[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten, zdezorientowany, ponownie użył miotacza.Mimo że płomień był tym razem o wiele mniej jaskrawy, niż poprzednim razem, Simsa znów usłyszała w swej głowie krzyk konających stworów.Zass tymczasem wydawała okrzyki triumfu, z dziobem skierowanym ku skałom, jakby i ona pragnęła dostać się tam jak najszybciej.Żadne z monstrów nie osiągały takich rozmiarów jak Simsa czy Thom, a ich siłą była liczebność.Mężczyzna postanowił zniszczyć je ogniem.Jeszcze dwukrotnie wystrzelił w kierunku napastników i broń przestała działać, bowiem skończyła się amunicja.Thom stał przez chwilę zaskoczony, z bezużytecznym miotaczem, ale szybko wydobył zza pasa zapasowy cylinder i wprowadził go do rękojeści.Gdy znów uniósł miotacz, celując w jednego z największych stworów, Simsa jeszcze raz chwyciła go za rękę.W powietrzu unosił się pomruk, jaki zwykle zwiastował pojawianie się potęgi Starszej.Zass gwałtownie urwała swój skrzek i uniosła się wysoko w powietrze, krążąc ponad dwojgiem ludzi, znajdujących się na planecie.Zorsal wzbijał się coraz wyżej z każdym kolejnym kółkiem, jakie kręcił.To jednak nie on, lecz monstra wzbudziły zdziwienie dziewczyny, stwory i to, co trzymała we własnej ręce.Zaokrąglone rogi berła rzucały promienie światła, tak niepodobne do śmiercionośnych promieni z miotacza Thoma, jak poranna mgła niepodobna jest do pioruna.Promienie te okrążyły Simsę i Thoma, opasując ich, ogarniając tak, jak wcześniej mgła ogarniała latacz sterczący ze strumienia.Podświadomie dziewczyna zaczęła zastanawiać się, czy za chwilę nie zostanie uniesiona ku górze zupełnie niezależnie od swojej woli.Oczekiwała tego i była gotowa bez zwłoki poddać się siłom, które uniosą ją z tego niebezpiecznego miejsca.A więc, znów Starsza.A jednak jej żelazna moc nie porywała Simsy jak wiele razy przedtem.Być może promienie miały chronić ją i Thoma tylko w tym miejscu.Nie było czasu na długie zastanawianie się, dziewczyna wiedziała, że powinna wykorzystać to, czym w tej chwili dysponowała.Podeszła bliżej do mężczyzny, mimo wstrętu, jaką czuła wobec jego ciała.— Razem — wyszeptała.— Musimy być blisko siebie.To uwolni nas od nich.Twoja broń… — Spojrzała na miotacz i w tej samej chwili cienki, błękitny promień otoczył dłoń Thoma, która trzymała broń.Mężczyzna syknął z bólu.— Schowaj to — powiedziała.— Coś takiego nie podoba się siłom, które teraz nam pomagają.Mimo że wyraz zacięcia nie opuszczał jego twarzy, Thom posłusznie schował miotacz do kabury.Tymczasem wokół nich zaczęła zalegać mgła, z każdą chwilą gęstniejąca.Wkrótce wzrok Simsy i Thoma nie sięgał dalej niż na odległość ręki.Dziewczyna pomyślała o szczelinach i zawahała się, czy ich oślepienie nie spowoduje sytuacji gorszej niż przed pojawieniem się mgły.Jednak jej wahania zniknęły, gdy usłyszała wołanie Zass.W jednej chwili zrozumiała intencje Starszej.Ciemna mgła miała pomóc im dostać się tam gdzie chcieli.Krążąca wysoko Zass miała przez cały czas wskazywać im drogę.Usłyszawszy ponaglający skrzek zorsala, Simsa bez wahania pchnęła Thoma do przodu.Ruszyli na południe.Odniosła wrażenie, że zrozumiał, ponieważ nie opierał się, chociaż rękę trzymał na rękojeści miotacza.Oboje potykali się, ponieważ chód Thoma był bardzo niepewny.Gdy dziewczyna spróbowała go podeprzeć, odepchnął jej ramię, chociaż nie próbował uwolnić się od jej ręki, która trzymała pasek.Opatrunek na jego głowie zaczął przesiąkać krwią.W pewnej chwili Thom zamruczał coś pod nosem i długo mówił do siebie; Simsa nie zrozumiała ani jednego słowa.Pomyślała, że może mówi w języku swojego dzieciństwa i przez chwilę zastanawiała się, jak daleko zawędrował od świata, w którym się urodził.Posuwali się bardzo powoli.Pogrążona w myślach Simsa musiała niedosłyszeć jednego z ostrzegawczych okrzyków Zass, ponieważ w pewnej chwili oboje nieomal wpadli do zdradliwej szczeliny.Marsz przez skalistą planetę, za kurtyną z czarnej mgły, zdawał się nie mieć końca.Dwukrotnie zatrzymywali się by odpocząć.Zass lądowała wtedy na ramieniu dziewczyny i pocierała pyszczkiem o jej policzek, domagając się pieszczot.Podczas drugiego z postojów Simsa wyciągnęła w kierunku Thoma butelkę z wodą.Mimo że przy jego pasku znajdowało się mnóstwo kabur i pochewek, nic nie świadczyło o tym, by w którymkolwiek z nich znajdował się płyn.Zapewne wszystkie zapasy pozostały w lataczu i zatonęły w piasku razem z martwą pilotką.Thom łapczywie wypił kilkanaście łyków wody.Simsa uniosła rękę, gotowa protestować, odebrać od niego przynajmniej połowę zawartości naczynia.A jednak powstrzymała się.Thom sprawiał wrażenie nie w pełni świadomego tego, co dzieje się wokół niego, a w końcu w jej interesie leżało, by jak najszybciej doszedł do sił.Tkwienie w miejscu, pod osłoną mgły, było w tej chwili głupotą, w każdym momencie jakieś bystrzejsze żółte monstrum mogło ich zaatakować.Jedynym celem, jaki stawiała sobie Simsa, było w tej chwili dotarcie do doliny.Świadomie odrzucała myśl o tym, co będzie później.Uznała, że dopiero gdy nadejdzie właściwa chwila, będzie zastanawiała się nad kolejnym krokiem, kolejną decyzją.Dookoła było coraz ciemniej i dwukrotnie Thom potknął się tak mocno, że lądował na kolanach.Tylko instynkt samozachowawczy nakazywał mu przebierać nogami i iść do przodu.Dziewczyna nie miała wątpliwości, że nie jest on już świadomy jej obecności.Gdy dookoła nich było już tak ciemno, że trudno było odróżnić mgłę od ciemności nocy, zauważyła kilka kroków przed sobą skałę, wyłaniającą się z mroku.Puściła Thoma, jednak wciąż wsłuchiwała się w odgłos kroków.Jego podbite metalem podeszwy podczas chodzenia wydawały bardzo głośny dźwięk.Simsa podeszła do skały i oparła się o nią, wyczerpana, ciężko łapiąc powietrze.Rozpoznała ją, głownie dlatego, że skała bardzo przypominała ludzką głowę i stanowiła bardzo charakterystyczny punkt.Podobną głowę wyrzeźbiono kiedyś na jednej ze ścian Kuxortal, miasta, z którego Starsza przez długi czas nie mogła uciec.Simsa przyłożyła dłoń do kamienia.W drugiej wciąż trzymała berło, zaciskając na nim palce tak mocno, że zdrętwiały, lub zlały się w jedność z mocą w nim ukrytą.Zass zaskrzeczała w chwili, gdy wylądowała na skale.Simsa pogłaskała ją, w podziękowaniu za wysiłek, jaki włożyła w nakierowanie jej tutaj.Po chwili podszedł do nich Thom.Dziwne, ale po jego zmęczeniu nie było żadnego śladu, wszelkie objawy słabości zniknęły, jak ręką odjął.Głowę trzymał prosto, lekko wysuniętą do przodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •