[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Noc już prawie minęła, kiedy około czwartej Dhundia, Sitama i Barwani zostali nagle zbudzeni kilkoma strzałami.W chwilę później posterunki wpadły do grobowca, krzycząc:- Do broni!.Radżpuci!.- Żołnierze radży? - zawołał Dhundia, blednąc.- Ilu ich jest? - zapytał Barwani, który stracił wiele ze swego zwykłego spokoju.- Tego nie wiemy - odparł strażnik - ale z pewnością dużo.Widzieliśmy znaczną ilość koni.- Czy są daleko? - zapytał Sitama.- Zaledwie w odległości pół mili.- Uciekajmy - rzekł Dhundia.- Uciekać!.A dokąd? - zapytał Barwani.- Lepiej zostańmy tutaj, ukryci przed ich kulami.Na otwartym polu nie zdołamy im się oprzeć.- Spróbujmy sforsować przesmyk.- Dostaniemy się w dwa ognie.- A zostając tutaj, stracimy życie i Koh-i-Nura.Ach! Gdybym mógł przedostać się do Gondwany, a potem do mojego szczepu!- Co byś wtedy zrobił, sahibie? - zapytał Sitama.- Zwerbowałbym trzystu lub czterystu górali i wróciłbym tutaj.- Sądzę, że jeden lub dwóch sprytnych ludzi mogłoby się z pewnością niepostrzeżenie przedostać przez przesmyk.Chcesz spróbować, sahibie? zdołamy się bronić przez kilka dni.- A Koh-i-Nur?- Zostawiłbyś go tutaj, w naszym ręku.- Aby ci go zabrali?- Nie obawiaj się tego, sahibie, ponieważ w najgorszym razie kazałbym się zakopać żywcem razem z Górą Światła.Dhundia obrzucił fakira ponurym spojrzeniem.- Zdążę jeszcze? - zapytał.- Mam nadzieję.- Jeżeli uda mi się przekroczyć granicę, będę tutaj z góralami w przeciągu dwunastu lub piętnastu godzin.- A ja każę się zakopać żywcem, aby nam nie odebrano diamentu.- Gdzie? Chciałbym wiedzieć, zanim odejdę.- Przed wieżą wschodnią, pod tamaryndą, którą już zauważyłeś.- Przysięgasz mi, że się nie dasz schwytać?- Na Śiwę, mojego obrońcę.- Daj mi zaufanego człowieka, który by znał drogę.Sitama wybrał spośród swoich ludzi kuglarza tego samego wzrostu co Barwani, ale przeraźliwie chudego.- Przeprowadzisz sahiba przez przesmyk - rzekł do niego, wskazując Dhundię.- Od ciebie zależy ratunek nasz i zachowanie Góry Światła.- Przeprowadzę go tak, że załogi strażnic nie spostrzegą tego - odparł Indus.- Idźcie już, słyszę galopujących radżputów.- Czy zdołacie się bronić aż do mojego powrotu? - zapytał Dhundia.- Mam nadzieję - odparł Sitama.- I nie oddacie Koh-i-Nura?- Więcej wart od naszej wolności.- Zatem do zobaczenia.- Dhundia i kuglarz wsiedli na dwa najlepsze konie bandy i opuścili galopem grobowiec, poganiając jak szaleni rumaki.Usłyszano kilka strzałów, po czym tętent oddalił się w stronę doliny Senaru, cichnąc szybko.- Do broni! - krzyknął Barwani, nie słysząc już nic więcej.- Mury są grube i zdołamy długo się opierać.- A żywność? - rzekł Sitama.- Będziemy jedli konie.Oto radżuci, gotują się do osaczenia nas.Ach!.Do stu tysięcy węży!.- Co ci się stało, Barwani?- Przysiągłbym, że pomiędzy radżputami jest jakiś biały człowiek.- Niemożliwe!- Słyszałem, jak ktoś krzyknął po angielsku: ognia!- Czyżby to był biały myśliwy? - zapytał Sitama zdławionym głosem.- Jeżeli to on, jesteśmy zgubieni!W tej chwili huk strzałów rozległ się w ciemnościach i kilka kul świsnęło nad murami, które zostały zajęte przez zaklinaczy i kuglarzy.Barwani wydał ryk wściekłości.W błysku wybuchu ujrzał pomiędzy żołnierzami radży Toby’ego, Indriego i Bandharę.Oddawszy salwę, aby się upewnić, czy złodzieje Koh-i-Nura znajdują się w grobowcu rani, żołnierze rozproszyli się po nizinie, tworząc wielkie koło mające uniemożliwić obleganym ucieczkę.Kazali położyć się koniom wśród wysokich traw, by nie narażać ich zbytnio na strzały wrogów, po czym ukryli się za nimi, opierając karabiny o siodła.Na widok Toby’ego i Indriego, znajdujących się na czele jeźdźców, Sitama i Barwani zostali jak gdyby rażeni gromem.Dlaczego byli wolni? Przecież powinni być zamknięci w więzieniach Pannahu, oczekując śmierci z rąk kata radży! Dla dwóch łotrów było to tajemnicą absolutnie niewytłumaczalną.- To niemożliwe, żeby ich radża ułaskawił! - wykrzyknął Barwani.- A jednak ci jeźdźcy są żołnierzami Pannahu - odparł Sitama.- Znam ich zbyt dobrze, żeby się mylić.- Cóż więc stało się w domu?- Tego się chyba nie dowiemy nigdy, bo nie wyjdziemy stąd żywi.Toby i Indri nie oszczędzą nas.- Jestem również o tym przekonany.- A ucieczka będzie niemożliwa.Olbrzym zaklął.- Schwytani!.- krzyknął ochrypłym głosem.- Schwytani teraz, kiedy mamy Koh-i-Nura!.Nie mogę się z tym pogodzić!.- Koh-i-Nura nie dostaną.Każę się zakopać żywcem, zabierając ze sobą diament.Skoro ja zniknę, Toby i Indri będą sądzili, że udało mi się uciec z Górą Światła i może nie będą się mścili na was.Możesz im zresztą opowiedzieć, co ci przyjdzie do głowy.- Tak - rzekł olbrzym, ożywiając się.- Wyprowadzimy ich jeszcze w pole [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •