[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Potworowi, jak zauważyłeś dziś rano, zostali już tylko ludzie do naśladowania.Czy chciałby uszczuplić swój, że tak powiem, zapas? - wskazał Van Wall.- Nie, po prostu jest wśród nas zwyczajna, ordynarna wesz: mamy do czynienia z mordercą.Normalnie nazwalibyśmy go nieludzkim mordercą, ale teraz musimy go jakoś inaczej zaklasyfikować.Mamy więc morderców nieludzkich i mamy morderców ludzkich.A przynajmniej jednego.- Jest o jedną istotę ludzką mniej - stwierdził cicho Norris.- Być może potwory osiągnęły teraz równowagę sił.- Mniejsza o to - westchnął McReady i zwrócił się do Barclaya.- Barclay, mógłbyś wciągnąć ten swój przyrząd elektryczny? Mam zamiar upewnić się.Barclay skręcił w głąb korytarza po swoje urządzenie, podczas gdy McReady i Van Wall zmierzali z powrotem do Kosmicznego Domu.Po upływie około trzydziestu sekund dołączył do nich Barclay.Korytarz prowadzący do Kosmicznego Domu był kręty jak prawie wszystkie korytarze w Wielkim Magnesie i Norris ponownie stanął w wejściu.Usłyszeli nagle trochę przytłumiony krzyk McReady’ego.Dochodziły do nich odgłosy szybkich, zaciekłych ciosów i głuche dźwięki, a w końcu wołanie „Bar.Bar.”.Dziwaczny, dziko miauczący wrzask ucichł, zanim jeszcze biegnący Norris zdążył dotrzeć do zakrętu korytarza.Na podłodze leżał Kinner - a raczej coś, co przedtem było Kinnerem, rozcięte na dwie połowy olbrzymim nożem, który trzymał McReady.Meteorolog stał oparty o ścianę, z ociekającym krwią nożem w ręku.Van Wall wił się na podłodze jęcząc i na wpół przytomnie skubał sobie brodę.Barclay, z nie dającym się opowiedzieć dzikim błyskiem w oczach, opuścił śmiercionośną broń i dźgał nią nieprzerwanie.Ręce Kinnera pokryte były przedziwną sierścią, ciało powykręcało się.Palce stały się krótsze, głowa zaokrągliła, paznokcie przekształciły w niemal trzycalowe zrogowaciałe szpony o matowej czerwonej barwie, twarde jak stal i ostre jak brzytwa.McReady podniósł wzrok, popatrzył na nóż i wypuścił go z ręki.- Ktokolwiek to zrobił, może śmiało mówić - powiedział.- To nieludzki morderca, ponieważ zamordował istotę nieludzką.Przysięgam na wszystko, co święte, że kiedy tu przybyliśmy, na podłodze leżał martwy już Kinner.Ale kiedy zwłoki wyczuły, że będziemy razić je prądem, zaczęły się zmieniać.- O Boże, te stwory potrafią nieźle działać - powiedział Norris, wpatrując się niepewnie w podłogę.- Bogowie! Siedział tu godzinami, klepiąc modlitwy do Boga, którego nienawidził! Chrapliwym głosem wywrzaskiwał pieśni religijne - hymny o kościele, którego nigdy nie znał.Doprowadzał nas do szału bezustannym wyciem.W porządku.Obojętne kto to zrobił, niech mówi.Sprawca nie zdawał sobie sprawy, że wyświadcza obozowi przysługę.Chcę wiedzieć do diabła, w jaki sposób on się stąd wydostał, przez nikogo nie zauważony.Pomogłoby to nam mieć się na baczności.- Te jego wrzaski, śpiewy.Nawet dźwięk z projektora nie mógł go zagłuszyć.­Clark wzdrygnął się.- To był potwór.- Ach! - odezwał się Van Wall, jakby nagle wszystko zrozumiał.- Siedziałeś przecież tuż przy drzwiach! I prawie z tyłu ekranu.- On.ten stwór jest teraz spokojny.- Clark pokiwał głową w milczeniu.- Jest martwy.Nieważne, potwór czy człowiek, był martwy.- Chłopaki, oto Clark, jedyny, o którym wiemy, że jest człowiekiem! Oto Clark, który udowodnił, że jest istotą ludzką, bo usiłował popełnić morderstwo.I nie udało mu się - chichotał McReady.- Czy pozostali mogliby powstrzymać się przez chwilę od prób dowodzenia, że są ludźmi? Sądzę, że możemy przeprowadzić jeszcze jeden test.- Test! - radośnie zareagował Connant, po czym wykrzywił twarz na znak rozczarowania.- Przypuszczam, że znów będzie na dwoje babka wróżyła.- Nie - powiedział stanowczo McReady.- Patrzcie pilnie i uważajcie.Wejdźcie do budynku administracyjnego.Barclay, przynieś swoje urządzenie elektryczne.Niech ktoś.ty Dutton, trzymaj się blisko Barclaya, aby go dopilnować.Obserwujcie sąsiadów, bo nieważne, do diabła, skąd te potwory się wzięły, ale ja mam coś na nie i one o tym wiedzą.Więc staną się niebezpieczne!Napięcie wzrosło nagle.Każdy poczuł wiszące w powietrzu miażdżące zagrożenie.Obserwowano się bacznie nawzajem, bardziej przenikliwie niż kiedykolwiek.„Czy ten obok mnie jest potworem?”, zadawano sobie pytania.- Co to ma znaczyć? - spytał Garry, kiedy znaleźli się ponownie w głównym pomieszczeniu.- Jak długo to potrwa?- Dokładnie nie wiem - odparł McReady głosem pełnym gniewnej determinacji.- Za to wiem, że test zadziała i to jednoznacznie.Jego wynik zależy od głównych cech potworów, a nie od nas.Przypadek „Kinnera” właśnie mnie o tym przekonał.- Mocny, masywny McReady stał nieruchomo jak posąg z brązu, wreszcie znów całko- wicie pewny siebie.- To - zaczął Barclay, podrzucając w ręku oprawną w drewno broń zakończoną dwoma ostro zakończonymi przewodami pod napięciem - będzie raczej konieczne.Ja się tym zajmę.Czy mamy zapewniony dopływ prądu?- Automatyczny zasilacz jest naładowany - potwierdził Dutton skinieniem głowy.- Siłownia gazowa w pogotowiu.Uruchamiałem ją z Van Wallem do wyświetlania filmu.Sprawdzaliśmy ją dokładnie kilka razy.Wszystko, czego dotkną te druty, zginie - zapewnił groźnie.- Ja to wiem.Doktor Copper poruszył się nieznacznie na swojej pryczy, przecierając dłońmi powieki.Usiadł powoli, zmrużył zamglone pod wpływem lekarstwa i niedawnego snu oczy, rozszerzone nie dającą się opisać zgrozą narkotycznych koszmarów.- Garry - wymamrotał - Garry, posłuchaj.Samoluby.przyszły z piekła.piekielnie samolubne.powiedziałem samo.tak? Co ja chciałem powiedzieć? - Opadł na pryczę i łagodnie zachrapał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •