[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jego bratanek protestował, że ją złapali.Kardynał coś mu tam obiecywał. Głupie gadanie burknął czwarty. Który zaczyna? Ja.Szlachetne panie mają taką delikatną skórę.Chcę ją mieć świeżą i zdro-wą.Wtedy do Tiril dotarło, co te dranie mają na myśli. Nie! poprosiła cichutko. Nidhogg, nie pozwól!Jej niewidzialni przyjaciele byli najwyrazniej zaniepokojeni. My nie możemy nic zrobić szepnął Nidhogg. Tamtym razem, kiedyzłapaliśmy Mondsteina i von Kaltenhelma, Móri znajdował się w pobliżu, działa-liśmy w jego imieniu.Ty jesteś poza naszym zasięgiem, chociaż uwielbiamy ciętak samo jak jego.Uwielbiamy? Jakie dziwne i.jakie piękne określenie! A poza tym te potwory nie mogą nas widzieć szeptał Nidhogg alepoczekaj, ja pomyślę.147 Musisz myśleć szybko ponaglała Tiril w panice, bo pierwszy już sięzbliżał do furki.Rozdziawiał gębę w obrzydliwym uśmiechu i klęknął przy niej,żeby rozwiązać rzemienie krępujące jej nogi.Tiril kopnęła go z rozmachem. No, no, popatrzcie, ona kopie! zwrócił się do kamratów, zgromadzonychobok.Zmiali się paskudnie i pomagali mu rozwiązać jej ręce po to, by przywiązaćje do boków fury.Tiril broniła się jak szalona, ale miała przeciwko sobie czterechsilnych mężczyzn. Czy masz swoją runę duchów? zapytał Nidhogg. Nie, od dawna jej nie potrzebowałam.Owszem.Mam ją w kieszeni spód-nicy razem z wieloma innymi.Biła i kopała, szarpała się, żeby nie mogli jej związać.Tamci przeklinali ordy-narnie, gdy któregoś trafiła, ale opór rozwścieczał ich coraz bardziej i szczypaliją boleśnie. Czy możesz wyjąć runę? upewniał się Nidhogg. Postaraj się, żeby musieli jej dotknąć. Spróbuję.Wyrwała prawą rękę z tą desperacką siłą, jaką się miewa w sytuacji ostatecz-nego zagrożenia.Usiłowała odnalezć kieszeń spódnicy, a tymczasem drań przednią grzebał w spodniach, żeby wyjąć to coś, z czym ona za nic na świecie niechciała mieć do czynienia.Stojący przy wozie chwycili jej stopy i przywiązali jemocno do fury.Ten na furze powiedział do nich coś ordynarnego, rozerwał jejbieliznę i pochylił się, gotowy do akcji.W tym momencie Tiril odnalazła właściwą runę, poznała to po kształcie.Wyszarpnęła ją i przyłożyła gwałcicielowi do gardła.Ten spojrzał w górę i zo-baczył nad sobą rozwartą paszczę dzikiego zwierza z wyszczerzonymi kłami.Przerażony jęknął piskliwie i spojrzał jeszcze bardziej w górę, bo coś dostrzegłkątem oka.Siedziało tam najpotworniejsze stworzenie, jakie można zobaczyć chyba tyl-ko w koszmarnych snach.Wielkie kły trzymało tuż nad ramieniem Tiril, jakbychciało jej bronić.Gwałciciel wrzasnął i zeskoczył z wozu. Wiedzma! To wiedzma, nie widzicie tego?Nie, nie widzieli niczego, on zresztą też już nie. Co się z tobą dzieje, do diabła? złościł się inny. Daj mi spróbować,czy szlachcianki smakują inaczej!Wdrapał się na furkę, a już wcześniej ściągnął spodnie i buty, był gotowytak jak przed chwilą jego koleżka.Obrzydliwy smród przepoconych nóg uderzyłw nozdrza Tiril.Poza tym wiele wskazywało na to, że opryszek ma świerzb.Pierwszy ze strażników odszedł daleko od fury, bo czuł się okropnie.Niechciał nawet patrzeć w tamtą stronę.148Tiril miała kłopoty, żeby i drugiego dotknąć runą, bo ten uklęknął przed nią,a dwaj wciąż stojący przy furce próbowali przywiązać jej prawą rękę.Już czułaskórę gwałciciela na swojej, wyczuwała jego twardy członek i krzyczała przera-żona, aż w końcu udało jej się wyrwać rękę i dotknąć jego nadgarstka.W tej samej sekundzie człowiek wrzasnął śmiertelnie przestraszony, dziko wy-trzeszczone oczy o mało nie wyszły mu z orbit, w popłochu zeskoczył z wozu.Tiril zdołała też przysunąć runę do tego, który starał się przywiązać jej rękę.Ten spojrzał gdzieś w bok i zawył jak ugodzony ostrym żelazem. On mówił prawdę, to wiedzma! Zastrzelcie ją! Zastrzelcie! Nie mamy do tego prawa powiedział czwarty, który jeszcze niczego niewidział. Jeśli nie dostarczymy jej żywej do zamku w Pirenejach, to wszyscyjak jeden damy za to głowy.Wracajcie, tchórze! Nie widzę, żeby było w niej cośnadzwyczajnego.Tamci trzej podchodzili do wozu z ociąganiem, a ich podobne do siebie opo-wiadania przestraszyły czwartego, który zrezygnował z gwałtu. Dzięki wam, moi przyjaciele szepnęła Tiril, a w zamian otrzymała deli-katny uścisk od podobnego do wilka zwierzęcia.Pireneje.Te cudowne, przesycone słońcem lasy, drogi wijące się w górę pozboczach.Tiril nie widziała nic prócz nieba i koron drzew, ale teraz domyślałasię, że podróż wkrótce dobiegnie końca, a nic nie mogło być od niej gorsze.Maleńka wioska z domkami o porośniętych mchem dachach, które niegdyśbyły czerwone.Ponad wsią górował zamek, niezbyt wielki, lecz o niezwykle wy-sokiej wieży, najbardziej ze wszystkiego przypominającej więzienie dla czarow-nic i miejsce, w którym straszą upiory z dawno minionych czasów.Mam nadzieję, że ja nie będę zamknięta w tej wieży, myślała.Bo umarłabymze strachu, że wieża załamie się i runie wraz ze mną.Albo nie będę mogła zoba-czyć kątów, bo są zasnute gęstą pajęczyną.Nie została osadzona w wieży.Wprost przeciwnie, znalazła się w piwnicy.W lochu, w którym dręczono wielu przed nią, sądząc po ilości żelaznych kajdanw ścianach.Tiril nie została przykuta, zresztą kajdany chyba już przerdzewiały,ale też nie potraktowano jej łagodnie.W lochu nie było okienka, widocznie znaj-dował się bardzo głęboko.Ciemno i wilgoć, to jedyne, co do niej docierało. Nidhogg? Jesteście przy mnie? Jesteśmy, nie martw się usłyszała w odpowiedzi. Jak długo będą mnie tu trzymać? Z pewnością do przesłuchania. A jeśli nie będę odpowiadać? Czy myślisz, że zostanę poddana torturom? Tego nie można wykluczyć.Znajdujemy się w kraju, w którym tortury sąsprawą zwyczajną.149Tiril westchnęła. Myślisz, że jest jeszcze dla mnie jakaś nadzieja? Oczywiście! Musisz tylko wytrzymać kilka dni, a pewno i dla ciebie za-świeci słońce. Bądz przy mnie szepnęła.Wtedy usłyszała stukanie w ścianę.Podeszła tam po lodowato zimnej podło-dze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]