[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ByÅ‚ to profesor surowy, wymagajÄ…cy; dobrzewykÅ‚adaÅ‚, mówiono o nim, że omal nie zostaÅ‚ profesorem uniwersytetu; imponowaÅ‚ nam przytym nienagannym strojem, zawsze czystym koÅ‚nierzykiem i niewzruszonÄ… flegmÄ….W istocie miaÅ‚siÄ™ habilitować, ale utrÄ…cono go, zdaje siÄ™, z przyczyn politycznych.ByÅ‚a to nie zagojona rana;swoje nauczycielstwo gimnazjalne traktowaÅ‚ zawsze z pobÅ‚ażliwym lekceważeniem, a żądzaodwetu trawiÅ‚a mu serce.Parlament, WiedeÅ„ to dla ówczesnego bakaÅ‚arza byÅ‚a kariera takzawrotna, że dziÅ› na próżno szukam dla niej porównania.KandydowaÅ‚ raz, przepadÅ‚; coÅ› tam90potem rozwiÄ…zano czy też ktoÅ› umarÅ‚, dość, że byÅ‚y nowe wybory: przeszedÅ‚.Cóż za ewenementw szkole! ByÅ‚ wÅ‚aÅ›nie naszym gospodarzem klasy ; jak nie obejść podobnej okazji! PadÅ‚o sÅ‚owofakelcug! ByÅ‚a to w owym czasie najwyższa skala owacji: orszak z pochodniami.KupowaÅ‚o siÄ™smolne Å‚uczywa, a wystarczaÅ‚o oczywiÅ›cie wyjść z nimi na ulicÄ™, tÅ‚umy byÅ‚y pewne.Po drodzechciano zrobić kociÄ… muzykÄ™ pod mieszkaniem kontrkandydata, ale nikt nie wiedziaÅ‚, gdziemieszka; ja wiedziaÅ‚em, bo to byÅ‚ przyjaciel mego ojca i czÄ™sto bywaÅ‚ u nas w domu.PoprowadziÅ‚em tÅ‚umy: cóż za rozkosz choć przez chwilÄ™ być tak ważnÄ… figurÄ…! PotemznalezliÅ›my siÄ™ pod domem, gdzie mieszkaÅ‚ August SokoÅ‚owski.SÅ‚yszÄ…c okrzyki, wiwaty, ukazaÅ‚siÄ™ w oknie, w otoczeniu politycznych przyjaciół oÅ›wiecajÄ…cych go lampami.PodziÄ™kowaÅ‚ namgestem i wygÅ‚osiÅ‚ mowÄ™ politycznÄ…, w której przyrzekÅ‚ nam, że wstÄ…pi do KoÅ‚a Polskiego, ale żeobierze to byÅ‚y jego sÅ‚owa wdziÄ™cznÄ… drogÄ™ opozycji.Przy moim niewyrobieniupolitycznym nie mogÅ‚em zrozumieć, skÄ…d on wie, że bÄ™dzie oponowaÅ‚, kiedy nie wie jeszcze, cotamci bÄ™dÄ… gadali.Ale fakelcug udaÅ‚ siÄ™ Å›wietnie, z nieodzownym zakoÅ„czeniem: jedni poszli naKazimierz bić %7Å‚ydów , nie wiadomo za co, bo %7Å‚ydzi jak jeden mąż oddali gÅ‚osy za szczeÅ‚ymdemokÅ‚atÄ… (nie wymawiaÅ‚ r) Augustem SokoÅ‚owskim; a inni poszli do domu publicznego.ByÅ‚em zbyt mÅ‚ody i zbyt nieÅ›miaÅ‚y, aby im towarzyszyć.To byÅ‚y sielankowe czasy parlamentaryzmu w Krakowie.Potem nagle przyszedÅ‚ socjalizm,pÅ‚omienny DaszyÅ„ski, i owa osÅ‚awiona piÄ…ta kuria majÄ…ca oszukać gniew ludu; jeszcze potempowszechne gÅ‚osowanie.Technika wyborów siÄ™ zmieniÅ‚a.Może to i szkoda.Za maÅ‚o robi siÄ™ dladzieci.91PIERWSZA WÓDKANie wiem, czy to jest przeczucie, że mam umrzeć mÅ‚odo, ale czujÄ™ wzmożonÄ… potrzebÄ™udzielania siÄ™ publicznoÅ›ci.Misterium Å›mierci i życia.Jest coÅ› seksualnego w tej żądzyoddawania siÄ™ najwiÄ™kszÄ… powierzchniÄ…, w tej kombinacji wstydliwoÅ›ci i bezwstydu.Corazczęściej oblega mnie przeszÅ‚ość, przeżywam jÄ… jak gdyby na nowo.To jest wÅ‚ aÅ›ci wi eprzeszÅ‚ość.muszÄ™ siÄ™ przyznać, że ja w ogóle nie bardzo wierzÄ™ w rzeczywistość Å›wiata.PrzeszÅ‚ość, terazniejszość.używam tych słów przez rutynÄ™, ale naprawdÄ™ sÄ… dla mniepozbawione sensu. Fiume , jak mówi wielki Dymsza.Sen! Kartezjuszowe myÅ›lÄ™, wiÄ™c jestem przerobiÅ‚bym na Å›niÄ™ wiÄ™c jestem.MyÅ›l to jest tylko wzmocnione marzenie, coÅ› jakwiÅ›niówka wzmocniona rumem.Czemu wiÅ›niówka i czemu rumem? Bo wÅ‚aÅ›nie tam zawiodÅ‚y mnie dziÅ› wspomnienia: Mojapierwsza wódka brzmi tytuÅ‚.ByÅ‚em wtedy dzieckiem dwunastoletnim, trzecioklasistÄ….ByÅ‚em naogół grzecznym chÅ‚opcem, dość surowo chowanym, uczyÅ‚em siÄ™ dobrze.Ale miaÅ‚em jednÄ…wÅ‚aÅ›ciwość, która mi zostaÅ‚a: byÅ‚em bÅ‚azen.MuszÄ™ powiedzieć, że cieszyÅ‚em siÄ™ u profesorówdużą bezkarnoÅ›ciÄ…, podobnÄ… tej, jakiej zażywaÅ‚y bÅ‚azny na dworach królów: musi ta instytucjatkwić w potrzebach czÅ‚owieka, jako ludzka korektura dogmatu, wÅ‚adzy.Czasem przebraÅ‚emmiarÄ™, wówczas spadaÅ‚y na mnie represje w formie mniej lub wiÄ™cej dotkliwej.Jednego razugospodarz klasy, nie mogÄ…c sobie dać ze mnÄ… rady, przeniósÅ‚ mnie za karÄ™ do ostatniej Å‚awki.OBoże! to byÅ‚o tak, jakby p.MirÄ™ ZimiÅ„skÄ… za nieostrożnÄ… jazdÄ™ automobilem wsadzić dokryminaÅ‚u z podpalaczami i gwaÅ‚cicielami.Aadnie by jÄ… poprawili! Ta ostatnia Å‚awka byÅ‚azamieszkaÅ‚a przez recydywistów, chciaÅ‚em powiedzieć repetentów, chÅ‚opów niemal pod wÄ…sem,których baÅ‚ siÄ™ niejeden mÅ‚odszy profesor.Z pewnym niepokojem zajÄ…Å‚em miejsce w tej Å‚awce, owiele za wysokiej dla mnie, tak że nogi dyndaÅ‚y mi w powietrzu.ObserwowaÅ‚em spod oka moichsÄ…siadów, bojÄ…c siÄ™ tak strasznych nieraz w szkole przeÅ›ladowaÅ„.Gdzież tam, przyjÄ™li malcaserdecznie, staÅ‚em siÄ™ ich ulubieÅ„cem.Szeroko otwieraÅ‚em oczy siedzÄ…c w tej Å‚awce; byÅ‚ to dlamnie Å›wiat z bajki; dziaÅ‚y siÄ™ tam rzeczy, o których bym nawet nie przypuÅ›ciÅ‚, że istniejÄ….ByÅ‚ tojeszcze system Å‚awek na caÅ‚Ä… szerokość klasy, ostatnia Å‚awka byÅ‚a zatem niedostÄ™pna, nawetwzrok profesora nie bardzo mógÅ‚ tam siÄ™gnąć.Co siÄ™ tam dziaÅ‚o! Na godzinie religii i polskiego,a czÄ™sto i na innych, draby rżnęły w karty, w scyzoryk, organizowali biuro loterii, aby wyÅ‚udzaćpieniÄ…dze z naiwnych.Jeden byÅ‚ w pozaszkolnych godzinach pomocnikiem klakiera, przynosiÅ‚ o zgrozo! fotografie aktorek, handlowaÅ‚ kontramarkami na galeriÄ™ po parÄ™ groszy.O dziwkachmówili tak jak sam Antoni Beaupré za swoich dobrych czasów.Dla mnie, naiwnego wówczas jaknowonarodzone dziecko, byÅ‚y to, powtarzam, nowe Å›wiaty.GarnÄ…Å‚em siÄ™ też do tychpatriarchów, robiÅ‚em im zadania, podpowiadaÅ‚em im jak rutynowany sufler, za co odwdziÄ™czalimi siÄ™, jak umieli, dzielÄ…c siÄ™ ze mnÄ… doÅ›wiadczeniem.ByÅ‚em jak ów ptaszek nie pamiÄ™tamnazwiska który mieszka w paszczy krokodyla i wykaÅ‚a mu zÄ™by.Idealna symbioza.Po jakimÅ› czasie profesor, widzÄ…c tÄ™ komitywÄ™, nabraÅ‚ wÄ…tpliwoÅ›ci co do celowoÅ›ci swojejmetody pedagogicznej: przesadziÅ‚ mnie z powrotem do pierwszej Å‚awki.Ale wÄ™zÅ‚y byÅ‚yzadzierzgniÄ™te, już zasmakowaÅ‚em w tym wytrawnym towarzystwie, już mi siÄ™ wydawaÅ‚y mdÅ‚e92zabawy malców.Na pauzie skÅ‚adaÅ‚em tam wizyty, na godzinach pobÅ‚ażliwych lubroztargnionych profesorów udawaÅ‚em, że nie wiem o zmianie, i wracaÅ‚em do ostatniej Å‚awy.Jednego dnia draby umówiÅ‚y siÄ™ ze mnÄ… na wieczór poza szkoÅ‚Ä….PamiÄ™tam ten wieczór jak przez mgÅ‚Ä™.Bo w istocie byÅ‚a to pózna jesieÅ„ czy zima mgÅ‚abyÅ‚a tak gÄ™sta, że można by jÄ…, jak to mówiÄ…, jak ser krajać.Kraków miewa londyÅ„skie mgÅ‚y,zwÅ‚aszcza wówczas, gdy byÅ‚ fatalnie oÅ›wiecony naftÄ….DreptaÅ‚em przy moich kompanach po liniiA B, przeszliÅ›my jÄ… kilka razy, zaglÄ…dajÄ…c, jak każe obyczaj, w oczy szwaczkom, wreszcieskrÄ™ciliÅ›my w ulicÄ™ SzpitalnÄ….Towarzysze moi zatrzymali siÄ™ przed sklepem, koÅ‚o któregoprzechodziÅ‚em nieraz, ale nigdy mi nie przyszÅ‚o na myÅ›l, że tam siÄ™ wchodzi.Na szyldzie widniaÅ‚napis: E.Bochnak, handel wódek i rosolisów. Co to jest rosolis, do dziÅ› dnia nie wiedziaÅ‚em;zaglÄ…dam w tej chwili do sÅ‚ownika Arcta; pisze, że sÅ‚odka wódka pachnÄ…ca.W takim raziemusiaÅ‚y tam rosolisy mieć stosunkowo sÅ‚abszy odbyt, bo bardzo tam nie pachniaÅ‚o.ByÅ‚ to szynkpodrzÄ™dnej klasy, dorożkarski, z blaszanÄ… ladÄ…, z wyziewami spirytusu.Nie bez bicia sercaznalazÅ‚em siÄ™ w tej mordowni, gdzie twarze wydaÅ‚y mi siÄ™ straszne.Nie wiedziaÅ‚em jeszcze, żepijacy to dobrzy ludzie.Czy zresztÄ… pijacy? Z pewnoÅ›ciÄ… byÅ‚ tam ten i ów pracowity ojciecrodziny, który wszedÅ‚ po prostu na kieliszek dla rozgrzewki, ale wyglÄ…daÅ‚o to groznie, zwÅ‚aszczaoglÄ…dane nieÅ›miaÅ‚ymi oczyma dziecka.WÅ‚aÅ›nie jakiÅ› dorożkarz w bundzie komenderowaÅ‚: Ociec z matkÄ…. Naleli mu z dwóch flaszek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]