[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy w końcu wyszedł, w głowie kołatała mu jedna myśl: “Karamazow musi umrzeć!”ROZDZIAŁ XVI- Towarzyszu generale!Warakow otworzył oczy.Posłyszał strzały, głośniejsze i coraz bliższe.Wyjrzał przez okno.- Co się dzieje? - zapytał, choć właściwie wiedział.Ludzie, którzy przeżyli w piwnicach i schronach, teraz zabijali rosyjskich żołnierzy i rzucali granaty na sowieckie pojazdy.Walczyli o wolność.Nagle usłyszał brzęk tłuczonej butelki i, zaraz potem, huk eksplozji.- Wydostań nas stąd, Leon, a dostaniesz dwa tygodnie urlopu w Moskwie i list polecający do burdelu, który prowadzi moja znajoma - powiedział Warakow.Leon był najlepszym kierowcą, jakiego kiedykolwiek miał i wierzył, że przejadą bezpiecznie.Warakow wyjął pistolet z kieszeni płaszcza, odkręcił boczną szybę i wystrzelił na ulicę.Zobaczył jakieś biegnące postaci, ich cienie ogromniały w blasku płomieni - paliła się przewrócona sowiecka ciężarówka.Omal nie wypuścił z rąk pistoletu, gdyż Leon, nagle, ostro zawrócił i zwiększył szybkość.Jechali droga wjazdową na autostradę.- Jedziemy w złym kierunku, towarzyszu generale.- Nie szkodzi, Leon, bylebyśmy wyszli z tego cało.- Niech pan się pochyli! - zawołał szofer i Warakow posłusznie usadowił się na podłodze samochodu.Cegły i kamienie uderzały w maskę pojazdu.Leciały z góry, z wiaduktu dla pieszych.Szyba rozprysła się, samochód zaś przechylił na bok.Warakow klęczał wciśnięty pomiędzy oparciem a tylnym siedzeniem.Wóz zaczął jechać nierówno i po chwili zatrzymał się.Z pistoletem w ręku Warakow podniósł się z kolan i próbował otworzyć drzwi od strony kierowcy.Jakiś człowiek uciekał kładką dla pieszych.Warakow spojrzał na Leona.Twarz chłopca była zakrwawiona, głęboko rozcięta przez szybę, jedno oko wypłynęło.Wyglądało to tak, jakby jego głowa eksplodowała.Przymknął oczy i zapytał sam siebie:- Jeżeli ci wszyscy głupcy tak wierzą w ciebie, Boże, to dlaczego tak się musiało stać?Wyszedł na drogę i ruszył w kierunku nadjeżdżającego wozu policyjnego.ROZDZIAŁ XVIIRourke skierował motocykl na autostradę, chociaż podróżowanie głównymi drogami było niebezpieczne.Rosjanie mogli je patrolować.Zimny wiatr smagał mu twarz - temperatura znowu zaczynała się zmieniać.Drżał z zimna w krótkiej, skórzanej kurtce.Zatrzymał motor, by sprawdzić, czy działa migacz.Od czasu gdy wyjechał ze swojej kryjówki, widział wiele śladów pojazdów na drogach.Przypuszczał, że pozostawili je bandyci.Zapalił cygaro.Niebiesko-żółty płomień zapalniczki zamigotał na wietrze.Rourke powiedział Paulowi, że wróci najpóźniej za cztery dni.Ale doświadczenie nauczyło go, żeby być przygotowanym na dłużej.Plecak przymocowany do bagażnika Harleya był załadowany żywnością, lekami i odzieżą.Przez ramię przewiesił chlebak z zapasową amunicją i paroma paczkami owoców w proszku.Na drugim ramieniu wisiała lornetka w skórzanym futerale.Poniżej, przy pasie, colt Government MK - seria 70, a dwa pistolety Detonics tkwiły pod ramionami.Pas z bronią, wokół talii, zawierał również zapasowe magazynki do colta i pistoletów.Po lewej stronie pasa wisiał bagnet.Nagle dostrzegł jakiś dym, kłębiący się paręset metrów dalej, na drodze dojazdowej do autostrady.Zbliżył się tam, zatrzymał motor i zgasił go.To płonęła stacja benzynowa i parę zepsutych samochodów.“Niezadowolony klient!” - pomyślał Rourke, uśmiechając się.Zsiadł z motoru, wyjął colta CAR-15, odbezpieczył go, pięść zacisnął na jego rękojeści.Zauważył coś w rozbitym, czterodrzwiowym samochodzie, tuż przy płonącym budynku stacji.Podszedł wolno, przygryzając w zębach cygaro.Zajrzał.Był to rozkładający się, objedzony ludzki szkielet.Górna część czaszki była rozłupana od uderzenia ciężkim, ostrym przedmiotem.Kim mógł być ten człowiek?Zza samochodu wybiegła wataha psów.Podobne trochę do owczarków alzackich, z wywieszonymi jęzorami, zdziczałe, wściekłe psy.John zagryzł wargi.Zastanawiał się, jak zabić te bestie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]