[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć ich skrzydła powstrzy­mały upadek, w locie wrzeszczeli z wściekłości, a ich krzyki stanowiły osobliwy kontrast dla radosnych okrzyków krasnoludów żlebowych.Riverwind wychylił się przez krawędź i złapał brzeg kotła przyjaciół, gdy tylko dotarł do koła zębatego.– Nic wam się nie stało? – zapytała zaniepokojona Goldmoon, nachylając się, by pomóc Caramonowi wyjść.– Tanis jest ranny – powiedział Caramon, podtrzymując półelfa.– To tylko guz – zaprotestował oszołomiony Tanis.Wy­macał wielki guz rosnący z tyłu głowy.– Wydawało mi się, że wypadłem.– Wzdrygnął się na samo wspomnienie.– Tamtędy nie zejdziemy! – powiedział Sturm, wycho­dząc z kotła.– I nie możemy też tu zostać.Uruchomienie windy nie zajmie im dużo czasu, a wtedy będą nas ścigać.Bę­dziemy musieli wrócić.– Nie! Nie odchodź! – Bupu przywarła do Raistlina.– Znam drogę do Najwyższego Bulpa! – Szarpnęła go za rę­kaw, pokazując na północ.– Dobra droga! Tajna droga! Nie ma szefów – powiedziała cicho, głaszcząc jego dłoń.– Nie dam cię szefom.Jesteś śliczny.– Nie mamy chyba innego wyboru.Musimy tam się dostać – powiedział Tanis, krzywiąc się, gdy laska Goldmoon do­tknęła go.Potem uzdrawiająca moc przenikła jego ciało.Gdy ból ustąpił, rozluźnił się i westchnął.– Tak, jak mówiłeś, oni tu mieszkają od lat.Flint mruknął niechętnie i potrząsnął głową na widok Bupu wyruszającej korytarzem na północ.– Stop! Posłuchajcie! – zawołał cicho Tasslehoff.Usły­szeli zbliżający się odgłos kroków szponiastych stóp.– Smokowcy! – rzekł Sturm.– Musimy stąd iść! Za­wracamy na zachód.– Wiedziałem – burknął Flint, robiąc ponurą minę.– Zaprowadziła nas wprost do jaszczurów!– Zaczekaj! – Goldmoon chwyciła Tanisa za ramię.– Spójrz na nią!Półelf odwrócił się i ujrzał, jak Bupu wyjmuje coś miękkiego i bezkształtnego z torby, którą nosiła na ramieniu.Podchodząc do muru, machnęła tym czymś przed kamienną płytą i wymam­rotała kilka słów.Ściana zadrżała i po kilku sekundach pojawiło się przejście prowadzące w mrok.Towarzysze wymienili niepewne spojrzenia.– Nie ma wy­boru – mruknął Tanis.Wyraźnie słychać było zgrzyt i brzęk zbroi smokowców, którzy maszerowali korytarzem w ich kie­runku.– Raistlinie, światło – rozkazał.Mag powiedział jedno słowo i kryształ na jego lasce zapło­nął.Wraz z Bupu i Tanisem szybko przestąpił próg tajnego przejścia.Reszta poszła w ich ślady i drzwi zasunęły się za nimi.Blask laski czarodzieja oświetlił małe, kwadratowe po­mieszczenie ozdobione płaskorzeźbami tak pokrytymi zielonym śluzem, że nie sposób było ich rozpoznać.Stali w milczeniu, słysząc smokowców przechodzących obok korytarzem.– Musieli usłyszeć odgłosy walki – szepnął Sturm.– Wkrótce uruchomią windę, a wtedy będziemy mieli na karku cały oddział smokowców!– Znam drogę na dół.– Bupu machnęła ręką pogardli­wie.– Nie ma obawy.– Jak otworzyłaś drzwi, maleńka? – zapytał zaciekawio­ny Raistlin, klękając obok Bupu.– Czary – powiedziała nieśmiało i wyciągnęła przed sie­bie rękę.Na brudnej dłoni krasnoludki leżał zdechły szczur szczerzący zęby w zastygłym grymasie.Raistlin uniósł brwi, a wtedy Tasslehoff dotknął jego ramienia.– To nie czary, Raistlinie – szepnął kender.– To pro­sty, ukryty w posadzce zamek.Zobaczyłem go, gdy wskazała ścianę i miałem zamiar powiedzieć o tym, gdy rozpoczęła te swoje czarodziejskie banialuki.Nadeptuje na spust, kiedy zbliża się do drzwi i wymachuje tym paskudztwem.– Kender za­chichotał.– Pewno przez przypadek otworzyła je kiedyś, nio­sąc szczura.Bupu rzuciła kenderowi piorunujące spojrzenie.– Czary! – oświadczyła, przybierając obrażoną minę i głaszcząc czule szczura.Wrzuciła go z powrotem do torby i powiedziała: – Chodźcie, idziemy.– Poprowadziła ich na północ, przez zruj­nowane, zapleśniałe pomieszczenia.Wreszcie zatrzymała się w pokoju pełnym gruzów i kamiennego pyłu.Część sufitu za­waliła się, a podłoga zasłana była porozbijanymi kafelkami.Mamrocząc pod nosem, krasnoludka pokazała coś w północno-wschodnim końcu pomieszczenia.– Iść na dół! – powiedziała.Tanis i Raistlin podeszli tam, żeby sprawdzić, co to jest.Znaleźli szeroką na metr dwadzieścia rurę, której jeden koniec wystawał z potrzaskanej podłogi.Najwyraźniej wpadła przez sufit, powodując zarwanie się całej północno-wschodniej części pomieszczenia.Raistlin wsunął koniec swojej laski do rury i zajrzał do środka.– Chodźcie, idziemy! – powiedziała Bupu, pokazując rurę i ponaglająco ciągnąc Raistlina za rękaw.– Szefowie nie mogą wejść za nami.– Pewnie ma rację – powiedział Tanis.– Pomyślcie o ich skrzydłach.– Ale tam nie ma dość miejsca, żeby się zamachnąć mie­czem – stwierdził Sturm, marszcząc brwi.– Nie podoba mi się to.Nagle wszyscy ucichli.Usłyszeli skrzypienie koła i zgrzyt łańcucha.Przyjaciele spojrzeli na siebie nawzajem.– Ja pierwszy! – powiedział wesoło Tasslehoff.Wsadzi­wszy głowę do otworu, wczołgał się do środka na czworakach.– Jesteś pewien, że ja się zmieszczę? – spytał Caramon, mierząc otwór spojrzeniem pełnym obaw.– Nie martw się – z wnętrza dobiegł głos Tasa.– Tu jest tak ślisko od pleśni, że prześliźniesz się, jak wysmarowana smalcem świnia.To rubaszne stwierdzenie nie zdawało się robić wrażenia na Caramonie.Nadal przyglądał się rurze ponuro, a Raistlin, pro­wadzony przez Bupu, zgarnął poły swej szaty i wśliznął się do wnętrza, oświetlając drogę laską.Flint wgramolił się nastę­pny.Za nim poszła Goldmoon, krzywiąc się z odrazą, gdy jej dłonie pośliznęły się na gęstym, zielonym śluzie.Riverwind zsunął się za nią.– To szaleństwo – mam nadzieję, że wiesz o tym! – mruknął Sturm z obrzydzeniem.Tanis nie odpowiedział.Klepnął Caramona po plecach.– Kolej na ciebie – rzekł, nasłuchując dźwięku poruszającego się coraz szybciej łańcucha.Caramon jęknął.Ogromny wojownik na czworakach wczoł­gał się do otworu rury.Rękojeść jego miecza zaczepiła o krawędź.Cofnąwszy się, niegrabnie poprawił broń, a potem spróbował wejść jeszcze raz.Tym razem za bardzo wypiął ty­łek, tak że plecami szorował o sklepienie.Tanis przyłożył stopę do zadka wojownika i pchnął mocno.– Schyl się! – rozkazał półelf.Caramon padł jak mokry worek, znów jęcząc.Wgramolił się do środka głową naprzód, pchając tarczę przed sobą i szo­rując zbroją o metalową powierzchnię rury.Zgrzytał nią tak przeraźliwie, aż Tanisowi cierpły zęby.Półelf uchwycił górny brzeg rury.Wsuwając nogi naprzód, zaczął ześlizgiwać się po cuchnącym szlamie.Odwrócił głowę, żeby spojrzeć na Sturma, który szedł ostatni.– Obłęd zaczął się, kiedy poszliśmy za Tiką do kuchni gospody Ostatni Dom – powiedział.– Szczera prawda – zgodził się rycerz z westchnieniem.Tasslehoff, zafascynowany nowym doświadczeniem, jakim dla niego było czołganie się w głąb rury, dostrzegł nagle jakieś niewyraźne postaci na dolnym jej końcu.Szukając pośpiesznie uchwytu dla dłoni, zatrzymał poślizg.– Raistlinie! – szepnął kender [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •