[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie będę się nad tym rozwodzić, bo od razu zaczyna mnie boleć serce i parę innych rzeczy.Powiem tylko tyle, że aktorzy grali świetnie – Krzyś Globisz, Kasia Gniewkowska, Beata Fudalej, Ania Radwan i inni, ale efekt antenowy był, delikatnie mówiąc, nieciekawy.Niektóre sceny rozwleczone, inne pocięte nieprzyzwoicie, fatalny montaż, muzyka też, i ogromne problemy ze światłem.Scena w pokoju redakcyjnym, ta sama scena, raz przy pełnym świetle, raz przy zasuniętych żaluzjach, raz przy świetle lampy.A potem bohaterka wybiega na słoneczny parking.JOANNA: Reżyser nie zrozumiał niczego.Cała nasza praca poszła na marne, mam tylko nadzieję, że kiedyś, przy sprzyjających układach, ktoś się zainteresuje tym tekstem, tamte złe odcinki pójdą w niepamięć i uda się zrealizować coś atrakcyjnego.Na razie Joanna dość się zraziła do współpracy z telewizją i, mówiąc szczerze, wcale jej się nie dziwię.Podczas zdjęć przytrafiały nam się dość niezwykłe i zabawne sytuacje.Do historii serialu przeszła akcja z kozą!W scenie, dziejącej się w studiu telewizyjnym występowała żywa koza.Przysięgłam sobie, że już nigdy więcej nie będę producentem programu z prawdziwymi zwierzętami!Ekipa scenograficzna przywiozła kozę wczesnym popołudniem, przywiązaliśmy ja do drzewa w ogródku i cała telewizja latała na wyścigi, by ją oglądać.Zdjęcia trochę się opóźniły, koza obgryzła drzewko i zaczęła mieć niepokojąco duże wymiona.I okazało się, że nikt nie umie kozy wydoić.Czas mijał, zwierzę cierpiało, a ja dostawałam histerii.W końcu jedna z pań sprzątających zlitowała się i wydoiła kozę.JOANNA: Popatrz, trzeba było umieścić w scenariuszu scenę dojenia kozy.Zaczęliśmy zdjęcia w studiu.Chyba pogłupieliśmy już wszyscy po trochu.Pamiętam taki moment, kiedy operator usiłował ustawić kozę frontem do kamery (odwrotnie byłoby łatwiej) i ciągnął ją za rogi.Wtedy, stojący obok scenograf Bartuś z filozoficznym spokojem powiedział:– Niech pan jej tak nie szarpie, bo rogi mogą się urwać i trzeba będzie za to zapłacić.Argument finansowy przekonał mistrza oświetlenia.Operator puścił kozę natychmiast.Kłopot zaczął się po zakończeniu zdjęć.Ekipa od transportu kozy nie przyjeżdżała, deszcz padał, przywiązaliśmy ją na portierni, a ja już zaczęłam dostawać szału.Chcieliśmy ją odwieźć sami, tylko nie wiedzieliśmy, dokąd?Doszło do tego, że Bogdan, scenograf zadzwonił do domniemanego właściciela kozy i oznajmił, że ją przywieziemy.Okazało się, że osobista koza tego pana stoi w stodole.Bogdan ogłupiał do tego stopnia, że zażyczył sobie sprawdzenia tego faktu.Ten pan chyba też ciut ogłupiał, bo wysłał żonę do stodoły, kobieta poleciała tam w koszuli nocnej i z ulgą potwierdziła obecność kozy.Rozważałam już ewentualność noclegu zwierzątka na moim balkonie, gdy wreszcie nasza ekipa od kozy przyjechała po nią.Późno w nocy „aktorka” odjechała do domu i chyba miała dość kariery aktorskiej.A wszyscy w telewizji natrząsali się ze mnie w nieskończoność.Kiedyś asystentka kostiumologa, wracając z Warszawy pociągiem, zadzwoniła do mojego kierownika produkcji i powiedziała:– Edziu, deszcz pada, na polu pasą się kozy i mokną, powiedz Marcie, niech coś zrobi.Ekipa nasza była fantastyczna, ta krakowska oczywiście.Razem z aktorami czuliśmy się jak rodzina i naprawdę wierzyliśmy w sens tej pracy.Chciało się nam, naprawdę.Teraz to już rzadkość.No nic, nie będę się już rozwodzić nad tym tematem.I nie będę przytaczać komentarzy Joanny podczas oglądania zmontowanego dzieła, bo były dość niecenzuralne.Tak więc, na razie zakończyła się nasza przygoda z produkcją serialu.Ale, jak już wspomniałam, po cichutku piszę scenariusz z „Lesia”, scenariusz z „Babskiego motywu” złożyłam w Agencji Scenariuszowej TV i liczę, że dojdzie do realizacji filmu z książki „Romans wszechczasów”, produkcji Mariana Terleckiego, w reżyserii Olafa Lubaszenki.Piszę o tym tak dużo, bo wydaje mi się ze wszech miar słuszne przenoszenie książek Chmielewskiej na ekran.Ona ma ogromną ilość wielbicieli, którzy chętnie oglądaliby losy swoich bohaterów na ekranie.Mogłoby to być, w pewnym sensie, wskrzeszenie dobrych tradycji telewizyjnej „Kobry”.Joanna w tym czasie już przenosiła się do nowego domu, wreszcie pożegnała się z upiornym trzecim piętrem, zyskała ukochany ogródek, ja już nie miejsce dla psa do spania, lecz pokój na pięterku.Uwielbiam tam jeździć, naprawdę, nie wiem, czy Joanna jeszcze lubi moje wizyty, ale na razie nie prezentuje stanu obrzydzenia na mój widok.Ostatnio byłam u niej.I tak, jak zwykle pierwszy dzień to czas spotkań, tłum ludzi przewala się przez ten, na pozór spokojny domek.Tadzio Lewandowski, plenipotent Joanny przywiózł Patricię, przyszłego wydawcę książek Chmielewskiej we Francji, wpadła Magda Kłaczyńska, była prezenterka II Programu, teraz pani reżyser, Witek, siostrzeniec pani domu.O, miał też zajrzeć Tadzio (syn Maćka Krzyżanowskiego), żeby pogadać ze mną o aferze Rywina, ale nie zdążył.Patricia jest urocza, młoda dziewczyna, widać, że pełna zapału i entuzjazmu.Ogromnie chciała się dowiedzieć czegoś więcej na temat Joanny i jej książek.Pokazaliśmy jej mój film ze studniami w roli głównej, Magda nawet tłumaczyła jej go symultanicznie, Patricia kiwała głową, dość oszołomiona.Nie wiem, ile zrozumiała naprawdę, widać było, że starała się rzetelnie.Zadała mi trudne zadanie: chciała, żebym jej opowiedziała najśmieszniejsze fragmenty z książek Chmielewskiej.I tu sama sobie zrobiłam „ziazi” [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •