[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No właśnie.Ludzie zawsze boją się odpowiedzialności.Owszem, biorą ją na siebie, kiedy chodzi o psa.Czemu więc mają opory, kiedy w grę wchodzi człowiek?- No cóż! Jest jednak pewna różnica.- Owszem.Człowiek jest ważniejszy - odparła Judith.- Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to - szepnął Nor­ton.- Jednym słowem, pani nie zawahałaby się przed taką decyzją? - zapytał Boyd Carrington z wielkim zainteresowa­niem.- Chyba nie.Nie boję się ryzyka.Boyd Carrington potrząsnął głową.- Nie zgadzam się z panią.Nie wolno dopuścić do tego, żeby byle kto mógł decydować o cudzym losie, o sprawach cudzego życia i cudzej śmierci.- Wydaje mi się, że przeciętny człowiek nie miałby od­wagi na taki czyn.- Norton uśmiechnął się blado i spojrzał na Judith.- Moim zdaniem i pani cofnęłaby się w ostatniej chwili.- Nikt nie może być absolutnie pewny, jak postąpiłby w takim wypadku.Myślę jednak, że zrobiłabym to - powie­działa Judith spokojnie.Norton znów się uśmiechnął.- Chyba - powiedział - że byłaby pani osobiście zainte­resowana w śmierci tego człowieka.Judith zarumieniła się gwałtownie i krzyknęła ostro:- To tylko świadczy o tym, że pan nic, ale to nic nie rozu­mie! Gdybym miała osobisty interes w śmierci tego człowieka, nigdy nie zdobyłabym się na podobny postępek.To chyba zro­zumiałe - zwróciła się do nas wszystkich.- To musi być całko­wicie bezinteresowny uczynek.Taką odpowiedzialność można wziąć na siebie jedynie wówczas, kiedy nie działają żadne uboczne motywy, kiedy żadna korzyść nie wchodzi w grę.- A jednakże śmiem twierdzić - upierał się Norton - że nie zrobiłaby pani tego w żadnych okolicznościach.- Zapewniam pana, że tak.Przede wszystkim dla mnie życie ludzkie nie ma tak wielkiej ceny, jaką mu się na ogół przypisuje.Ludzie bezużyteczni, ludzie nieprzystosowani nie budzą we mnie współczucia.- Zwróciła się znienacka do Boyda Carringtona: - Spodziewam się, że pan się ze mną zgadza.- W zasadzie tak - odparł z namysłem.- Też wolałbym, żeby tylko ludzie naprawdę wartościowi mieli prawo do eg­zystencji.- Niech się pan przyzna.Gdyby to było konieczne, zdo­byłby się pan na pewno na taką decyzję?- Bo ja wiem.Nie mogę tego wykluczyć.Jest wiele osób, które teoretycznie zgodziłyby się z ta­kim poglądem.Ale praktyka.to zupełnie inna sprawa.- Cóż za brak logiki!- Nic podobnego - żachnął się Norton.- Wszystko spro­wadza się w końcu do zagadnienia odwagi.Nie wszyscy ma­ją po prostu dość odwagi.Judith nie odpowiadała, a Norton ciągnął dalej:- Jestem przekonany, Judith, że i z panią byłoby dokład­nie tak samo.Kiedy doszłoby do działania, nerwy odmówiły­by pani posłuszeństwa.- Tak pan myśli?- Jestem nawet pewny.- Sądzę, że myli się pan - wtrącił Boyd Carrington.- Mo­im zdaniem, Judith jest osobą niezwykle odważną.Na szczę­ście, takie sytuacje zdarzają się niezmiernie rzadko.Rozległ się gong, zapowiadający południowy posiłek.Judith wstała.- A jednak jest pan w błędzie - rzuciła Nortonowi z na­ciskiem.- Mam więcej odwagi, niż pan sobie wyobraża.Ruszyła szybkim krokiem w stronę domu.Boyd Carring­ton pośpieszył za nią, wołając:- Niech pani zaczeka na mnie, Judith!I ja poszedłem w kierunku domu.Byłem przygnębiony.Norton, człowiek niezmiernie wrażliwy na cudze nastroje, powiedział, najwyraźniej, żeby mnie pocieszyć:- Ona tego przecież nie mówiła na serio.Wszyscy ci mło­dzi wypowiadają takie niedorzeczne myśli, ale, na szczęście, nigdy nie wprowadzają ich w czyn.To tylko takie ich ga­danie.Wydaje mi się, że Judith dosłyszała jego słowa, gdyż rzu­ciła nam przez ramię spojrzenie pełne nieskrywanego gnie­wu.Norton zniżył głos.- Nie należy się przejmować teoriami - szepnął.- Ale z innej beczki.Czy pan.?- Słucham?- Nie lubię się wtrącać do cudzych spraw, ale czy pan do­brze zna tego Allertona? - Robił wrażenie zaambarasowanego.- Allertona? Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •