[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście, ty w dzieciństwie przeżyłeś więcej.%7łołdacy, przewracający Nadordo góry nogami, to koszmarne.koszmarniejsze nawet od szabrowników.Ci tylko grabili, niemieli rozkazu, by wytrawić samą pamięć.Dickonie, co z tobą?! Na co my czekamy?!W gabinecie Katari on piszczał tak samo, a co robił, kiedy Rober wycelował w niego pistolet?Gdyby łajdak wiedział, że Carvall ratuje go już przed drugim Władcą.Przyszedł zabić, a uratował.Na kilka godzin.- Czekamy, aż odjadą żołnierze.er Auguście - Richard zmusił się do podniesienia wzroku,ale uśmiech nie wyszedł - Nie wrócimy do domu.Po tym, czego dowiedziałem się od jejwysokości, to niemożliwe.Teraz kupimy panu konia i ubranie i wyprowadzę pana z miasta.3- Nie, Dickonie - były conseiller wymownie skinął na drzwi.On zawsze był tchórzem.O tymmówił jeszcze Kruk, a Kruk ani razu nie skłamał, nawet w przypadku Katari, ale jak Dick miał niewierzyć przyjacielowi ojca?! - Nie, mój chłopcze, lepiej pojedzmy do domu.Do domu! Stancler już uważa dom Ockdellów za swój. Pan ma księcia Ockdella.Właśnietak oni mówili.Oboje.Jakby mowa była nawet nie o służącym - a o koniu! %7łeby przerwaćnieznośną rozmowę, Richard otworzył drzwi.Oczywiście, w poczekalni nikogo nie było.Potrzaskiwała okaleczona willa, nachalnie pchało się w wąską szczelinkę słońce, przypominając, żedo Letniego Przełomu zostało zaledwie cztery dni.Carvall, nie ryzykując podniesienia ręki jeszcze i na księcia Ockdella, zabrał się do swoichspraw.Niedługo czosnkarz będzie gryzł łokcie, wszak rozmawiał z zabójcą regenta i nie złapał go.To było potworne, ale młodzieniec omal się nie roześmiał, wyobrażając sobie tę scenę.Inochodzcowi przyda się wiedza, że jego cudowny karzełek też popełnia błędy.Błędy popełniająwszyscy - a świadkiem tego Dora i Nocha! Szkoda, że nie ma czasu pożegnać się z suzerenem, alepchać się do legowiska kardynała - szaleństwo, na które nie zdecydowałby się nawet Alva.Onsłużył żywemu Ferdynandowi i bez wahania opuścił martwego.Richard Ockdell postąpi tak samo.- Idziemy - Na Stanclera Richard starał się nie patrzeć.Nie dlatego, że miał wątpliwości co dopodjętej decyzji - po prostu widok tchórzostwa zawsze budzi odrazę.- Dickonie - gruby niebezpieczny starzec też wysunął się do poczekalni, uważnie obejrzałpółciemny oblazły pokój i starannie zamknął drzwi - to, co proponujesz, jest nierozsądne, mimo żeszlachetne.Tak, ja chcę żyć, mimo że jestem stary i chory, a Bagerlee i śmierć tych, którychkochałem, zamieniły mnie w ruinę.Raczej nie przeżyję następnej zimy, tak że nie chodzi o mnie.Jesteś pewien, że Carvall odszedł, prawda?- Proszę się nie obawiać, er Auguście, wszystko w porządku - Karzełek pędzi do wrót,nadrabiając stracony czas, tylko do których? I czy dogonią go nowości? - Carvall ma inspekcję, nieodwoła jej.- Bez wątpienia - skinął głową Stancler i Richard zrozumiał, że nienawidzi tej udawanejwymowności jeszcze bardziej niż tchórzostwa.- Nasz generał ma wystarczająco dużo ludzi, którzynas dopilnują.Do ciebie nie mają wstępu, ale, opuściwszy potajemnie stolicę, stracimy osłonękorony i południowiec skorzysta z okazji, by pozbyć się nas obu.Uprzedzałem cię co do niego, alenie powiedziałem o wszystkim.Ten, kto dochowuje niektórych tajemnic, nie żyje długo, a ja chcę,żebyś żył, mój chłopcze.Bardzo długo i bardzo szczęśliwie, nie tylko za siebie, ale i za Egmonta, iza dziewczęta.Stwórca musi w końcu być sprawiedliwy dla Skał.To.Richard przestał słuchać i uderzył pomarszczoną, zakłamaną twarz.Tak, jak szlachcice odwieków biją podleców.Młodzieniec nie zamierzał sobie na to pozwalać, postanowił trzymać się wkarbach i trzymał się, ale te słowa o siostrach, ten drżący głos, to kłamstwo.- Jest pan kłamcą - wysyczał Richard - wstrętnym kłamcą.I tchórzem.Przyjaciel ojca,akurat! Przyjaciel ojca umarłby razem z nim.Pan jest gorszy od Ośmiornic, oni.Oni przynajmniejnie zapewniają Skał o miłości.I nie żyją na nasz koszt.Pan chce się chować za moimi plecami,dopóki nie uda się uciec do Driksen!- Dickon.- Wszystko słyszałem, jasne?! Byłem w buduarze i słyszałem, co wy o mnie myślicie.Pan ipańska Katarina.- Więc przyszedłeś mnie zabić? - Były conseiller odskoczył ku oknu.To nic, ono jest zabitedeskami - Wcześniej czy pózniej to.powinno było się stać.Dobrze, zabijaj.Zasłużyłem na to, alenie oskarżaj mojej.córki!- Pana to nie dotyczy - Trzasnąć drzwiami i odejść.Niech wydostaje się sam.Jeślipołudniowcy pilnują, to Carvall swoje osiągnie, nie dziś, to jutro.Czosnkarz wart jest tego, żebyzabić kapelusznika, a Stancler jest samozwańcem, co do tego suzeren się nie pomylił.Razem zAlanem i Ramiro ta padlina nie ma czego szukać.- Jakiś ty podobny do ojca! Zmierć od sztyletu Alana, tego samego sztyletu, który błagałemcię znalezć.Jak się okazało, dla siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]