[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A może ta okrągła blizna ostrzegła mnie, że powinnam uważać.Kiedy nasze ręce się zetknęły, Katrina zamknęła oczy.Naglekrzyknęła cicho, szybko puściła moją dłoń i potrząsnęła swoją.Skrzywiła się, jakbym zadała jej ból.- Z całą pewnością ją masz - powiedziała.- Dobrze, że wpadłamdziś na ciebie.Już wtedy to poczułam, ale to stało się tak szybko, że niemiałam pewności.%7łołądek wypełniło mi przerażenie.- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.- O Iskrze.- Sięgnęła do maleńkiej, czarnej, skórzanej torebki,która wisiała na długim pasku na jej ramieniu i wyjęła coś małego,płaskiego i prostokątnego.Talię kart związaną paskiem czarnej satyny.Szybko przetasowała je w powietrzu, jak magik, a potem rozłożyłaprzede mną w wachlarzyk, koszulkami do góry.- Wybierz jedną -poprosiła.- To jakaś sztuczka?- To zaproszenie.Zaczęłam się przesuwać do drzwi.- Powinnam iść na lekcję.- To zajmie tylko sekundę. Karty były większe niż zwykłe do gry i wydawały się miękkie,tak stare, że niemal zabytkowe.Wybrałam jedną i wysunęłam z talii.Wdotyku była jeszcze bardziej miękka niż z wyglądu, niemal jakmateriał.Odwróciłam ją w taki sposób, żebym tylko ja mogła jąwidzieć.Nikt nigdy nie stawiał mi tarota, ale widziałam mnóstwo wróżówna molu w Venice, którzy to robili.Na karcie, którą trzymałam wdwóch palcach, widniała kamienna wieża na skraju urwiska.Piorunuderzający w tę wieżę i ludzie spadający ze szczytu, krzyczący wdrodze na ziemię.Oczy tych, którzy spadali, wpatrywały się we mnieoskarżycielsko.Nie musiałam czytać podpisu u dołu karty, by wiedzieć, jak sięnazywa.Wieża.Podczas trzęsienia ziemi Wieża była jedynym drapaczem chmurw centrum, który przetrwał.Był to najnowszy i najwyższy budynek,postawiony w odpowiedzi na potężne, lśniące wysokościowcewyrastające w Dubaju.Budowa tego monstrum została zakończonazaledwie parę miesięcy przed trzęsieniem, a ochrzczono je po prostuWieża, jakby sama wysokość usprawiedliwiała brak dalszychwyjaśnień.- Pokaż mi ją - powiedziała Katrina.Zaschło mi w gardle.Odwróciłam kartę tak, żeby mogła jązobaczyć.Zrobiła wielkie oczy.Wyrwała mi kartę z dłoni, wsunęła z powrotem do talii i jeszczeraz przetasowała, mamrocząc pod nosem.Znów rozłożyła karty w wachlarzyk.- Wybierz jeszcze jedną.- Dlaczego?Podetknęła mi karty prawie pod twarz.- Zrób to.Znów dostrzegłam przebłysk tej węzlastej, czerwonej blizny wewnętrzu jej dłoni, ale niemal całkiem zasłaniały ją karty. - Dobra, dobra.- Wysunęłam z talii kolejną kartę, kręcąc głową zniedowierzaniem.Miewałam już w życiu dziwne dni.Bardzo dziwnedni.Ale ten dzień z całą pewnością trafił do pierwszej dziesiątki.Odwróciłam kartę, żebyśmy obie mogły zobaczyć figurę.- Wieża - tchnęła ledwie słyszalnie Katrina.Spróbowałam oddaćjej kartę.- Niezła sztuczka - pochwaliłam.- Jak to się robi?- Powiedziałam ci, że to nie jest żadna sztuczka.- Wpatrywała sięwe mnie tymi swoimi szklanymi oczami.Zciszyła głos.- To jestzaproszenie.- Nie chciała wziąć karty.- Zatrzymaj ją na razie -poleciała.- Możesz mi ją zwrócić po lekcjach.Spotkajmy się w sali317.- Co? Dlaczego?- Wtedy o tym porozmawiamy.Pokręciłam głową.- Nie mogę przyjść.- Z każdym słowem wypowiedzianym przezKatrinę byłam coraz mocniej przekonana, że nie chcę mieć z nią nicwspólnego.Wpatrywała się we mnie jeszcze przez chwilę i w końcu kiwnęłagłową, jakby do samej siebie.- Przyjdziesz - mruknęła i zanim zdążyłam ją zapewnić, że sięmyli, wyszła z łazienki, zostawiając mnie z Wieżą z tarota w dłoni.5Lunch.To był jeden z dwóch powodów, dla których Parker i jawróciliśmy do szkoły, ale choć rozglądałam się po stołówce, nigdzienie mogłam dostrzec brata.Biorąc pod uwagę, ile osób stało w kolejce i ile siedziałościśniętych ramię przy ramieniu przy stolikach, w stołówce było dziwnie cicho, szczególnie w porównaniu z porannymchaosem na parkingu.Nie było wygłupów, rozmów.Uczniowie jedli wskupieniu, a na wymizerowanych twarzach tych, którzy wciąż czekaliw kolejce po jedzenie, malował się wyraz wręcz bolesnej koncentracji.Nie mogłam nie zauważyć, że zwykłe kliki i towarzystwa odeszływ przeszłość.Wyglądało na to, że teraz są tylko dwa stronnictwa:Wyznawcy siedzieli z Wyznawcami, a wszyscy inni z wszystkimiinnymi.Mniej więcej połowa stolików była biała.WidzącWyznawców zebranych w jednym miejscu, byłam zszokowana ichliczebnością.Nie zauważyłam Parkera, ale zauważyłam Rachel Jacksonsiedzącą przy stoliku koło okien, otoczoną Wyznawcami.W świetlewpadającym przez szyby ich białe ubrania jarzyły się tak jasno, żemusiałam odwrócić oczy.Nie pamiętałam, kiedy ostatnio jadłam szkolny lunch, ale zapachgorącego jedzenia - choć wiedziałam, że nałożono je z ogromnego,wspólnego gara - sprawił, że dostałam bolesnych skurczów żołądka.Mimo to czułam, że powinnam poszukać Parkera.Po tym, cowidziałam rano - i co zaszło w łazience -martwiłam się, że jest sam.Powinniśmy się trzymać razem.Ale byłam już prawie na początku kolejki i nie chciałam stracićmiejsca.Parker najprawdopodobniej odnalazł swoich kumpli iwszyscy byli już w drodze do stołówki.Przyjdzie.Odwrócona tyłem rozglądałam się za bratem, kiedy poczułamszturchnięcie w plecy.Gdy odwróciłam się z powrotem, stały przedemną dwie dziewczyny, których nie było tu przedtem: jedna wysoka,druga przysadzista, obie z potarganymi, tłustymi włosami i buchającekwaśnym zapachem, jakby nie kąpały się od dłuższego czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •