[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie będziesz tylko ciałem wykonującym nasze rozkazy i będziesz żył - z naciskiem podkreślił Kolderczyk.Simon zapytał: - Czy muszę już teraz dokonać wyboru? Kolderski oficer nie odpowiedział od razu.Znów miał całkowicie obojętny wyraz twarzy, lecz w jego głosie Simon uchwycił słaby odcień - groźby, niepewności - a może i jednego, i drugiego.- Nie, jeszcze nie.Kolderczyk nie uczynił żadnego dostrzegalnego gestu czy znaku, lecz władająca ciałem Simona obca wola wyprowadziła go teraz z pokoju.Za drzwiami nie czekali strażnicy - nie byli już potrzebni.Simon nie mógł w żaden sposób uciec i wciąż bał się, że może zostać uduszony.Za każdym razem, kiedy pomyślał o groźbie Kolderczyka, głęboko wciągał powietrze do płuc.Znów szedł tym samym korytarzem do windy.Jechał do góry - otwarte drzwi, rozkaz wejścia, inny korytarz i inne drzwi.Simon wkroczył do pokoju i w jednej chwili odzyskał swobodę ruchów.Odwrócił się szybko, lecz drzwi były już zamknięte.Nie potrzebował nawet sprawdzać, gdyż wiedział, że i tak nie zdoła ich otworzyć.Pokój nie był oświetlony jarzeniówkami.Przez dwa wąskie jak szczeliny okna wpadało do środka szare światło pochmurnego dnia.Simon wyjrzał przez najbliższe okno.Znajdował się na pewnej wysokości nad skalistym brzegiem, opadającym stromo ku morzu.Na ile mógł się zorientować, budynek głównej bazy Kolderu przypominał Yle.Okna były zbyt wąskie, aby ktokolwiek mógł się przez nie przedostać.Gdyby nawet to się komu udało, nie istniała żadna możliwość ucieczki poza samobójczym skokiem na zalewane morskimi falami skały.Podszedł do drugiego okna.Znów nagie skały, bez śladów roślinności, wyżłobione przez wiatr i wodę na kształt pionowych wieżyczek, poziomych płyt, wycięte w wąwozy i uskoki o stromych zboczach.Simon dotąd nie widział bardziej ponurego, stworzonego przez naturę zakątka.Dostrzegł jakiś ruch w oddali.Wcisnął się w okienną szczelinę, aby zobaczyć, co mogło się poruszać na tym bezludnym pustkowiu.Jakaś maszyna, podobna do ciężarowych samochodów z jego świata, na gąsienicach zamiast kół, pełzła nie wolno, nie szybciej od żwawego piechura wśród poszarpanych skał.W twardym gruncie pozostały liczne ślady gąsienic.Nie pierwsza to kolderska ciężarówka, która przemierzała tę trasę, lub nie pierwsza wyprawa tejże na trasie.Ciężarówka była wyładowana po brzegi.Czterech mężczyzn trzymało się kurczowo przymocowanych rzemieniami ładunków.Strzępy łachmanów, jakie mieli na sobie, świadczyły o tym, że byli to “opętani".Maszyna trzęsła się i kołysała tak gwałtownie, że czwórka kolderskich niewolników trzymała się ładunków rękami i nogami.Simon obserwował pełznącą wolno ciężarówkę, dopóki nie zniknęła wśród skał.Dopiero wtedy odwrócił się i począł systematycznie badać nową celę więzienną: szare ściany o metalicznym połysku, wysuwane łóżko pokryte piankową substancją i długi rząd ukrytych w ścianie szafek.Zdołał otworzyć tylko dwie.Jedne drzwiczki kryły opuszczany stół, drugie - urządzenia sanitarne, takie same jak w łodzi podwodnej.Resztą szafek pozostała zamknięta.“W takim pokoju jego lokator musiał się czuć wielce znudzony" - pomyślał Simon.Zresztą może właśnie ta monotonia była rezultatem starannych przemyśleń.Miał pewność co do jednego: to była główna baza Kolderczyków.Prawdopodobnie obserwowali go w jakiś sposób.Może uwolnili go spod kontroli tylko po to, aby zobaczyć, jak wykorzysta swobodę ruchów? Czy mogli dowiedzieć się o istnieniu telepatycznej więzi? Czy mógł być przynętą w pułapce, do której chcieli zwabić Jaelithe?Simon pomyślał, że w zaistniałej sytuacji Kolderczycy daliby wiele, aby dostać w swoje ręce jedną z czarownic z Estcarpu.I gdyby wszystko, co go spotkało od momentu przebudzenia w kraju Torańczyków i odnalezienia Jaelithe, mogło być rezultatem ich machinacji! Nie wiedział, czy to przypuszczenie było prawdziwe, czy zupełnie nieprawdopodobne.A przecież Kolderczycy byli zależni od swoich maszyn.Udawali, że lekceważą moc czarownic z Estcarpu.Czy mogli w jakiś sposób wykryć telepatyczną więź łączącą Simona, Jaelithe i Loyse? Gdyby teraz skontaktował się z Jaelithe.postąpi dobrze czy źle? Czy będzie to zdrada, czy meldunek o sytuacji? Obiecał przecież, że zawiadomi ją, kiedy dotrze do bazy Kolderu i przekaże informacje, które umożliwią atak siłom zbrojnym Estcarpu.Ale ile czasu zajęłoby sprowadzenie floty wojennej do tego odległego zakątka? I co mogły zdziałać strzały, miecze, a nawet moc czarodziejska przeciwko druzgocącej przewadze technicznej Kolderu? Przecież wrogowie mogli zgromadzić w głównej bazie taką broń, jakiej nie było ani na Gormie, ani w Yle! Jak powinien postąpić: wezwać Jaelithe czy milczeć?Znów zobaczył ruch na wijącej się wśród skał drodze.Pełzła tam w kierunku bazy pusta ciężarówka.Ta sama co przedtem czy inna?Wezwać Jaelithe czy milczeć?Simon nie mógł już dłużej odsuwać chwili podjęcia decyzji, usprawiedliwiając przed sobą tę zwłokę bezcelową obserwacją pustkowia wokół kolderskiej bazy.Położył się na łóżku i zamknął oczy.Teraz wszystko zależało od szczęśliwego przypadku.Jeśli wezwanie Jaelithe nie było zdradą, nie mógł dłużej zwlekać.BROŃ CZAROWNICYJaelithe już kilkakrotnie podróżowała sulkarskimi statkami, lecz nigdy nie wypłynęła aż na pełne morze.Ogrom oceanu podrywał jej wiarę we własne siły w sposób, jakiego dotychczas nie zaznała, na duchu podtrzymywała jedynie świadomość, że nie opuściła jej moc czarodziejska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]