[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Te oczy, coraz większe i większe, zdawały się wypełniać całe pomieszczenie, Simon po prostu w nie wpadał.I nagle nie było już oczu, tylko dziwne, trochę zamglone okno na inny świat, może na inny czas.Między filarami ukazała się grupa ubranych na szaro mężczyzn, jadących w nie znanych Simo­nowi pojazdach.Strzelali za siebie, była to niewątpliwie resztka jakiegoś rozbitego pośpiesznie uciekającego oddziału.Walczyli w wąskim szyku, a Simon walczył wraz z nimi, wraz z nimi odczuwał desperację i zimną wściekłość, nie wyobra­żał sobie, że w ogóle mogą istnieć uczucia tak targające umysł i serce.Brama - kiedy raz znajdą się za bramą, wtedy będą mieli czas, czas na odbudowę, czas na to, by stać się tym, kim chcieli i mogli być.Strzaskane imperium i zrujnowany świat pozostawały za nimi, przed nimi był nowy świat do wzięcia.Otoczonych uciekinierów rozproszono.Widział już tylko jedną pobladłą twarz z czerwoną plamą w miejscu, gdzie wylądował jego pierwszy cios.Otaczał ich obu smród spalo­nego materiału i zwęglonego ciała.Jak długo trwała wizja owej doliny - nie mogło to być więcej niż sekundę! Simon ciągle jeszcze walczył, dociskając rękę mężczyzny do krzesła, tak by złamać mu przegub.Wreszcie dwukrotnie uderzył dłonią tamtego o oparcie krzesła, palce rozluźniły się i parowy pistolet wypadł na podłogę.Po raz pierwszy od tamtego krzyku Kolderczyk wydał dźwięk, był to rodzaj urywanego skomlenia, które sprawiło, że Simonowi zrobiło się niedobrze.Znów zanikająca wizja ucieka­jących mężczyzn - chwila gorącego żalu, niemal cios dla człowieka, który w nim uczestniczył.Obydwaj walczący upadli na podłogę, kolderski oficer nadział się na jakiś wystający drut, Simon uderzył mocno o podłogę metalowym kaskiem.Po raz ostatni coś w rodzaju rozpoznania przeskoczyło od Kolder­czyka do Simona i w tym ułamku sekundy zrozumiał może nie tyle, kim byli Kolderczycy, ale skąd przybyli.Potem nie było już nic, Simon odepchnął zwiotczałe ciało i usiadł.Tunston pochylił się i usiłował zdjąć metalowy kask z poru­szającej się bezwładnie głowy.Wszyscy byli nieco zaskoczeni, kiedy okazało się, że ów kask wcale nie był kaskiem, ale zdawał się stanowić nieodłączną część ciała Kolderczyka.Simon wstał.- Zostaw go! - rzucił Gwardziście.- Ale niech nikt nie dotyka tych przewodów.W tym momencie uświadomił sobie, że drganie podłogi i ścian ustało, że znikło życie, pozostawiając dziwną pustkę.Kolderczyk w metalowym kasku mógł być sercem Kolderu na Gormie, a kiedy ono przestało bić, cytadela zginęła, tak jak wcześniej zginęli z rąk jego współplemieńców mieszkańcy Sipparu.Simon skierował się w stronę wnęki, w której znajdowała się winda.Czy nic już nie działa i nie będzie sposobu dostania się na niższe kondygnacje? Jednak drzwi niewielkiej kabiny były otwarte.Wydał rozkazy Tunstonowi i zabrawszy ze sobą dwóch żołnierzy, zamknął drzwi.Szczęście wydawało się i tym razem sprzyjać obrońcom Estcarpu, bo zamknięcie drzwi wprawiło w ruch mechanizm windy.Kiedy drzwi ponownie się otworzyły, Simon miał nadzieję wysiąść na kondygnacji, na której znajdowało się laboratorium.Ale kiedy kabina się zatrzymała, zobaczył coś, co było tak odległe od jego oczekiwań, że przez chwilę wpatrywał się w milczeniu, podczas gdy żołnierze wydawali okrzyki zdziwienia.Znaleźli się na brzegu podziemnej przystani, w powietrzu unosił się zapach morskiej wody i czegoś jeszcze.Światło, podobne jak w całej twierdzy, koncentrowało się na pasie, otoczonym z obu stron wodą, zmierzającym prosto w ciemną i ponurą czeluść.Na nabrzeżu leżały skłębione ciała ludzi, takich jak oni sami, wśród których nie było mężczyzn w szarych fartuchach.Żywe trupy, które spotkali na ulicach Sipparu, były uzbro­jone i kompletnie ubrane, ci zaś byli albo nadzy, albo odziani w strzępy dawnych ubrań, jakby od dawna sprawa ubierania się ich nie dotyczyła.Niektórzy padli obok niewielkich ciężarówek, na których piętrzyły się jeszcze pudła i kontenery.Inni leżeli rzędami, jakby zmarli w czasie marszu w zwartym szyku.Simon podszedł bliżej i pochylił się, by się przyjrzeć pierwszemu z leżących.Nie ulegało wątpliwości, że mężczyzna ten nie żył i to co najmniej drugi dzień.Ostrożnie, przemykając się między leżącymi ciałami, trójka Gwardzistów zmierzała do końca nabrzeża.Żaden z zabitych nie był uzbrojony.Żaden też nie pochodził z Estcarpu.Jeżeli byli to niewolnicy Kolderu, należeli do innych ras.- Tutaj, kapitanie.- Jeden z Gwardzistów pozostał w tyle za Simonem i zatrzymał się w niemym zdziwieniu nad jakimś ciałem.- Tu leży człowiek, jakiego nigdy jeszcze nie widziałem.Popatrz na kolor jego skóry, na włosy, on nie jest stąd!Nieszczęsny niewolnik Kolderu leżał na plecach jakby pogrążony we śnie.Ale jego skóra, przykryta tylko łachmanami okręconym wokół bioder, była czerwonobrązowa, i włosy ściśle przylegały do czaszki.Nie ulegało wątpliwości, że Kolderczycy zarzucali swoje sieci w bardzo odległych regionach.Nie bardzo wiedząc dlaczego, Simon doszedł do końca nabrzeża.Albo miasto Sippar wzniesiono kiedyś na gigantycznej podziemnej pieczarze, albo najeźdźcy dla własnej potrzeby wysadzili skałę, co jak przypuszczał Simon - mogło się wiązać z łodzią, na której był kiedyś więźniem.Czy to był ukryły port floty Kolderu?- Kapitanie! - inny Gwardzista trochę wyprzedził Tregartha mijając obojętnie stosy ciał.Stał teraz na końcu nabrzeża i przywoływał Simona.W wodzie było jakieś poruszenie, fale wznosiły się wyżej zalewając nabrzeże, co zmusiło trzech mężczyzn do cofnięcia się.Nawet w tym minimalnym oświetleniu mogli dojrzeć wynurzający się na powierzchnię duży przedmiot.- Padnij! - rzucił Simon.Nie mieli już czasu dobiec do windy, jedyną nadzieję stanowiło przyłączenie się do leżących ciał.Simon, z głową w ramionach, pistoletem gotowym do strzału, obserwował wodę.Teraz mógł już odróżnić ostry dziób i podobnie spiczastą rufę.Jego domysły okazały się słuszne, to jeden ze statków Kolderu wracał do przystani.Zastanawiał się, czy sam oddycha równie głośno jak leżący obok mężczyźni.Wszyscy trzej byli ubrani, w przeciwieństwie do leżących obok trupów, czy jakieś bystre oko wypatrzy błysk ich zbroi i zaatakuje ich którąś z broni Kolderu, zanim zdążą się poruszyć?Lecz srebrny statek, wypłynąwszy na powierzchnię, nie wykonał już żadnego ruchu unosząc się na wodzie w jaskini, jakby był równie martwy co ciała na nabrzeżu.Simon przyglądał mu się badawczo i podskoczył zaskoczony, kiedy leżący obok żołnierz coś wyszeptał i dotknął jego ramienia.Simon nie potrzebował jednak tej informacji.Sam do­strzegł owo kolejne wybrzuszenie się fal, które pchnęło pierwszy statek na nabrzeże.Teraz było jasne, że statku nikt nie prowadził.Nie mogąc w pełni w to uwierzyć.Gwardziści pozostali w ukryciu.Dopiero kiedy wynurzył się trzeci statek i fale zepchnęły dwa poprzednie, Simon uwierzył własnym oczom i podniósł się.Statki albo nie miały załogi, albo zostały uszkodzone.Dryfowały bezładnie, dwa zderzyły się z sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •