[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Życzę mu powodzenia’— odrzekł kwaśno Robinton.— Chyba nie jemu, ale tym nieszczęśnikom, których pobije.Smyk zniknął za drzwiami.Przez kilka następnych dni Robinton miał przeczucie, że coś się wkrótce zdarzy.Nie zdziwił się więc, gdy Sebell wprowadził do niego zdyszanego, ubłoconego kuriera.Natomiast wiadomość go oszołomiła.— Smyk kazał powtórzyć, że powinieneś przyjechać, Mistrzu Robintonie.— Dokąd? — Robinton skoczył na równe nogi, gdy tylko zobaczył, kto towarzyszy Sebellowi.Razem z czeladnikiem usadzili wyczerpanego mężczyznę w fotelu, a Sebell nalał mu wina.— Faks… wyjechał do Ruathy.Smoczy jeźdźcy… z nim razem.— Do Ruathy? Jeźdźcy? Z nim? Kurier przytaknął, popijając wino.— Na Poszukiwanie.— Skrzywił się.— Trzeba mieć odwagę, by wybrać się… do Wysokich Rubieży.Robinton był zdumiony.— Ale kto?Kurier pokręcił głową.— Masz to zrobić.Łaps i Smyk, tak powiedzieli.— Ile mam czasu? — spytał Robinton, machnięciem ręki zbywając zastrzeżenia, które Sebell już chciał wygłosić.— Faks się spieszy.Lepiej, żebyś był tam na miejscu.— To prawda, tak będzie najlepiej! — Robinton poczuł przypływ dzikiego podniecenia i westchnął z ulgą.Zignorował wyraźny niepokój w twarzy Sebella.— Zajmij się nim, dobrze, Sebellu?I popędził po schodach do pokojów Silviny.— Daj mi jakieś zniszczone ubranie, odpowiednie dla sługi — zażądał.— Co ty znowu wymyśliłeś? — skarciła go, podparła się pod boki i posłała mu gniewne spojrzenie.— No, chociaż ty daj mi spokój — ostrzegł, o wiele ostrzej niż zamierzał, i wskazał na klucze u jej paska.— Muszę pasować do roli.— Jeśli chcesz coś gdzieś „załapać”, wybij to sobie z głowy, Robintonie.Wyślij Sebella.— Nie, Sebella nie — rozzłościł się.— Nie mogę go narażać.— A siebie możesz? — zdenerwowała się i niechętnie poprowadziła go w dół do magazynów.— Jak zamierzasz zamaskować swój wzrost? — spytała gniewnie, szukając nowego argumentu, by go zniechęcić.Natychmiast ściągnął ramiona, zgarbił się, ruszył przed siebie i zaczął zarzucać barkiem, jednocześnie zamiatając bezwładną nogą.— Może lepiej byłoby, gdybyś utykał — powiedziała po krótkiej obserwacji.— Mhmmm.Jakby ktoś kopnął cię w czułe miejsce.Westchnęła z rezygnacją.Zanim przyłączył się do nich Sebell — wystarczyło jedno spojrzenie na twarz Mistrza, a zachował wszystkie zastrzeżenia dla siebie — oboje znaleźli odpowiednio znoszone ubranie dla Robłntona.Nawet Sebell musiał się zgodzić z tym, że gdy Robinton garbił się i utykał, w żaden sposób nie przypominał wysokiego, pełnego godności Mistrza Harfiarzy Pernu.— Jeśli chwilę poczekasz, trochę je pomoczę w gnojówce — zaproponowała usłużnie Silvina z psotnym błyskiem w oku.Sebell zaczął rechotać patrząc jak Robinton otrząsa się z niesmakiem, ale w chwilę później oniemiał, gdy mistrz rzucił mu odzież i polecił się nią zająć.— Fetor niewątpliwie zniechęci innych do nadmiernego zbliżania się do mnie — powiedział Robinton ze smętnym westchnieniem.— Gdy mnie nie będzie, Sebellu, masz mówić wszystkim, że złapałem gorączkę i trzymać ich z dala od moich pokoi.Sebell przytaknął, choć widać było, jak bardzo mu się nie podoba, że jego Mistrz wplątał się w tak podstępną grę.W dalszym ciągu jednak wiedział, kiedy zachować krytyczne uwagi dla siebie.Robinton włożył przebranie dopiero po przejechaniu przez Czerwoną Rzekę.Kary wierzgał i odsuwał się od torby przy siodle, w której były cuchnące łachy.Rob zostawił biegusa u strażników i ostrzegł, by zdwoili czujność.Potem ruszył ukradkiem do Ruathy.W tamtejszej stajni odkrył, że tkwią tam tylko dwie smętne mleczne krowy.Rozglądał się z niesmakiem po pomieszczeniu, gdy na niebie jakby znikąd pojawiło się skrzydło smoków, a jakiś przerażony mężczyzna, pędząc tak szybko, że o mało się nie przewrócił, zaczął wrzeszczeć na cały głos:— Jeźdźcy! Smoki! Faks jedzie! Jeźdźcy! — i z krzykiem zniknął w Warowni.W przebraniu durnego sługi Robinton mógł wyjść i pogapić się na zdumiewający widok pełnego smoczego skrzydła na niebiosach Ruathy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]