[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To zastąpibryłkę złota, którą wykorzystaliście gdzie indziej.Shan podszedł do plecaka, który zostawili wcześniej, i wyjął z niegoaparat cyfrowy.Majstrował przy nim, dopóki nie odkrył, w jaki sposóbprzeglądać zapisane zdjęcia.Gdy znalazł to, którego szukał, podałaparat Gao.- Możecie wydrukować to tutaj? - zapytał.Gao przyjrzał się zdjęciu.Przedstawiało Abigail Natay, beztroskosiedzącą na skale z lewą stopą podwiniętą pod siebie, prawą dyndającąw powietrzu.Włosy miała zaczesa- ne do góry i przystrojone kwiatami.Po chwili fizyk podszedł dokomputera na biurku i uruchomił drukarkę.Pojawił się wydruk.Shanpodniósł go i schował do kieszeni, po czym znów spojrzał przez okno.Na stojącym obok stole, blado oświetlonym przez uliczną latarnię,dostrzegł zdjęcie Kohlera.Był na plaży, w towarzystwie kobiety, którąotaczał ramieniem.Shan podniósł je.- Gdzie to zostało zrobione?- Na południu Indii.Heinz prowadzi tam wiele interesów i ma sporoprzyjaciół.Firma ma w Indiach dom i magazyn.- Przyjemnie musi być zmienić klimat.Gdy Gao nie odpowiedział, Shan uświadomił sobie swój błąd.- Nie wypuszczają was z kraju - stwierdził.Tajemnice były filaremrządu, a Gao był chodzącą skarbnicą najbardziej niebezpiecznych zewszystkich tajemnic.- Jeśli chcę słońca - odparł Gao - załatwiają mi odczyt na konferencjina południowym wybrzeżu Chin.Z eskortą.Shan odstawił zdjęcie i stanął obok fizyka przy oknie.- Gdy znajdziecie Abigail Natay- powiedział ze znużeniem Gao -sprowadzcie ją z powrotem do mnie.Ale najpierw musimy znalezćsposób, by wydostać stąd was trzech przed wschodem słońca.Shanowi wystarczyła krótka chwila zastanowienia.- O której przychodzą wasi pracownicy? - zapytał.Godzinę przed świtem Gao zapalił światło w swoim gabinecie ipodszedł celowo do okna, wskazując Shanowi, Ilostene'owi iYangkemu, którzy stanęli obok niego, różowiejące na wschodzieniebo.Gestem zaprosił ich do ustawionego przy oknie stołu, po czymzasunął przejrzystą wewnętrzną zasłonę i usiadł wraz z nimi.Kierowniczka biura przyniosła im tacę z herbatą.Odczekali kilka minut, rozmawiając i żywo gestykulując, nim dalisygnał pierwszemu z trzech pracowników pierwszej zmiany,siedzących w kucki pod ścianą.Shan wstał, podszedł do ściany, jakgdyby oglądając jakieś zdjęcie, po czym przywarł do niej płasko iwymknął się z pokoju. Pierwszy pracownik zajął jego miejsce przy stole.Wkrótce wszyscytrzej byli już na zewnątrz.Shan czekał, ukryty w najgłębszym cieniu, dopóki najbliższyobserwator nie zapalił zapałką papierosa, tracąc zdolność widzenia pociemku.Gestem przywołał przyjaciół i wspólnie ruszyli na stadionpiłkarski.Wkrótce znalezli się w powietrzu.Shan był gotowyprzebudzić smoka. ROZDZIAA 11Pola, które żywiły mieszkańców Drango przez całe życie, byłyczarne i jałowe.Czołgali się na czworakach po zwęglonych zagonachby podnieść kilka nietkniętych ziaren, niekiedy znajdując cały kłos,który ocalał z pożogi.Ręce i twarze mieli pokryte sadzą, a ichzrozpaczone oblicza przypominały Shanowi używane w rytualnychsztukach maski kościotrupówYangke odważył się wejść do wioski.Wróciwszy, ostrzegł Shana, bynie próbował szukać Lokesha i Genduna.Mieszkańcy byli wciążjeszcze ogłuszeni katastrofą, która spadła na ich wioskę, a jedynąrzeczą, jaką wiedzieli na pewno, było to że ich kłopoty zaczęły się wrazze zjawieniem się Shana i pozostałych przybyszów.Gendun był terazpod podwójną strażą, gdyż Lokesh i Dolma próbowali go przenieść.-Dokąd?-Nie wiem.Gdzieś poza wioskę - odparł Yangke.-Ułożyli go nanoszach, ale nie udało im się nawet wynieść go poza pola.GdybyDolma nie należała do starszyzny, Cho-dron kazałby ją też wychłostać.- Lokesh został wychłostany? - Słowa zdawały się więznąć Shanowiw gardle.Yangke wolno skinął głową.-Trzydzieści uderzeń bambusowym kijem Chodrona.Chciałwiedzieć, gdzie jesteś.- Powstrzymał Shana, który zrobił krok w stronęwioski.- Nie ma go tutaj.Nie mogłem znalezć Lokesha ani Dolmy.Alemówili mi, że mc mu me jest że sprawiał wrażenie, jakby wcale nieczuł razów, ze.- recytował mantrę i patrzył w niebo, kiedy przyjmował baty -dokończył Shan ochrypłym szeptem.Ile razy widział to już wcześniej,w obozie pracy? Czterdzieści? Pięćdziesiąt? Czasami Lokesh miałkłopoty z pochylaniem się z powodu tak wielu blizn. - Chodron jest wściekły.Jego generator jest popsuty.Nie małączności radiowej.Zadręcza człowieka, który próbuje go naprawić.Wszyscy boją się go i jego ludzi.Ukrywają się przed nim.Shan widział naczelnika przyglądającego się, jak helikopter wysadzaich na stoku ponad polami.Musiał być przekonany, że Gao wciąż jest znimi, w przeciwnym bowiem razie zgarnąłby ich.- A Gendun?- Siedzi w domu Dolmy, recytując słowa obrzędów pośmiertnych,kiedy ma na to siłę.Za Thomasa.Za Tashiego.Za profesora Ma.Wieśniacy zabrali zmarłego rolnika do rozci-naczy zwłok.PytaliChodrona, kto go zabił.Ale on powiedział im, że muszą zaczekać doświęta.Krewni zmarłego nie wypowiedzieli słów.Wiedzą, że jeślizdradzą się z jakimkolwiek przejawem pobożności, Chodron ukarzeGenduna.Gardło Shana ścisnęło się do tego stopnia, że miał kłopoty zmówieniem.- Widziałeś Lokesha?- Nie.On i Dolma muszą też być zamknięci w środku.-Yangkedostrzegł grymas wściekłości na twarzy Shana.-Dolma ma pewniemaść na plecy Lokesha.Nic mu nie grozi.Nie możesz tam iść.Yangke z zaniepokojoną miną rozejrzał się po stoku ponad nimi.- Hostene ruszył pod górę - wyjaśnił Shan.- Chce być sam.Wie,gdzie nas spotkać.Wstał, zarzucił sobie plecak na ramię i ruszył przed siebie.Po kilkukrokach przystanął i obejrzał się przez ramię.Yangke wciąż stał wmiejscu.- Idziesz szukać duchów - powiedział.- Ktoś zapytał kiedyś Lokesha, czym się zajmuję  odparł Shan.-Odpowiedział, że jestem spowiednikiem duchów.To najtrafniejszeokreślenie, jakie słyszałem.Doświadczenie nauczyło mnie, żejedynymi ludzmi, co do których można mieć pewność, że nigdy nieskłamią, są zmarli.Gdy dotarli do miejsca przeznaczenia, było pózne popołudnie.Rapakiego nie było w jego grocie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •