[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem przyzwyczajonydo zmian, ba, są one dla mnie potrzebą, tak jak w operze oczekuje się zawsze nowej dekora-cji, ponieważ tak wiele ich już zmieniono.Z góry wiem, czego się mam spodziewać po naj-lepszej czy po najgorszej oberży, może sobie być dobra lub zła, wszystko mi jedno, i takprzecież nigdzie nie znajduję tego, do czego się przyzwyczaiłem.W końca wychodzi na jed-no, czy zależy to od jakiegoś koniecznego zwyczaju, czy też zgoła od przypadku.Przynajm-niej nie martwię się teraz, że jakąś rzecz mi dokądś przełożono czy że gdzieś zniknęła, ani teżo to, czy pokój, w którym mieszkam, staje się nie do użytku i będę musiał go odnawiać, bądzże stłukł mi ktoś moją ulubioną filiżankę, a z żadnej innej nic mi przez dłuższy czas nie sma-kuje.Tego rodzaju przykrości sobie oszczędzam, kiedy zaś czuję, że mi wszystko obrzydło,wówczas moi ludzie spokojnie pakują rzeczy, wyjeżdżamy na dziedziniec i opuszczamy mia-104 sto.I przy tych wszystkich korzyściach, po dokładnym obliczeniu okazuje się w końcu roku,że nie wydałem więcej, niż by mnie to kosztowało w domu.Podczas tej rozmowy Otylia miała wciąż przed oczyma Edwarda, jak wędruje po nieuto-rowanych szlakach śród wyrzeczeń i trudów, jak znużony spoczywa gdzieś w polu po niebez-pieczeństwach i znojach, przywykając do niestałości losu, do ciągłego ryzyka, życia bez oj-czyzny i przyjaciół, do porzucenia wszystkiego tylko po to, by nic nie tracić.Na szczęścietowarzystwo oddaliło się na czas pewien, tak że Otylia mogła płakać w ukryciu i samotności.%7ładen ból nie mógł jej tak złamać jak ta przerazliwie jasna świadomość, która stawała się dlaniej coraz bardziej oczywista, coraz bardziej dojmująca, jak zwykle, gdy się znęcamy nadsobą samym.Sytuacja Edwarda wydała się jej tak straszna, tak żałosna, że zdecydowała się za wszelkącenę uczynić wszystko, aby doprowadzić do ponownego pomiędzy nim i Szarlottą związku,gdy ona gdzieś w cichym ustroniu ukryje swój ból i swą miłość i będzie się starała znalezćzapomnienie w jakiejkolwiek bądz pracy.Tymczasem towarzysz lorda, mądry i stateczny człowiek, dobry obserwator, zauważyłrozdzwięk w rozmowie i zwrócił swemu przyjacielowi uwagę na niejakie podobieństwo lo-sów gospodarzy zamku.Lord nic nie wiedział o stosunkach rodzinnych tego domu w przeciwieństwie do swegotowarzysza; tego w podróży nic bardziej nie interesowało nad te poszczególne zdarzenia, wy-pływające z naturalnych bądz sztucznych warunków, z konfliktu pomiędzy normą prawną ażywiołowością, między rozumem a rozsądkiem, namiętnością a przesądem, więc też i terazjuż wcześniej, przed przyjazdem tutaj, a jeszcze dokładniej w samym pałacu dowiedział się owszystkim, co tam zaszło, i o tym, jak się rzeczy obecnie miały.Lord wyraził ubolewanie z tego powodu, lecz nie wprawiło go to bynajmniej w zakłopota-nie. Należałoby chyba zawsze milczeć w towarzystwie, żeby nie popaść w jakąś kolizję rzekł  bo nie tylko jakieś głębsze spostrzeżenia, ale i najprostsze uwagi mogą zle współbrz-mieć z zainteresowaniami obecnych.Postaramy się dziś wieczór to naprawić  dodał  i po-wstrzymać się od wszelkich ogólnych rozważań.Opowie pan towarzystwu coś z tych uro-czych i znakomitych anegdot i historyjek, którymi wzbogacił pan swój repertuar i swoją pa-mięć podczas naszej podróży.Jednakże, nawet przy najlepszych zamiarach, nie udało się cudzoziemcom rozweselićprzyjaciółek jakąś obojętną tym razem rozmową.Co prawda towarzysz lorda rozbudził ichuwagę i wywołał najwyższe zainteresowanie opowiadając im przeróżne historie, dziwaczne iniezwykłe, wesołe to znów wstrząsające i straszne.Kiedy jednak pod koniec zatrzymał się napewnym szczególnym, choć spokojnym zdarzeniu, nie przeczuwał nawet, jak blisko dotykaono jego słuchaczek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •