[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chciałwzbudzać w nich lęku.Nie były mężczyznami. Masz ochotę na świeży twaróg? To dobre śniadanie.Zerkała na niegoz ukosa i nie patrzyła w oczy, jak zwierzę, kot obserwowała, lecz nie rzucaławyzwania.Na obramowaniu paleniska leżał prawdziwy kot, wielki buras.Wycią-gnięty wygodnie, spoglądał na żarzące się węgle.Irioth przyjął podaną mu miskęi łyżkę.Kocur wskoczył na siedzisko obok niego i zaczął mruczeć. To ci dopiero rzekła gospodyni. Zwykle jest nieufny wobec obcych. Pewnie ma ochotę na twaróg. Może poznał znachora.Czuł się bezpieczny w towarzystwie tej kobiety i kota.Znalazł dobry dom. Na dworze jest zimno powiedziała. Rano zamarzła rynna.Chceszodejść już dzisiaj?Nastała cisza.Przypomniał sobie, że musi odpowiadać słowami. Zostanę, jeśli mogę.Zostanę tutaj.Uśmiechnęła się, lecz wyczuł w niej wahanie. Bardzo proszę odezwała się po chwili. Muszę jednak spytać, czymożesz mi trochę zapłacić. O tak odparł oszołomiony.Wstał i pokuśtykał do sypialni po sakiewkę.Przyniósł monetę: małą enladzką złotą koronę. Tylko za ogień i jedzenie.W dzisiejszych czasach torf słono kosztuje wyjaśniała właśnie.Nagle dostrzegła, co jej podsunął. O, panie! westchnęła.Zrozumiał, że zrobił coś nie tak. Nikt w wiosce nie mógłby tego zmienić rzekła.Przez moment patrzyłamu prosto w twarz. Cała wioska nie zdołałaby tego zmienić! Wybuchnęłaśmiechem.Zatem wszystko było w porządku, choć słowo zmienić natrętnie dzwięczałomu w uszach. Pieniądz nie został zmieniony. Nagle pojął, że gospodyni nie to miałana myśli. Przepraszam.Gdybym został tu miesiąc, może całą zimę, czy to by123wystarczyło? Muszę gdzieś mieszkać, gdy będę zajmować się bydłem.Ponownie wybuchnęła śmiechem i zatrzepotała rękami. Jeśli zdołasz uleczyć bydło, właściciele ci zapłacą.Wówczas ty zapłaciszmnie.Jeśli chcesz, nazwij to zabezpieczeniem.Lecz schowaj swe złoto, panie.Najego widok kręci mi się w głowie.Owocu dodała, bo w tym momencie drzwiotwarły się, wpuszczając do środka chłodny powiew, i stanął w nich wychudzonymężczyzna o podstępnej twarzy ten pan zatrzyma się u nas, dopóki nie uleczykrów. Oby szło mu jak najszybciej. Przedstawił zabezpieczenie.Będziesz zatem sypiał przy kominie, a onw twoim pokoju.To mój brat, Owoc, panie.Owoc pochylił głowę i wymamrotał coś pod nosem.Oczy miał mętne.Irio-thowi zdawało się, że ktoś go otruł.Gdy Owoc znów wyszedł, gospodyni zbliżyłasię i powiedziała cicho, pewnym siebie głosem: Nie ma w nim zła, panie.To tylko trunek.Ale też pozostało z niego niewielewięcej.Schowaj zatem pieniądze tak, by ich nie znalazł, proszę.Nie będzie ichszukał, jednak wziąłby je, gdyby zobaczył.Sam nie wie, co robi.Rozumiesz? Tak.Rozumiem.Miła z ciebie niewiasta. Mówiła o bracie, że sam niewie, co robi.I wybaczała mu. Kochająca siostra.Słowa te zabrzmiały świeżo.Nigdy dotąd niczego takiego nie powiedział aninie pomyślał.Przez moment miał wrażenie, że przemówił w Prawdziwej Mowie,której nie wolno mu używać.Gospodyni jednak uśmiechnęła się tylko i wzruszyłaramionami. Czasami mam ochotę skręcić mu durny kark odparła, wracając do pracy.Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jest zmęczony.Cały dzień drzemał przyogniu wraz z burym kotem.Tymczasem Dar krzątała się przy pracy.Nakarmiłago kilka razy nędzną, prostą strawą, lecz on rozkoszował się każdym kęsem.Wieczorem Owoc gdzieś poszedł, a Dar westchnęła ciężko. Gdy wspomni, że mamy lokatora, w gospodzie dadzą mu nowy kredyt.Aleto nie twoja wina. O tak rzekł Irioth. To moja wina.Ale ona mu wybaczyła.Bury kot tulił mu się do uda, pogrążony we śnie.W umyśle ujrzał kocie sny: nizinne pola, na których rozmawiał ze zwierzętami,mroczne zakątki.Kot wskoczył do jednego z nich, znalazł mleko i zaczął głośnomruczeć.Nie istniała tu wina, jedynie wielka niewinność.Nie potrzeba było słów.Nie znajdą go tutaj.Nie zdołają go znalezć.Nie musiał wymawiać żadnych imion.Nie było tu nikogo oprócz niej i śpiącego kota oraz migoczącego ognia.Wędro-wał czarnymi drogami po zboczach martwej góry.Tu jednak strumienie płynęłyleniwie wśród pastwisk.124* * *Był szalony.Nie miała pojęcia, co ją opętało.Czemu zgodziła się, by został?Nie potrafiła jednak lękać się go i mu nie ufać.Czy to ważne, że jest szalony? Byłłagodny, a kiedyś mógł być mądry, nim zdarzyło się to, co go spotkało.Poza tymszaleństwo nie zawładnęło nim całkowicie.Ogarniało go chwilami.Nic w nimnie było jednością, nawet obłęd.Nie pamiętał imienia, które jej podał, i powie-dział ludziom w wiosce, by nazywali go Otak.Prawdopodobnie jej imienia takżenie zdołał sobie przypomnieć; zawsze zwracał się do niej dobrodziejko.Możeto jednak uprzejmość? Ona z uprzejmości nazwała go panem, a także dlatego,że Parów ani Otak do niego nie pasowały.Słyszała, że otak to pozbawione głosuzwierzątko o ostrych zębach, lecz na Górskich Moczarach nie widywała podob-nych stworzeń.Z początku sądziła, że historia o leczeniu bydlęcej choroby też należała doprzejawów szaleństwa.Jej gość nie zachowywał się jak znachorzy przynoszącyzaklęcia, mikstury i maści.Gdy jednak odpoczął kilka dni, spytał o imiona go-spodarzy z wioski i wyruszył w drogę, kuśtykając w starych butach Brena.Na tenwidok ścisnęło jej się serce.Wrócił wieczorem, kulejąc jeszcze mocniej, bo oczywiście San natychmiastwyprowadził go na Długie Pola, gdzie pasły się jego krowy.Wprawdzie byływ wiosce konie hodował je Olcha lecz wierzchowców dosiadali wyłączniepastuchowie.Dar podała gościowi miskę gorącej wody i czysty ręcznik do wytar-cia obolałych stóp.Zaproponowała mu kąpiel.Razem nagrzali wody i napełnilistarą wannę.Potem wyszła do swego pokoju.Kiedy wróciła, wszystko było jużuprzątnięte.Ręczniki wisiały przy ogniu.Nigdy nie znała mężczyzny, który po-trafiłby tak zadbać o siebie.Kto mógłby oczekiwać tego po bogaczu? Z pewnościąw domu miał służbę, nie sprawiał jednak więcej kłopotu niż kot.Sam prał sobieubranie, a nawet pościel.Przekonała się o tym pewnego słonecznego dnia, gdywywiesił uprane rzeczy. Nie musisz tego robić, panie.Dorzucę twoje rzeczy do moich. Nie ma potrzeby odparł z roztargnieniem, jakby sam nie do końca wie-dział, co mówi.Potem jednak dodał: Bardzo ciężko pracujesz. A kto nie pracuje? Lubię robić ser.To ciekawe zajęcie.Jestem silna.Bojęsię tylko starości, gdy nie zdołam już dzwignąć wiader i form. Zademonstro-wała mu krągłe, muskularne ramię, zaciskając dłoń w pięść i uśmiechając się sze-roko. Niezłe jak na pięćdziesięciolatkę dodała.Czuła się niemądrze, prze-chwalając się przed nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]