle usłyszał z tego, co mówiła do ojca.Nie skomentowała jego uwagi.Przyjęła zasadę, \e swoje komentarze i myśli na temat postępowania ojca zachowuje, jeśli totylko mo\liwe, dla siebie.- Jak szybko mo\esz przygotować kontrakt i dostarczyć go do  Thorpa ? - zapytała.- Mogę je mieć gotowe do jutrzejszego wieczoru.Jeśli jednak chcesz, \ebymnegocjował tę transakcję osobiście, to nie byłbym w stanie pojechać do Houston wcześniejni\ za dwa tygodnie.Ciągle przygotowujemy ten proces przeciwko Wilson Toys.- Wolałabym, \ebyś to ty się tym zajął - powiedziała, zdając sobie sprawę z tego, \eon wynegocjowałby lepsze warunki ni\ ktokolwiek inny.Jednocześnie pomyślała, \ekorzystniej by było, gdyby pojechał tam wcześniej.- Myślę, \e dwa tygodnie to mo\epoczekać.Mo\e będziemy ju\ mieli do tego czasu pisemne zobowiązanie od ReynoldsMercantile i nie będziemy potrzebowali kontraktowego uwarunkowania finansowania.- Ta ziemia jest wystawiona na sprzeda\ od lat - powiedział, uśmiechając się.- Będzieosiągalna i za dwa tygodnie.Poza tym, im dłu\ej poczekamy, tym pewniejsze będzie, \eprzyjmą naszą ofertę.- Widząc, \e Meredith w dalszym ciągu wygląda na zaniepokojoną,dodał: - Spróbuję przyśpieszyć prace moich ludzi nad procesem Wilsona.Wyjadę doHouston, kiedy tylko to zakończę.Było po szóstej, kiedy Meredith spojrzała znad czytanych właśnie kontraktów izobaczyła Phyllis wchodzącą do jej gabinetu ju\ w płaszczu i z wieczorną gazetą w ręku.- Przykro mi z powodu Houston - powiedziała Phyllis.- To znaczy, przykro mi, \e niezatwierdzili budowy całego centrum.Meredith odchyliła się w fotelu i zmęczona uśmiechnęła się.- Dziękuję.- Za to, \e jest mi przykro?- Nie - sięgnęła po gazetę - za to, \e cię to obchodzi.Ogólnie rzecz biorąc,powiedziałabym, \e był to całkiem udany dzień.Phyllis ruchem głowy wskazała gazetę, którą podała Meredith ju\ otwartą na drugiejstronie.- Mam nadzieję, \e nie zmienisz zdania po tym.Zaintrygowana, otworzyła gazetę.Spoglądało z niej zdjęcie Matta Farrella.U jego boku była jakaś wschodząca gwiazdkafilmowa, która najwyrazniej przyleciała do Chicago jego prywatnym samolotem, \eby towarzyszyć mu na wczorajszym przyjęciu u przyjaciół.Fragmenty artykułu o świe\oprzybyłym do miasta magnacie i najbardziej rozrywanym w mieście kawalerze zrobiły na niejwra\enie, ale kiedy spojrzała znad gazety na Phyllis, jej twarz nie zdradzała niczego.- Czy to miało mnie zaniepokoić?- Przejrzyj dział handlowy, zanim zdecydujesz - poradziła jej Phyllis.Przez chwilę miała ochotę, \eby zwrócić uwagę Phyllis, \e posuwa się za daleko, aleszybko zarzuciła tę myśl.Phyllis była jej pierwszą sekretarką, a ona sama była jej pierwsząszefową.W czasie sześciu ostatnich lat przepracowały razem setki nocy i wiele weekendów.Przy biurku Meredith przegryzały kanapki, pracując bez wytchnienia, \eby skończyć projektyw wyznaczonych terminach.Były zgranym duetem, lubiły się i szanowały nawzajem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •