[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To jest żrące.Jak kwas - ostrzegł.- Nie dotykajcie tego.- Co teraz? - Ross kopnął nogą piach na plamę i patrzył, jak ziarenka rozpuszczają się w ciemnej kałuży.- Możemy dociągnąć rurę do statku i mieć nadzieję, że dostatecznie dużo paliwa pozostanie w środku - odpowiedział bezbarwnym głosem Ashe.- Nie sądzę, żeby udało nam się naprawić ten wąż.Zabrali się znów do holowania, starając się nie patrzeć za siebie ani nie myśleć o wyciekającym paliwie.W końcu dowlekli końcówkę węża do statku.Renfry, przyciskając poparzoną rękę do piersi, wszedł pod kadłub i jęcząc z bólu, doczepił łeb węża do otworu paliwowego.- Napełnia się? - Ross zadał nurtujące wszystkich pytanie.Renfry, jakby obawiał się odpowiedzi, położył zdrową dłoń na łuskowatej rurze i trzymał jaw tej pozycji przez długą chwilę.- Tak - rzekł wreszcie.Nie mieli pojęcia, ile paliwa potrzebuje statek, ani czy w porcie jest go dostateczna ilość.Mokra plama wzdłuż węża powiększała się z każdą chwilą.Renfry nie odrywał dłoni od rury, kiwając do nich od czasu do czasu, że płyn wciąż napływa.Rozległ się odgłos przypominający niewielką eksplozję.Głowa węża odpadła od otworu w statku i zwiotczała rura upadła na ziemię.Renfry, pomagając sobie czymś w rodzaju młotka, wsunął wieko na miejsce i nasunął na nie ochronną przykrywę.Kiedy usłyszał satysfakcjonujące kliknięcie, wynurzył się spod brzucha kosmolotu.- Na tym koniec.Mamy już to, czego potrzebowaliśmy.- Wystarczy? - zapytał Travis, choć wiedział, że pozostali, podobnie jak on, nie znają odpowiedzi.Wspięli się na górę po drabinie i porozchodzili do swoich kabin.Zrobili już, co mogli - teraz ich przyszłość zależała od szczęścia.Travis ocknął się z drzemki.Wibracja w ścianach - znowu startują! Ale czy dolecą do ojczystej planety? Może statek zabierze ich po prostu w przestrzeń kosmiczną, gdzie będą skazani na wieczne dryfowanie?Śnił o czerwonych urwiskach, szałwi i świerkach, o śpiewie małych ptaków w kanionie.Śnił o dotyku pustynnego wiatru i napiętych mięśniach końskiego grzbietu między nogami - o świecie, który istniał, zanim ludzkość pomyślała o lotach w kosmos.Był to dobry sen, tak dobry, że nawet gdy rozpłynął się jak mgła, Travis leżał nieruchomo z zamkniętymi oczami, próbując wysiłkiem woli przywołać go raz jeszcze.Miał jednak w nozdrzach sterylny zapach statku i dawna, klaustrofobiczna niechęć do tego pojazdu odżyła w nim z zapomnianą siłą.Z trudem otworzył oczy.- Wciąż lecimy.- Ross usiadł na przeciwległej koi, mrużąc oczy w błękitnym świetle.Złożył dłonie, splatając zarówno zdrowe, jak i okaleczone palce.Roześmiał się na ten widok.- Zupa czeka - dodał.Tego dnia policzyli puszki z jedzeniem.Zawartość kilku pojemników trzeba było teraz podzielić na porcje.Ashe odmierzał racje, które musiały utrzymać ich przy życiu do następnego okresu przebudzenia.- Wystarczy, jeśli będziemy oszczędzać siły, a podróż potrwa dokładnie tyle samo co w tamtą stronę.Jak najwięcej czasu spędzajcie na kojach - im mniej spalicie energii, tym lepiej.Człowiek nie może ciągle spać.Mimo usilnych starań sen w końcu uciekał i mogli tylko leżeć nieruchomo, wpatrując się w sufit, podczas gdy długie minuty przeciągały się w godziny.- Tak sobie myślę - odezwał się nagle Ross do Travisa - że kiedy dolecimy, powinniśmy się pojawić na ekranach radarów jeszcze przed lądowaniem.A jakiś bystry koleś może posłać nam rakietę, tak tylko, żeby nie wyjść z wprawy.Przecież nie ma możliwości, aby ich poinformować, że jesteśmy tylko kosmicznymi wędrowcami, którzy wracają do domu.- Jesteśmy uzbrojeni.- Travis zastanowił się, w jaką broń był wyposażony ten statek.Rząd ich kraju, inne rządy, mogły powitać nie zidentyfikowany pojazd licznymi nieprzyjemnymi niespodziankami.- I co z tego.- Ross wyglądał na rozdrażnionego.- Nie wydaje mi się, żebyśmy tymi działkami mogli rozwalić rakietę Nike Cztery wraz ze wszystkimi jej kuzynami.Nawet nie wiemy, jak celować tym świństwem!Statek wyszedł z hiperprzestrzeni.Mężczyźni, choć wciąż osłabieni, powlekli się do kabiny nawigacyjnej, aby obserwować, jak naznaczona zielonymi plamami piłka coraz bardziej wypełnia ekran.Travis drżał, czując podobne mdłości, jak podczas testowania jedzenia.Czy ta zielona planeta to ich rodzinny dom? Czy to rzeczywisty obraz, czy tylko miraż, który wszyscy widzieli, ponieważ bardzo chcieli go ujrzeć? Dokładnie tak jak z magiczną ramką obcych, która mogła odtwarzać ukochane miejsca każdego człowieka, aby osłodzić przedłużającą się samotność?Teraz jednak znajome zarysy kontynentów znacznie się wyostrzyły.Ross pochylił głowę i skrył twarz w dłoniach.Ashe wypowiadał powoli słowa, w których Travis rozpoznał dziękczynną modlitwę.Ręce Renfry'ego biegały w tę i z powrotem po pulpicie sterowniczym, pieszcząc delikatnie poszczególne klawisze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]