[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od razu można było poczuć w tym styl Dziadzi. Dlaczego  niezupełnie ścisłe ?  obruszył się dyrektor.Kurta zaczerpnął powietrza. Niezupełnie ścisłe  powtórzył, a to z powodów następujących: primo, myśmynie skradli, tylko pożyczyli, sekundo, wcale nieprawda, żeśmy straszyli przechodniów.Myśmy wcale nie chcieli straszyć przechodniów. My nie mamy czasu na takie głupstwa  wtrącił gorzko Pędzelkiewicz. Nas to wcale nie bawi, panie dyrektorze  wzruszył ramionami Kurta. Komu by się chciało?. Nie jesteśmy dziećmi! My jesteśmy na to.za.za.poważni.154  Co.jak mówisz?. Za poważni.to smarkacz dopiero!  wykrzyknąłdyrektor. Więc, po co ustawialiście ten szkielet?Chłopcy spojrzeli po sobie.Chwilę trwało milczenie. Musieliśmy, panie dyrektorze  powiedział Kurta. Nie było innej rady. westchnął Pędzelkiewicz. Co to za gadanie?  oburzył się dyrektor. Bez głupich żartów! Pytam cię poraz ostatni, Kurta: po co ustawialiście ten szkielet? Nie mogę powiedzieć.Może Pędzelkiewicz powie. potrząsnął głową Kurta.Pędzelkiewicz pociągnął nosem z nieszczęśliwą miną. Nie mogę powiedzieć.Tajemnica rodzinna, panie dyrektorze.Nauczyciele uśmiechnęli się do siebie, a dyrektor zasapał zdenerwowany. Ależ oni żarty sobie z nas stroją w żywe oczy! Słuchajcie no wy, dosyć tego.Porozmawiamy inaczej. Pozwólcie, kolego dyrektorze  wmieszał się pan %7łwaczek. Dla mnie sprawajest jasna.Co oni mogą powiedzieć, proszę kolegów? To wszystko są zwyczajne wy-biegi.Ja ich znam.Oni to zrobili zupełnie, że tak powiem, bezinteresownie.Po prostu155 dla rozrywki.dla kawału, żeby było wesoło.Bo to śmiesznie, kiedy ludzie krzycząi uciekają przestraszeni na widok kościotrupa.a życie jest nudne.Czy nie tak, moipanowie?  uśmiechnął się do chłopców. My się rozumiemy przecież.Nagle urwał i śmiech znikł mu z twarzy, bo spostrzegł w oczach chłopców ponury,nieprzyjazny błysk. Nie.nie.pan profesor wcale nie rozumie  wykrztusił z rozpaczą Pę-dzelkiewicz. My nie dlatego.my.my.chcieliśmy. zmieszał się naglei umilkł.Chwilę dyszał ciężko, a potem rzekł zdławionym głosem: Dobrze.więc powiem.ale.żeby panowie profesorowie nie powiedzielinikomu. w jego słowach brzmiała tak szczera prośba, że nauczyciele spojrzeli posobie zakłopotani. Dobrze, Pędzelkiewicz  odezwał się dyrektor patrząc w oczy chłopcu. Niewiem, co ty tam kombinujesz, ale w każdym, razie możemy cię zapewnić, że to, co po-wiesz, nie wyjdzie poza ściany tego pokoju.chyba, że chodzi o jakieś przestępstwo.no, to sam rozumiesz.156  Nie  przerwał mu gorąco Pędzelkiewicz  to nie przestępstwo. Więc mów. Tylko żeby.żeby pan dyrektor kazał jeszcze panu Grzesińskiemu odpędzićchłopców od drzwi, bo, jak ich znam, to oni podsłuchują.Dyrektor zasapał i spojrzał na nauczycieli, jakby ich wzywając na świadków swejanielskiej cierpliwości.Ale nie powiedział nic i poszedł spełnić prośbę delikwenta.Po chwili rozległ się za drzwiami tupot czmychających uczniów. A teraz słuchamy, Pędzelkiewicz  odezwał się dyrektor zmęczonym głosem ale jeśli chcesz nas wystrychnąć na dudków, biada ci!Pędzelkiewicz poczerwieniał. Więc.więc. wykrztusił  nie.niech lepiej Kurta gada  obejrzał sięzrozpaczony na przyjaciela.Kurta chrząknął zakłopotany. Wszystko mam powiedzieć?  mruknął. Prawie wszystko. jęknął Pędzelkiewicz.157  Dobrze, więc powiem prawie wszystko  zgodził się zrezygnowany Kurta. Tobyło tak.Pan dyrektor wie, że Pędzelkiewicz nie ma ojca, ani matki i mieszka u wujka,pana Szostaka, który jest szoferem, taksówkarzem, znaczy się.Ale chociaż on jezdzii zarabia na łebkach, to tam u nich jest bryndza, bo ten wujek to on lubi pociągnąć. Co lubi?  zmarszczył brwi dyrektor. Pociągnąć, panie dyrektorze, znaczy się z kieliszka.Więc oni tam nie mają z cze-go żyć, bo stary.to jest tego  ugryzł się w język Kurta  pan Szostak nic nie przy-nosi do domu, a jeszcze się złości, jak mu mówić, że dzieci butów nie mają, a jest tamczworo drobnych pędraków.Ale nie to jest jeszcze najgorsze, tylko ten strach.Bo onjuż miał kilka małych wypadków, a raz nawet sprawę w sądzie, bo najechał na Pradzena jednego krawca, co niósł manekin, i przejechał go. Krawca?. zdrętwiał dyrektor. Nie, manekin.Profesorowie odetchnęli z ulgą, a Kurta ciągnął dalej: No i wtedy, jak przejechał ten manekin, to milicja go zatrzymała i kazała mudmuchać w taką specjalną rurkę.Jak stary dmuchnął, to ta rurka od razu zazieleniała,158 więc było jasne, że pił, i odebrali mu prawo jazdy.Straszna rozpacz była wtedy u Szo-staków.No, bo z czego żyć? Robili różne starania i w końcu po długich prośbach dostałz powrotem pozwolenie na jazdę, musiał się tylko podpisać, że już nie będzie więcejpił.Ale pan dyrektor rozumie, gdzie tam taki pijak wytrzyma.Po tygodniu znów zaczął.Więc oni tam żyli w ciągłym strachu, po nocach nie mogli spać, tylko czekali, aż starywróci.A pani Szostakowa to aż zachorowała na nerwy, bo ciągle się bała, żeby się staryw jaki wypadek nie wpakował, i mówiła, że on śmierć w taksówce wozi.Nie można było na to wszystko patrzeć, panie dyrektorze.no, po prostu, jak Bogakocham, żałość brała.Dzieci płaczą, obdarte.ta kobieta ledwo przytomna, nie dość,że w nędzy, to jeszcze roztrzęsiona, ręce jej o, tak.latają.No, bo pan dyrektor ro-zumie, w każdej chwili trupa mogą przywiezć albo stary narobi z ludzi marmolady naulicy i wpakują go do mamra.I wtedy przyszła nam ta myśl do głowy.Bo trzeba wiedzieć, że pan Szostak tostraszny zabobonnik.Cały samochód to ma obwieszony maskotkami, takimi różnymiśmiesznymi laleczkami i zwierzątkami, bo mówi, że to przynosi szczęście kierowcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •