[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Szybciej! Ja nie żartuję.Odpowiadaj, albo wystrzelę dziurę w twoim ciele! No więc: raz.dwa.Rotmistrz nie czekał już na „trzy''.Znał dobrze trapera i wiedział, że nie wolno doprowadzać go do ostateczności.- Zatrzymaj się! Nie strzelaj! - wydusił drżąc ze wstydu i gniewu.- Teraz dobrze, mój synku! A więc do kogo należą te sporne przedmioty? Do ciebie?- Nie.- Lecz?- Do tych psów, których diabeł.- Widzisz, mój synku, jak prędko skruszałeś, hihihihi! Słyszeliście to, braciszkowie - zwrócił się do sześciu kozaków rotmistrza.- Jeżeli by panu rotmistrzowi przyszła chęć, aby później zmienić swoje zdanie, wezwę was na świadków, jeśli się nie mylę.Zrozumieliście mnie?Ludzie towarzyszący rotmistrzowi śledzili to wydarzenie w milczeniu, z otwartymi ustami.Bezwzględność, z jaką Sam obchodził się z ich przełożonym, wydała im się bajką, a sam traper czarodziejem, który przemienił twardego, zadufanego rotmistrza w postać bezbronną i żałosną.Bez jednego słowa sprzeciwu oficer wręczył Samowi banknoty i dokumenty.Ten przeliczył pieniądze, sprawdził papiery i zwrócił je prawowitym właścicielom.- Tak - roześmiał się.- Jesteśmy kwita, rotmistrzuniu i życzę ci, żeby ta konna przejażdżka wyszła ci na zdrowie.Możesz wracać do domu.Straszliwy wstyd, jakiego rotmistrz doznał na oczach swoich ludzi, odniósł swój skutek.Bez słowa usłuchał Sama, wskoczył na siodło, spiął konia ostrogami i popędził jak szalony w stronę miasta.- Ten ma już dosyć! - śmiał się za nim Will Parker.Obaj byli poszukiwacze skarbów, którzy w tak niezwykły sposób odzyskali swoją własność, rozpływali się w podziękowaniach.Potem szybko odjechali, żeby już wkrótce bez przeszkód znaleźć się w ojczystych stronach.Kozacy rotmistrza, którym Sam podarował nieco pieniędzy na wódkę, puścili się kłusem do miasta.Także trzej przyjaciele pośpieszyli do swoich koni i w drodze powrotnej Sam opowiedział im, co zaplanował na dzisiejszy wieczór.Dryblasom bardzo się to spodobało.Im więcej przygód tym lepiej, uznali.Zaofiarowali się radośnie opróżnić prochownię.W obozie czekała Karpala.Wypytywała Sama o ostatnie zajście, a on opowiadał jej uśmiechając się pod wąsem swoje przeżycia z okolic Wiklinowych Skał.Potem dosiadła konia i udała się do miasta, aby w imieniu księcia Buriatów zaprosić na wieczór rodzinę naczelnika.Zarówno ispmwnik, jak i rotmistrz byli niezwykle przygnębieni ostatnimi wydarzeniami, dlatego chętnie przyjęli zaproszenie.Uznali je za szansę naprawienia drastycznie ostatnio rozluźnionych stosunków z rodziną księcia.Stary zgłosił jednakże zastrzeżenie.Przypuszczał, że zaproszenie otrzymali także trzej obcy z Ameryki i nie ukrywał tego przed Karpala, iż nie zależy mu raczej na ponownym zetknięciu się z natrętnymi myśliwymi.Młoda Buriatka uspokoiła jednak isprawnika mówiąc, że Sam Haw-kens i jego towarzysze chcą pojeździć konno po stepie i zamierzają wrócić dopiero późną nocą, tak więc spotkanie ich jest raczej mało prawdopodobne.Taki oto fortel uzgodniła z Samem.* * *Nastał wieczór i Sam Hawkens wysłał Dicka Stone na przeszpiegi do budynku rządowego.Całe popołudnie nie opuszczał przydzielonego im namiotu, a dryblasy dotrzymywały mu wiernie towarzystwa.Wszyscy w obozie z wyjątkiem Karpali i kilku Buriatów, którzy mieli pomagać w nocnej awanturze, sądzili, że obcy wyruszyli na konną przejażdżkę w step.Kiedy zapadła absolutna ciemność Sam Hawkens i Will Parker udali się na tyły książęcego namiotu, gdzie usiedli w trawie i czekali.Po pewnym czasie pojawiła się Karpala.- Tu jesteś! - powiedziała uradowana.- To dobrze.Myślę, że goście wkrótce przybędą.- Goście? Hm! Sądzę, że bardziej pasowałoby do nich inne określenie.To są owce prowadzone na rzeź, hihihihi! Gdyby wiedzieli, co ma się wydarzyć podczas ich nieobecności, nie czuliby się tak dobrze w roli drogich gości!- Nie trzeba ich żałować.Zasłużyli sobie porządnie u tutejszej ludności na taką srogą pamiątkę.Nie ma tu ani jednego biedaka, który nie zakosztowałby ich knuta.Także bogactwo zamożnych jest na wyczerpaniu, ponieważ naczelnik wszystko im zabrał.Mocno nadużywał swojego stanowiska, aby ściągnąć dla siebie jak najwięcej pieniędzy.Kto przy najlżejszym przewinieniu nie chciał płacić, tego kazał chłostać.Teraz spotyka go więc zasłużona kara.Karpala wróciła do namiotu i wkrótce obaj zauważyli, że w miejscu, w którym siedzieli, dolny rąbek namiotu zwisał całkiem luźno, można więc było bez trudu wsunąć rękę do środka.Po chwili usłyszeli stukot końskich kopyt.W tamtych okolicach, gdzie nawet najbiedniejsi posiadają konie, przybycie w odwiedziny na piechotę uchodzi za hańbę.Dlatego również naczelnik z rodziną pokonali tę niewielką odległość do obozu konno.Zsiedli z koni i zostali przyjaźnie powitani przez grubego księcia Bulę i jego jeszcze obszerniejszą żonę Kalynę.Także Karpala była tak miła, że rotmistrzowi zrobiło się lżej na duszy.W namiocie Karpala wskazała gościom miejsca i stwierdziła przy tym, że naczelnikowa jak zwykle ma przy sobie~ swoją torebeczkę.Karpala wzięła od niej uprzejmie chustę i torebkę i położyła obie te rzeczy w pobliżu rozluźnionego rąbka namiotu.Potrząsnęła przy tym odrobinę torebeczką i ku swemu zadowoleniu usłyszała dzwonienie kluczy.Jak tylko wszyscy usiedli, Karpala rozpoczęła serwowanie herbaty, po czym kiedy goście wystarczająco zajęci byli konwersacją, zaczęła majstrować coś przy samowarze nucąc strofy jakiejś buriackiej pieśni.Przez cały ten czas nie spuszczała z oka torebki naczelnikowej i widziała bardzo dobrze dłoń Sama sięgającą skrycie po łup.Ale już po kilku minutach torebka ponownie leżała na swoim miejscu.Dziewczyna odetchnęła z ulgą i w najlepszym humorze przysiadła się do gości.* * *Tymczasem Sam i Will zniknęli.Przed budynkiem rządowym nie paliło się żadne światło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •