[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Muszę rzucićkawę - mruknął.KOBIETA SIEDZCA ZA BIURKIEM na wprost Tamar zpewnością miała ponad sześćdziesiąt lat, a mimo to była nie-zaprzeczalnie atrakcyjną kobietą.Doktor Barbara Olszewska,szefowa kliniki psychiatrycznej, z którą Tamar umówiła się naspotkanie niemal z marszu, sporo wiedziała na temat wampi-ryzmu.- Warto uświadomić sobie, że dziś postać wampira niebudzi już w ludziach strachu.- Lekarka poprawiła kosmykwłosów, który zsunął się jej na czoło.- Można nawet stwier-dzić, że popkultura uczyniła z niego nadczłowieka dysponują-cego niezwykłymi mocami.- Stąd według pani bierze się fascynacja młodych?Lekarka roześmiała się głośno.- Czyż nie wspaniale by było niczym Dracula czy vanHelsing albo tytułowy bohater filmowej sagi Blade lewitować,latać, być niewidzialnym, manipulować psychiką innych, anawet przewidywać przyszłość? Nie ukrywam - Olszewskawestchnęła z udanym smutkiem - że sama pragnęłabym mieć napodorędziu taki zestaw małego supermana.- Młodzieżowe mody i literackie przeboje to jedno, aodebranie życia innemu człowiekowi drugie.- Tamar ucięła tennieco przydługi literacki wywód.- Ma pani rację.- Ciekawi mnie pani zdanie - co hipotetycznie mogło byćprzyczyną tragedii? Fascynacja mroczną tajemnicą? Pozowaniena bohaterów książek lub filmów? Czy tylko głupota, którawynikła z chwilowej mody?- W dzisiejszej prasie - lekarka wskazała leżącą na biurkugazetę - przeczytałam o tajemniczej wspólnocie KościołaWielkiego Objawienia.Na jego czele rzekomo stoi ktoś okre-ślany mianem Wielkiego Lestata.Według mnie informacje,którymi codziennie karmią nas prasa i telewizja, są tylko me-dialnym balonem; gdy spuścić z niego powietrze, nic nie zo-staje.- W związku z tym morderstwem prokurator przyjął, żedoszło do powstania nowej sekty.- Gdyby tak było - oznajmiła z pewnością siebie doktorOlszewska - zbrodnia świadczyłaby o głębokich zaburzeniachpsychicznych sprawcy lub sprawców.Ale raczej w to wątpię.- Dlaczego?- Czy opisy w gazetach miejsca zbrodni odpowiadająrzeczywistości?Tamar po chwili zastanowienia przytaknęła.- Po lekturze odniosłam wrażenie, że przeczytałam relacjęz planu filmu, na którym niedługo rozpocznie się kręceniekolejnego odcinka wampirzej sagi Zmierzch: świece, penta-gram, zwłoki dziewczyny, noc, mroczna msza świętego Seka-riusza.Inaczej mówiąc, schemat goni schemat.Tylko że życienie ma nic wspólnego z fikcją i sztucznymi kwiatami.- Z minyTamar wywnioskowała, że policjantka nie zrozumiała, więcdodała: - Po prostu, wydaje mi się, że zaprosiła mnie pani dokina i oczekuje wskazówek, jak złapać bohatera, któregooglądamy na ekranie.A ja jestem lekarką i zajmuję się choro-bami konkretnych ludzi, a nie wymyślonych, nieudolniezresztą, przez kogoś postaci.- LE%7łY W DZIEWITCE - Werben usłyszał dobiegającyz korytarza głos pielęgniarki.Do separatki weszła Brygida.Przewyższała o głowę i takwysoką siostrę.Jeśli dodać do tego szerokie ramiona, osiem-dziesiąt kilogramów wagi, krótko ostrzyżone włosy i nie-znaczny czarny wąsik, który sypał się jej na górnej wardze, tosłowo sekretarka brzmiało mało przekonująco.Rozległ się sygnał esemesa.Maks zerknął na ekran i odłożyłtelefon na szafkę.- Widzę, że całymi dniami pan tylko leży.- Brygida za-częła poprawiać kołdrę.Chwilę potem zrezygnowała.- Proszęprzenieść się na krzesło.Prześcielę z siostrzyczką pańskie.Obejrzała się, ale pielęgniarka zniknęła już z pokoju.Chcąc nie chcąc, zwlókł się z łóżka.Brygida matkowała muod pięciu lat, od pierwszego dnia pracy w jego kancelarii.Zczasem przyzwyczaił się do jej gderania i stosował do więk-szości zaleceń: Kto to widział, żeby w zimie chodzić w takimfifraku.Czas na kożuszek ; Mógłby pan ubierać się już bar-dziej poważnie, a nie jak nastolatek ; Kto to widział, żebyczłowiek na stanowisku chodził w podartych dżinsach ; Niechcę nic mówić, ale widziałam, że nowa narzeczona zaglądałapanu do portfela, zamiast patrzeć w oczy ; Mówiąc międzynami, to może i te perfumy sporo kosztowały, ale krowa podogonem lepiej pachnie.Maks to wszystko znosił i w duchu był w gruncie rzeczyzadowolony, że ktoś się o niego troszczy.Dziś Brygida przyniosła laptop i kwiaty.- Byli już z policji.- W jakiej sprawie?- Szukają kierowcy ciężarówki, co to pana rozjechała.Mieli kilka pytań.Coś mi się w tym wszystkim nie podoba.- Co?- Zadzwoniłam do chłopaków z kryminalnego, a że wiem,jak z nimi gadać, to puścili farbę.Ciężarówkę ukradziono zbazy transportowej na Targówku.Gość zaczaił się na pana naskrzyżowaniu przed wiaduktem.Kiedy stał pan na czerwonymświetle, wcisnął gaz do dechy i pana staranował.Cud, że pan ztego wyszedł prawie bez szwanku.Widocznie - zerknęła w sufit- uznano, że jest pan tu jeszcze komuś potrzebny.- A ja sądzę, że zaciął się sygnalizator.Ciężarówka wpadław poślizg.Pechowy zbieg okoliczności.- Maks pokiwał zprzekonaniem głową.- To nie przypadek, że co rano jezdził pan tą samą drogądo kancelarii.Nie było też przypadkiem, że kierowca wysiadł zciężarówki, podszedł i dokładnie sobie pana obejrzał.Potemnajspokojniej w świecie odjechał granatowym fordem, któryzaparkował w bocznej uliczce.Nie wezwał policji, nie za-dzwonił po pogotowie.Nic.On chciał pana zabić!- W porządku.- Maks podniósł obie dłonie w geście ka-pitulacji.- Skoro tak twierdzisz.- Zasięgnęłam języka tu i ówdzie.Ciekawych rzeczy siędowiedziałam od właściciela pobliskiej kawiarni, sprzedaw-czyni z warzywniaka i ekspedientki w cukierni.Oni pierwsipobiegli na miejsce wypadku.- Wszystko widzieli? Więc chyba powiedzieli to policji?Pokręciła z niezadowoleniem głową.- Nikt nie chce, żeby go ciągali po sądach.Ale kraksa byłazaplanowana.W skrzynce, gdzie jest automatyczny przełącznikświateł, znaleziono urządzenie do zdalnego sterowania.Dla-tego gliniarze wszczęli śledztwo i szukają kierowcy mana.Aresztowano brata jednego z chłopaków z Global Plaza.Tego,co to się odgrażał, że pana załatwi.Myślę, że wreszcie wezmąsię za robotę, jak należy.Mówiąc między nami - nachyliła siękonspiracyjnie do Maksa - to bardziej przydałaby się im ta-bliczka ouija i już wiedzieliby, kto na pana dybie.- Jaka tabliczka?- Ouija.Wywołuje się ducha, a on musi szczerze odpo-wiadać, jak na spowiedzi.- To wcale nie jest takie głupie.- Maks uśmiechnął się doswoich myśli.- Pewnie, że nie.Ale ci z drogówki to banda mułów.Tylkokombinują, jak nic nie robić i kogo skasować na stówę.- Przesada.- Ani trochę! Wie pan, z czego śmieje się teraz cała Wa-wa?Maks pokręcił głową.- Komendant główny wracał do domu Wisłostradą póz-nym wieczorem.Był po służbie, więc miał na sobie cywilneciuchy.Zatrzymał go patrol drogówki.Nie poznali swojegocapo di tutti capi.Generał dał im dowód rejestracyjny, zapo-minając, że w środku za okładką ma dwie stówy.Tamci po-myśleli, że to łapówka.Wyciągnęli forsę, a komendanta puściliwolno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]