[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spróbuj ubraćje w słowa, tak, wyjaw mi je.Nie będziesz ukarany.Ośmieliłem się być szczery. Nie podoba mi się myśl o zabijaniu. Aha. Zamilkł. Ze mną było podobnie.I nadal tak jest. Odetchnął głębo-ko. Za każdym razem będziesz decydował.Pierwszy raz jest najtrudniejszy.Wiedztylko, że na podjęcie tej decyzji masz jeszcze kilka lat.A w tym czasie musisz się wie-le nauczyć. Zawahał się. Tak to jest, chłopcze.Sama nauka nigdy nie jest zła.Nawet nauka zabijania.Ani dobra.I powinieneś o tym pamiętać w każdej sytuacji, nietylko teraz.To po prostu coś, czego można się nauczyć, czego ja mogę nauczyć ciebie.Nic więcej.A teraz powiedz, czy sądzisz, że mógłbyś się uczyć, jak zabijać, a pózniejzdecydować, czy chcesz to robić?Trudne pytanie.Nawet wówczas, choć byłem jeszcze małym chłopcem, coś budziłomoją nieufność w takim postawieniu sprawy, lecz nie potrafiłem sprecyzować swoichobiekcji.A jednocześnie zaczęła we mnie kiełkować ciekawość. Mogę się uczyć.142  Dobrze. Uśmiechnął się, ale na jego twarzy malowało się także znużeniei wcale nie wyglądał na zadowolonego.Rozejrzał się po pokoju. Zwietnie.Właściwiemożemy zacząć dzisiejszej nocy.Na początek posprzątamy.Gdzieś tam jest szczotka.Ach, ale najpierw przebierz się w coś innego.o, mam jakąś starą tunikę.Na raziemusi ci wystarczyć.Nie chcemy przecież, żeby się w pralni dziwili, dlaczego twoje ko-szule nocne czuć kamforą i lekami przeciwbólowymi, prawda? Tak.Teraz pozamiatajpodłogę, a ja zbiorę kilka drobiazgów.I w ten sposób minęło kilka następnych godzin.Zamiotłem, potem wytarłem namokro kamienną podłogę.Cierń podpowiadał mi, jak czyścić różne przedmioty z wiel-kiego stołu.Poodwracałem zioła schnące na stojaku.Nakarmiłem trzy jaszczurki, któretrzymał w klatce w kącie, drobiąc im twarde suszone mięso w okruchy, które połykaływ całości.Wytarłem do czysta wiele garnków i mis, poustawiałem je w porządku.A onpracował razem ze mną, wyglądał na zadowolonego z towarzystwa i mówił do mnieprzez cały czas, zupełnie jakbyśmy obaj byli dorosłymi mężczyznami.Albo młodymichłopcami.143  Nie znasz jeszcze liter? Ani cyfr? To dopiero! Co ten stary sobie wyobraża? Tak,dopilnuję, żeby temu szybko zaradzić.Masz czoło swego ojca, chłopcze, i tak samomarszczysz brew.Powiedział ci to już ktoś? A, tu jesteś, Cichoszu, ty hultaju! Gdzieś tysię włóczył?Zza gobelinu wyłoniła się brązowa łasica; zostaliśmy sobie przedstawieni.Cierńpozwolił mi nakarmić Cichosza przepiórczymi jajami i śmiał się, gdy potem zwierzątkochodziło za mną krok w krok, prosząc o więcej.Podarował mi miedzianą bransoletę,którą znalazłem pod stołem, uprzedzając, że może mi zabarwić przegub na zielono,i przestrzegając, iż jeśli ktokolwiek o nią zapyta, mam skłamać, że znalazłem ją zastajniami.Od czasu do czasu robiliśmy przerwę na miodowe ciasteczka i gorące korzennewino.Siadaliśmy razem przy niskim stole, na dywanikach przed kominkiem.Patrzyłem,jak blask płomieni tańczy na jego poznaczonej bliznami skórze, i zastanawiałem się,dlaczego z początku wydawał mi się tak przerażający.Zauważył, że mu się przyglądam. Przypominam ci kogoś.Jestem do kogoś znajomego ci podobny, prawda?144 Nieprawda.Przyglądałem się groteskowym cętkom na bladej skórze.Nie miałempojęcia, o co mu chodzi.Widocznie zrozumiał. Cóż, blizny na twarzy mnie zmieniają nie do poznania.%7łycie odciska ślady nakażdym, wcześniej czy pózniej ty też będziesz miał ich niemało.A teraz. Wstał,przeciągnął się, aż tunika odsłoniła chude białe piszczele. Zrobiło się pózno.Albowcześnie, zależy od tego, który koniec dnia lubisz bardziej.Czas wracać do łóżka.Tak.Pamiętaj, że wszystko to jest wielkim sekretem.Nie tylko ja i ta komnata, ale w ogólewszystko: wstawanie w nocy, nauka zabijania  wszystko. Będę pamiętał  obiecałem, a potem, czując, że powinno to dla niego coś zna-czyć, dodałem:  Daję słowo.Zaśmiał się krótko, po czym pokiwał głową, prawie smutno.Przebrałem się z po-wrotem w nocną koszulę, a on sprowadził mnie na dół po schodach.Stał przy łóżkuz lampą w dłoni i czekał, aż ułożę się do snu, a potem otulił mnie kocami.Nie robił tegonikt, od czasu gdy wyprowadziłem się od Brusa.Usnąłem, chyba zanim zdążył odejśćod mojego łóżka.145 Następnego ranka zaspałem tak, że aż wysłano po mnie Gąsiora.Obudziłem sięotumaniony, głowa ciążyła mi boleśnie, ale natychmiast wyskoczyłem z łóżka i pobie-głem w róg pokoju.Pchnąłem ścianę, zacząłem ją badać, lecz moje dłonie napotykałytylko zimny kamień i żadna szczelina w zaprawie czy w kamieniu nie zdradzała se-kretnych drzwi, za którymi schody wiodły do komnaty nowego nauczyciela.Ani przezjedną chwilę nie sądziłem, że Cierń był snem.A nawet gdybym tak pomyślał, miałemna nadgarstku prostą miedzianą bransoletę, namacalny dowód, że snem nie był.Ubrałem się w pośpiechu i w drodze przebiegłem przez kuchnię, chwytając pajdęchleba i kawałek sera.Ciągle jeszcze żułem, gdy dotarłem do stajni.Brus był nie w hu-morze z powodu mojego spóznienia, więc ciągle znajdował nowe błędy w mojej sztucejezdzieckiej i spełnianiu obowiązków.Dobrze pamiętam, jak mnie łajał. Nie myśl sobie, że skoro masz własną komnatę w zamku i godło na kaftanie,to możesz się niczym jakiś darmozjad wylegiwać w pościeli nie wiadomo jak długo,a potem wstawać tylko po to, żeby trefić włosy.Na to nie pozwolę.Jesteś bękartem,to prawda, ale jesteś synem księcia Rycerskiego i zrobię z ciebie mężczyznę, z któregoojciec będzie mógł być dumny.146 Znieruchomiałem ze zgrzebłem w dłoni. Masz na myśli księcia Władczego, prawda?Moje pytanie go zaskoczyło. Co? Kiedy mówisz o darmozjadzie, który cały ranek spędza w łóżku a potem nie robinic innego, tylko się stroi i fryzuje, masz na myśli księcia Władczego.Brus otworzył usta, potem je zamknął.Jego zarumienione od wiatru policzki stałysię jeszcze czerwieńsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •