[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten, kto był na dachu, z pewnością dawno już zniknie, zanim tam dotrzemy.Trzeba powiedzieć kapitanowi.- Myślisz, że zabiło ją to samo co Młotokuja?- Tak.***- Jest.dziewięć ptaków.- Zgadza się.- Jest.jeden most.- Zgadza się.- Jest.cztery-dziesięć lodzi.- Brawo.- Jest.jeden tysiąc.Trzy-sto.Sześć-dziesiąt.Cztery cegły.- Tak.- Jest.- Na twoim miejscu zrobiłbym sobie przerwę.Nie chcesz chyba zużyć wszystkiego takim liczeniem.- Jest.jeden uciekający człowiek.- Co? Gdzie?***Kawa Shama Hargi przypominała roztopiony ołów, ale jedno przemawiało na jej korzyść: kiedy człowiek ją wypił, ogarniało go uczucie niezwykłej ulgi, że dotarł do dna kubka.- To był zdecydowanie okropny kubek kawy, Sham - stwierdził Vimes.- Fakt - zgodził się Harga.- Wiesz, wypiłem w życiu sporo paskudnej kawy, ale teraz miałem wrażenie, że ktoś przeciągnął mi piłą po języku.Długo się gotowała?- A którego dziś mamy? - spytał Harga, czyszcząc szklankę.Harga na ogół czyścił szklanki.Nikt nigdy nie odkrył, co się dzieje z czystymi.- Piętnasty sierpnia.- Którego roku?Sham Harga uśmiechnął się, a przynajmniej poruszył rozmaitymi mięśniami wokół ust.Od wielu lat jego jadłodajnia cieszyła się popularnością, ponieważ zawsze się uśmiechał, nigdy nie udzielał kredytu i był świadom, że większość klientów życzy sobie w posiłku odpowiedniego zrównoważenia czterech głównych składników odżywczych: cukru, skrobi, tłuszczu i spalonych, chrupiących kawałeczków.- Zjadłbym ze dwa jajka - powiedział Vimes.- Z żółtkami całkiem na twardo, ale białkiem tak rzadkim, że ścieka jak syrop.I z bekonem, ale tym specjalnym bekonem pokrytym odłamkami kości i z wiszącymi kawałkami tłuszczu.I kromkę smażonego chleba, wiesz, takiego, że na sam widok arterie się czopują.- Ciężkie zamówienie - ocenił Harga.- Wczoraj dałeś radę.I nalej mi jeszcze kawy.Czarnej jak bezksiężycowa noc.Harga zdziwił się.Takie porównanie jakoś do Vimesa nie pasowało.- To znaczy jak czarnej? - zapytał.- No, chyba bardzo czarnej.- Niekoniecznie.- Co?- W bezksiężycową noc jest więcej gwiazd.To rozsądne.Lepiej je widać.Taka bezksiężycowa noc może być całkiem jasna.Vimes westchnął ciężko.- Pochmurna bezksiężycowa noc? - zaproponował.Harga z uwagą zajrzał do imbryka.- Cumulusy czy cirrostratusy?- Słucham? Co powiedziałeś?- Cumulusy wiszą dość nisko, więc odbijają się w nich światła miasta.Z drugiej strony nawet na dużych wysokościach zdarzają się warstwy kryształków lodu.- Bezksiężycowa noc - powtórzył głuchym głosem Vimes.-Która jest tak czarna jak ta kawa.- Już się robi.- I pączka.- Vimes chwycił Hargę za poplamioną kamizelkę i przyciągnął do siebie, aż stanęli nos w nos.- Pączka tak pączkowatego jak pączek zrobiony z mąki, wody, jednego dużego jaja, cukru, szczypty drożdży, cynamonu do smaku i nadzienia z dżemu, galaretki albo szczura, zależnie od lokalnych lub gatunkowych upodobań.Jasne? Nie tak pączkowały jak coś dowolnie metaforycznego.Zwykły pączek.Jeden.- Pączek?- Tak.- Wystarczyło poprosić.Harga otrzepał kamizelkę, rzucił Vimesowi urażone spojrzenie i wyszedł na zaplecze.***- Stój! W imieniu prawa! - A jak prawo ma na imię?- Właściwie dlaczego go gonimy? - Bo ucieka!Cuddy był strażnikiem dopiero od kilku dni, jednak przyswoił już sobie pewien ważny i podstawowy fakt: jest praktycznie niemożliwe, by ktokolwiek przebywał na ulicy, nie łamiąc prawa.Policjant, który chciałby spędzić jakiś czas na rozmowie z obywatelem, ma do dyspozycji cały zestaw wykroczeń.Obejmują zakres od Włóczęgostwa z Zamiarem, poprzez Utrudnianie, aż po Ociąganie się, Będąc Niewłaściwego Koloru/Kształtu/Gatunku/Płci.Przyszło mu do głowy, że ktoś, kto nie rzuca się do ucieczki, widząc Detrytusa, który pędzi, podpierając się dłońmi, jest prawdopodobnie winny naruszenia Ustawy o Byciu Nieszczęsnym Durniem z 1581 roku.Było już jednak za późno, żeby brać to pod uwagę.Ktoś uciekał, a oni go ścigali.Ścigali go, ponieważ uciekał, a uciekał, ponieważ go ścigali.***Vimes siedział nad swoją kawą i oglądał dziwny przedmiot, który znalazł na dachu.Wyglądał jak wąska fletnia Pana, pod warunkiem że Pan ograniczyłby się tylko do sześciu nut, wszystkich jednakowych.Rurki były wykonane ze stali i zlutowane razem.Z boku umieszczono grzebieniowaty pasek metalu, jakby rozwinięte kółko zębate, a całość cuchnęła fajerwerkami.Kapitan Vimes ostrożnie ułożył to coś obok talerza.Przeczytał raport sierżanta Golona.Fred Colon siedział nad nim długo i prawdopodobnie ze słownikiem.Raport brzmiał:„Raport sierż.F.Golona.Ok.godz.10.00 dzisiaj, 15 sierpienia, udałem się z towarzystwem kaprala C.W.St.J.Nobbsa do Gildii Błaznów i Trefnisiów przy ul.Boskiej.Tam nawiązaliśmy rozmowę z klaunem Boffo, który zeznał, ze klaun Fasollo, corpus derelicti, byt stanowczo zauważony przez niego, kiedy opuszczał Gildię poprzedniego ranka, zaraz po eksplozji.(To zwykła bzdura, moim zdaniem, a to dlatego, że „sztywniak nie żył już od dwóch dni, kpr.C.W.St.J.Nobbs zgadza się, więc ktoś tu opowiada głodne kawałki, nie można wierzyć facetowi, który dla chleba ląduje na tyłku”).Następnie spotkał się z nami dr Białolicy i o mało co nie dał nam derriere velocite z Gildii.Wydawało się nam, mnie i kpr.C.W.St.J.Nobbsowi, że błazny się martwią, że to byli skrytobójcy, ale nie wiemy czemu.Dodatkowo klaun Boffo tłumaczył, że mamy szukać nosa Fasollo, ale on miał nos, kiedyśmy go tu widzieli, wiec spytaliśmy Boffa, czy chodzi o sztuczny nos, na co on zeznał, że o prawdziwy, a teraz znikajcie.Po czym wróciliśmy tutaj.”Vimes domyślił się, co znaczy „derriere velocite”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]